Rozdział XIX
- Molly, czekaj na mnie! Idę z tobą! - Krzyknęła Rose do kuzynki. Pomyślała, że pójdzie z nią pożyczyć coś do czytania. Uwielbiała czytać, chociaż teraz miała na to zdecydowanie mniej czasu.
- Ok, tylko się pośpiesz! - Odkrzyknęła w stronę kuzynki Molly.
Po chwili Rose zbiegła po schodach i stanęła przed kuzynką. Była ubrana w szatę szkolną, przez ramię miała przewieszoną czarną torbę z herbem Gryffindoru i miała jak zawsze rozpuszczone włosy. Dziewczyny ruszyły w kierunku biblioteki. Rose zaczęła rozmowę.
- Co słychać u twojego chłopaka? - Zapytała wesoło. Wiedziała, że Molly będzie udawać oburzenie; lubiły się tak ze sobą droczyć.
- Mogłabym zapytać ciebie o to samo. - Powiedziała z niewinnym uśmiechem Molly.
Rose zrobiła zdziwioną minę.
- Pierwsze słyszę żebym miała chłopaka. - Powiedziała zaskoczona.
- Tak? - Zapytała szeroko uśmiechnięta Molly. - A ten blondyn, który pomagał ci nieść książki?
- Scorpius?! To wcale nie jest mój chłopak! - Rose popatrzyła na kuzynkę z podejrzeniem. - A tak w ogóle to skąd o tym wiesz?
Molly roześmiała się.
- Od Albusa. Akurat wtedy tamtędy przechodził.
"No tak, teraz wszyscy będą mi dogadywać". - Pomyślała Rose.
- Dobra, Molly. Zmieńmy temat. - Powiedziała smętnie, ale zaraz uśmiechnęła się do kuzynki. Obie nie potrafiły się na siebie gniewać. Po chwili stanęły przed drzwiami prowadzącymi do biblioteki. Oprócz bibliotekarki, pani Pince, dziewczyny zobaczyły grupkę starszych, rozchichotanych Krukonek, które pani Pince co chwila musiała uciszać. Kuzynki poszukały sobie wolnego miejsca. Molly od razu znalazła książkę, która była jej potrzebna do napisania zadania z obrony przed czarną magią.
- Rose, a ty nie piszesz? - Zapytała, nie podnosząc wzroku z nad kartki.
- Nie. Napisałam już wczoraj. - Odparła Rose, wychylając się zza regału. Molly popatrzyła na kuzynkę z niedowierzaniem. Rose nigdy nie zdarzało się robić zadań wcześniej niż dzień przed zajęciami. W końcu znalazła odpowiednią książkę, pożegnała się z Molly i wyszła z biblioteki. "Jaka piękna pogoda". - Pomyślała, patrząc przez okno i ruszyła na błonia. Był ostatni dzień listopada i ostatnie ciepłe dni. "Już tak mało czasu do balu, a ja nadal nie mam z kim iść". - Pomyślała. - "A może..." Nie dopuściła do siebie nawet tej myśli. Wiedziała, że Scorpius i tak jej nie zaprosi. "Przecież to jest Ślizgon i w dodatku Malfoy". - Przemknęło jej przez myśl i obiecała sobie, że przestanie zaprzątać sobie nim głowę. Dopiero teraz zauważyła, że doszła już nad jezioro. Rozejrzała się dookoła. Wokół niej było pełno uczniów z wszystkich klas i domów. Jedni rozmawiali, jeszcze inni popisywali się swoimi zdolnościami magicznymi. Rose usiadła pod drzewem niedaleko brzegu jeziora. Wyjęła z torby książkę i zaczęła czytać. Nagle usłyszał czyjś głos i chociaż i tak wiedziała do kogo należał, odwróciła się, żeby zobaczyć co się stało.
- Co za wredna szlama. - Usłyszał zdenerwowany głos Scorpiusa Malfoy'a.
- Nawet nie wiesz jak mnie wkurza ten Potter. - Powiedział ze złością William Snape. - Powinieneś dać mu nauczkę. - Rzucił po czym dodał:
- Ja bym ci pomógł.
Rose nie usłyszała dalszej rozmowy, ale musieli rozmawiać o czymś śmiesznym, bo kiedy William szeptał coś do Scorpiusa. oboje wybuchli śmiechem. "Ciekawe w co się znowu wpakował Albus". - Pomyślała i zauważyła idącą w jej stronę Molly.
- Nareszcie skończyłam. - Powiedziała zadowolona czarnowłosa. - Chodź, poszukamy Albusa i Franka.
- Ok, już idę. - Odparła Rose, zarzucając torbę na ramię.
- Masz już partnera na bal? - Zagadnęła wesoło Molly.
- Nie. - Powiedziała smętnie Rose. - Ty pewnie idziesz ze Stenem?
- Chyba tak, ale ty też jeszcze kogoś znajdziesz.
Rose uśmiechnęła się do kuzynki. Molly zawsze poprawiała jej humor.
***
- Wybierasz się gdzieś? - Zapytała Rose kuzynkę. Molly już od pół godziny stała przed lusterkiem, przeglądając ubrania i układając włosy.
- Sten miał po mnie przyjść. Pójdziemy się przejść. - Molly lekko się zarumieniła.
Rose rozglądnęła się po nowym pokoju Molly. Bardzo chciała znów mieszkać z kuzynką, ale na razie było to niemożliwe.
- Molly, nie widziałaś mojej książki? - Powiedziała sięgając do torby.
- Nie, chyba nie.
Nagle Rose ogarnęła senność. Postanowiła wrócić do siebie.
- Nie przeszkadzam ci już. - Powiedziała z uśmiechem do Molly. - Baw się dobrze.
- Nie przeszkadzasz mi. Fajnie, że przyszłaś. - Wyznała wesoło kuzynka.
Rose wstała z łóżka i ruszyła korytarzem do swojego pokoju. Była bardzo zmęczona i marzyła o tym, żeby się położyć. Nagle zobaczyła Neville'a zbiegającego po schodach.
- Cześć Frank.
- Cześć Rose, mogłabyś...
- Nie teraz Frank. Później pogadamy, ok? - Powiedziała i nie czekając na odpowiedź, ruszyła do pokoju. Kiedy położyła się na łóżku odeszła ją ochota do spania. Postanowiła się pouczyć na eliksiry. Była trochę do tyłu z materiałem, a nie chciała narazić się na kpiny Snape'a, szczególnie przy Ślizgonach. Ledwo otworzyła książkę, do pokoju weszła Gryfonka, Sandra Evans.
- Rose, ktoś czeka na ciebie na korytarzu. - Powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
"Ciekawe kto". - Pomyślała Rose.
- Dzięki Sandra. Już idę. - Odparła, zwlekając się z łóżka. Była bardzo ciekawa, kto na nią czeka. "Może to tylko czyjś kolejny wygłup". Wyszła na korytarz. Nie było tam nikogo oprócz wysokiego jasnowłosego chłopaka. Stał do niej tyłem i jeszcze nie zauważył, że Rose się w niego wpatruje. Serce dziewczyny zabiło szybciej. Dopiero po chwili chłopak się odwrócił, podszedł do niej i spojrzał w jej błękitne oczy.
- Cześć Rose. - Powiedział pewnym głosem i z beztroskim uśmiechem Scorpius Malfoy.
- Cześć Scorpius. - Odparła trochę nieśmiało Rose.
- Przyszedłem ci coś oddać. - Wyjął zza pleców książkę, którą Rose pożyczyła dziś rano z biblioteki. - To chyba twoje.
- Tak, dzięki. - Powiedziała Rose. - Skąd wiedziałeś, że to moje?- Zapytała z ciekawością.
- Widziałem cię popołudniu nad jeziorem. - Odpowiedział Scorpius przeczesując ręką swoje blond włosy. - Może się gdzieś przejdziemy?- Zaproponował.
- Czemu nie. - Zgodziła się Rose.
Zapadła cisza. Rose, tak samo chyba jak Scorpius, zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Oboje przyglądali się sobie. Milczenie przerwał dopiero Scorpius.
- Tak w ogóle to przyszedłem, żeby cię o coś zapytać. - Kiedy to mówił Rose zrobiła pytającą minę. - Idziesz już z kimś na bal? - Zapytał niespodziewanie.
Rose nie przypuszczała, że chłopak ją o to zapyta. Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, a czemu pytasz?
- No to może... Może pójdziesz ze mną? - Zapytał z nadzieją w głosie.
Rose otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. "Czy to możliwe, żeby Scorpius Malfoy zaprosił mnie właśnie na Bal Bożonarodzeniowy?" - Zapytała w myślach samą siebie.
- Tak, chętnie z tobą pójdę. - Odpowiedziała, lekko się rumieniąc.
- Super. - Scorpius powiedział z zadowoleniem. - Wiesz, Rose muszę już lecieć. Do zobaczenia jutro. - Powiedział i pobiegł w stronę swojego pokoju. - Szkoda, że nie jesteś w Slytherinie! - Krzyknął jeszcze w jej stronę.
- A to czemu? - Zawołała, ale nie usłyszała już odpowiedzi. Po chwili dodała szeptem:
- Cudownie.
Wyobraziła sobie siebie i Scorpiusa tańczących na balu. Nagle uświadomiła sobie coś strasznego. "O Boże, przecież ja nie mam sukienki". Postanowiła w duchu, że zaraz rano pobiegnie do Hogsmeade kupić suknię. Rozanielona ruszyła w kierunku pokoju. Po jej głowie kłębiły się różne wizje jutrzejszego balu. "Już się nie mogę doczekać". Chciała od razu pobiec i opowiedzieć Molly o spotkaniu ze Scorpiusem. Wiedziała, że to niebezpieczne, bo profesor McGonagall zabroniła się odwiedzać, a poza tym po korytarzach przechadzał się Flich. "Powiem jej rano". - Zdecydowała. Chciała znów mieszkać z kuzynką w dormitorium Gryfonów. Rose na razie mieszkała z Gryfonką, Sandrą Evans i dwiema Ślizgonkami, Cruellą Scar' Terrible i Kate Sparry. Te ostatnie były bardzo wredne. "W końcu to Ślizgonki. Nie ma się co dziwić". - Często powtarzała Sandra. Rose nie chciała już dłużej myśleć o tych Ślizgonkach. Myślami była już zupełnie gdzie indziej; przy pewnym jasnowłosym chłopaku. Niestety musiała przerwać swoje rozmyślania, bo właśnie weszła do pokoju. Nie zobaczyła w nim na szczęście Ślizgonek.
- Cześć Rose. - Powiedziała Sandra. - Długo cię nie było. - Dodała z szerokim uśmiechem.
Rose już miała coś powiedzieć, kiedy zobaczyła w drzwiach Cruellę.
- O, ktoś tutaj chyba był na randce. - Powiedziała z ironią w głosie i wymownie popatrzyła na Rose.
- A nawet jakby to co? - Zapytała opanowanym głosem Gryfonka.
- Ciekawe tylko z kim. - Wtrąciła się do rozmowy Kate.
- To chyba nie jest twoja sprawa. - Odparła bardzo miłym tonem Rose i odwracając się na pięcie, ruszyła w kierunku pokoju. Tuż za nią pobiegła Sandra.
- Nie przejmuj się nimi. - Powiedziała.
- Nie mam zamiaru. - Odparła z uśmiechem Rose.
***
- Znalazłeś sobie w końcu dziewczynę na bal? - Zapytał William Snape wykładając nogi na stół.
- No pewnie. - Odpowiedział Scorpius Malfoy przeczesując ręką włosy.
- Co to za Ślizgonka?
- A skąd wiesz, że to Ślizgonka? - Zapytał z uśmiechem Scorpius. - Ja tego nie powiedziałem.
- No chyba mi nie powiesz, że to Puchonka albo... - Uśmiechnął się. - albo Gryfonka.
- Zobaczysz jutro. - Odpowiedział blondyn i poszedł w kierunku pokoju. William nie dawał jednak za wygraną.
- A ładna chociaż?
- Bardzo. - Powiedział Scorpius ziewając.
- Stary, ty się chyba nie zakochałeś?! - William zerwał się z fotela.
- Żartujesz? Pewnie, że nie. - Powiedział i zostawił Williama, który uśmiechał się z niedowierzaniem i przebiegłą miną.
***
Kiedy Rose się obudziła, przez okno wpadały już promienie porannego słońca. Obudziła ją krzątająca się po pokoju Sandra.
- Przepraszam, że cię obudziłam, Rose. - Powiedziała, kiedy zobaczyła, że Rose właśnie otworzyła oczy.
- Nic nie szkodzi. - Odparła, przeciągle ziewając. - Już dawno powinnam wstać. - Dodała z uśmiechem. Dopiero teraz zauważyła, jak Sandra ślicznie wygląda w swojej zielonej sukni na wieczorny bal. Wspaniale wyglądała w biżuterii, która świetnie komponowała się z sukienką.
- Ślicznie wyglądasz. - Powiedziała z zachwytem Rose. - Z kim idziesz?
- Z Thomasem Turner'em z Hufflepuff'u. - Powiedziała z uśmiechem. - A ty masz już sukienkę?
- Jeszcze nie. Właśnie idę do Hogsmeade. - Odrzekła Rose i wyszła z pokoju. Otwierając drzwi, zderzyła się z Cruellą.
- Uważaj jak chodzisz. - Krzyknęła Ślizgonka, robiąc przy tym głupią minę.
Rose parsknęła śmiechem i pobiegła w kierunku wyjścia z zamku. Na korytarzu pełno było rozchichotanych dziewczyn, które chwaliły się swoimi partnerami na bal. Rose pomyślała, że pewnie żadna z nich nie ma problemu z suknią. "Ciekawe co robi Molly". - Pomyślała i doszła do wniosku, że kuzynka na pewno nie odłożyła na ostatnią chwilę zakupów. Kiedy doszła do Hogsmeade, bez problemu znalazła sklep z sukienkami. Po godzinie trzymała już w rękach śliczną, długą, czerwoną suknię. "Będzie idealna". Kiedy mijała Karczmę Madame Rosmety, postanowiła wstąpić do niej na chwilę. W środku nie było dużego ruchu. Oprócz kilku starszych Ślizgonów i Puchonek w karczmie nie było nikogo. Prawie nikogo. Rose dopiero teraz zauważyła na samym końcu sali postać ubraną w długą, czarną szatę z kapturem na głowie, pochylającą się nad kuflem. Nagle odeszła ją ochota siedzenia w karczmie. Kiedy przechodziła koło postaci, ta sięgnęła do kieszeni. W tym momencie drzwi karczmy otworzyły się i stanął w nich wysoki mężczyzna o czarnych włosach i ciemnej cerze. Kiedy wszedł, postać podniosła się i ukłoniła w jego stronę nadal ukrywając twarz. Czarnowłosy mężczyzna usiadł na przeciwko postaci w kapturze.
- Wszystko już gotowe. - Powiedziała szeptem postać. Rose musiała trochę się przybliżyć, żeby cokolwiek usłyszeć.
- Mam nadzieję. - Powiedział ten drugi, kładąc rękę na różdżce. Niestety Rose nie usłyszała nic więcej, bo do karczmy weszła grupa Gryfonów, a tajemnicza postać w kapturze wyszła. Rose doszła do wniosku, że też powinna już wrócić do zamku, bo inaczej nie zdąży przygotować się na bal.
***
Po trzech godzinach Rose stała przed lustrem prawie gotowa. Czerwona suknia idealnie na niej leżała i wspaniale komponowała się z jej długimi, jasnobrązowymi włosami.
Uśmiechnęła się do swojego lustrzanego odbicia. Robiła jeszcze ostatnie poprawki. Musiała się pospieszyć, bo lada chwila miał zjawić się Scorpius. Nagle usłyszała energiczne pukanie do drzwi.
- Otwarte! - Krzyknęła, po czym chwyciła koniec sukni i ruszyła po schodach w kierunku drzwi. Scorpius czekał na nią na dole. Kiedy ją zobaczył, aż otworzył usta z zachwytu.
- Pięknie wyglądasz. - Powiedział po chwili.
Rose uśmiechnęła się.
- Dziękuję. Ty też. - Odparła z uśmiechem.
Była to prawda. Scorpius zawsze był elegancki, ale tym razem przeszedł samego siebie. Był ubrany w gustowny, czarny garnitur, białą koszulę, a pod szyją miał zapiętą białą muchę. Włosy miał zaczesane do tyłu i kiedy tak stał przed Rose, przypominał jej jego ojca, Dracona Malfoy'a.
- To co, idziemy? - Zapytał i podał jej rękę.
Rose kiwnęła głową, wyszli z pokoju i ruszyli w stronę Wielkiej Sali. Mijały ich roześmiane pary, zaproszeni przez Dumbledore'a goście i nauczyciele. Kiedy weszli do sali, na twarzach innych uczniów można było dostrzec wyrazy zachwytu. Dziewczyny ze wszystkich klas i domów wpatrywały się w Scorpiusa z podziwem, a w Rose z zazdrością. Ona rozglądała się na wszystkie strony, ale nigdzie nie zobaczyła Molly. "Pewnie jeszcze nie przyszła". -Pomyślała. Nagle Scorpius przechylił się gwałtownie do przodu. Rose oglądnęła się za siebie i zobaczyła Williama Snape'a, który klepnął Scorpiusa w plecy.
- Miałeś rację co do niej, stary. - Powiedział patrząc na Rose. - Zostawiam was samych. - Mówiąc to mrugnął do Rose. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Po chwili William zniknął z widoku. Wszyscy zaczęli tańczyć. Rose popatrzyła na Scorpiusa.
- Może zatańczymy? - Zaproponował.
- Jasne. - Odparła odgarniając włosy z ramion. Scorpius objął ją w talii. Rose położyła ręce na jego ramionach i zaczęli tańczyć. Było dokładnie tak, jak sobie wyobrażała. Popatrzyła w jego szare oczy. Scorpius nachylił się do niej.
- Masz piękne oczy. - Wyszeptał.
Rose oblała się rumieńcem.
- Za to ty świetnie tańczysz. - Odparła również szeptem. Chłopak uśmiechnął się szelmowsko. Wzrok Rose powędrował do stołu nauczycielskiego. Zobaczyła przy nim ostatnią osobę, którą spodziewałaby się tam ujrzeć. Przy stole, po prawej stronie Dumbledore'a siedział czarnowłosy mężczyzna z karczmy. Dziewczyna nie zastanawiała się długo, co on tam robi, bo Scorpius znów zaczął do niej szeptać. Rose odpowiedziała uśmiechem i kolejne dwa tańce przetańczyli w milczeniu, patrząc się na siebie. Kiedy oboje się zmęczyli, Scorpius zaoferował, że pójdzie po coś do picia. Rose opadła zmęczona na krzesło. Było jej potwornie gorąco. Rozglądnęła się po sali. Zobaczyła Krukonkę, Mary Jones McRoad tańczącą z Juanem McQuen'em, Sandrę Evans i Thomasa Tutner'a oraz Kate Sparry i Williama Snape'a. Zamknęła oczy. Nagle rozległ się czyjś przerażony krzyk.
- Wampiry!
Rose błyskawicznie otworzyła oczy. Zobaczyła deszcz czarnych, zakapturzonych postaci. Wampiry rozbiegły się po całej sali. Nauczyciele próbowali bezskutecznie zapanować nad sytuacją. Jeden z potworów powolnym krokiem zbliżał się w jej stronę. Rose niewiele myśląc wycelowała w niego różdżkę.
- Rictusembra! - Krzyknęła. Oszołomiony wampir jęknął z bólu i upadł na podłogę. Rose raniła kolejne potwory. Wiedziała, że jeśli ona ich nie pokona, to one prawdopodobnie ją zabiją. Czuła, że za chwilę zabraknie jej już sił, zemdleje i osunie się na podłogę. W tym momencie poczuła, że się z kimś zderzyła. Gwałtownie odwróciła się do tyłu. Zobaczyła Scorpiusa, który bronił się przed potworami. Mimo beznadziejnej sytuacji uśmiechnął się do Rose swoim szelmowskim uśmiechem. Nagle dostrzegła, że wampiry otoczyły Molly. Rose krzyknęła. Zerwała się na pomoc kuzynce. Łzy napłynęły jej do oczu. Chciała pobiec i pomóc Molly się przed nimi bronić. Poczuła silne szarpnięcie. To Scorpius złapał ją za rękę. Próbowała się wyrwać, ale on nie miał zamiaru jej puszczać. Teraz wampiry zaczęły ich otaczać. Oboje miotali zaklęciami na wszystkie strony. Potworów nadal nie ubywało. W tej chwili rozległ się głęboki, donośny i opanowany głos dyrektora, który wymówił formułę jakiegoś skomplikowanego zaklęcia, po którym wszystkie wampiry zniknęły. Rose nie zobaczyła nigdzie Scorpiusa, więc pobiegła do Molly, która obejmowała Stena.
- Nic ci nie jest? - Zapytała z troską w głosie kuzynkę.
- Nie. Na szczęście nie. - Powiedziała z uśmiechem Molly.
Rose dopiero teraz zauważyła Scorpiusa i Williama, idących w stronę wyjścia.
- Przepraszam was na chwilę. - Powiedziała w stronę przyjaciół i pobiegła w stronę dwóch Ślizgonów.
- Scorpius! - Zawołała. Blondyn odwrócił się w jej stronę. William z łobuzerskim uśmiechem szepnął mu coś na ucho i po chwili jasnowłosy chłopak zbiegał do niej po schodach.
- Tak? - Zapytał z ciekawością w głosie.
- Dziękuję... - Powiedziała Rose i odwróciła się, żeby odejść. Znów poczuła szarpnięcie. Scorpius odwrócił ją do siebie, nachylił się nad nią i wyszeptał:
- Przyjdź o 22 tam, gdzie ostatnio.
- Na pewno będę. - Powiedziała, uśmiechając się do niego. Chłopak popatrzył jej w oczy i uśmiechnął się łobuzersko.
- Teraz możesz iść. - Powiedział i sam pobiegł do czekającego na korytarzu Williama. W tym momencie podeszła do niej Molly.
- Nie wmawiaj mi teraz, że to nie twój chłopak. - Powiedziała z uśmiechem.
- Ale...
Nie dokończyła, bo odezwał się głos Dumbedore'a, który ogłosił, że od jutra uczniowie mogą wrócić do swoich starych pokoi. Rose nie usłyszała nic więcej, ponieważ zastanawiała się, po co Scorpius chciał się z nią spotkać.
***
Kiedy znalazła się w pokoju, nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Z niecierpliwością czekała, aż zegarek wybije umówioną godzinę. Sandra już dawno poszła spać, a Ślizgonki zachowywały się wobec niej jeszcze gorzej niż poprzednio tylko dlatego, że to ją Scorpius zaprosił na bal, a nie którąś z nich. W końcu naburmuszone poszły spać. Rose siedziała sama w otaczającej ją ciemności. Cały czas spoglądała na zegarek, jakby miało to przyspieszyć czas. Poczuła, że strasznie chce się jej spać. Wiedziała, że jeśli teraz zaśnie to obudzi się dopiero nad ranem. Wkrótce, nie wiedząc kiedy, zasnęła. Obudziła się po krótkim czasie. Szybko sięgnęła po zegarek.
"Za 15 minut. - Pomyślała. - Jeszcze zdążę". Wybiegła z pokoju i ruszyła ciemnym korytarzem w stronę miejsca jej ostatniego spotkania ze Ślizgonem. Starała się iść jak najciszej, jednak wcale jej to nie wychodziło. Pomyślała, że wcale by się nie zdziwiła, gdyby ktoś ją tutaj zobaczył. Nagle na końcu korytarza zobaczyła migoczące światło. "To pewnie Flich albo McGonnagal". - Pomyślała ze złością. Jednak z ciemności nie wyłonił się żaden z nauczycieli, ale tak samo przestraszona Molly.
- Rose, ale mnie wystraszyłaś.
- Ty mnie też. - Odparła Rose. - A tak w ogóle to co ty tu robisz?
- Idę do Stena. Chciał mi coś powiedzieć. - Powiedziała, rumieniąc się Molly. - A ty gdzie się wybierasz?
- Do Scorpiusa. On też chciał ze mną rozmawiać. - Odparła Rose z uśmiechem i obie ruszyły przed siebie. Szły w kompletnych ciemnościach. Jedynym źródłem światła był blask księżyca wpadający przez okna. Rose była szalenie ciekawa, co chciał od niej Scorpius. "A co jeśli to był żart?" Zdała sobie jednak sprawę, że jeśli byłby to głupi dowcip, to chłopak nie zachowywałby się tak na balu. Nagle Molly mocno ścisnęła ją za rękę i ze strachem popatrzyła przed siebie. Rose dopiero teraz zauważyła w oddali dwie poruszające się w ich stronę osoby. Kiedy padł na nie blask księżyca, dziewczyna zobaczyła, że wyglądają zupełnie jak postacie z karczmy. Cienie coraz szybciej zbliżały się w ich stronę.
- Molly, zawróćmy. - Szepnęła Rose. Kuzynka twierdząco kiwnęła głową. Kiedy się odwróciły dostrzegły, że za ich plecami również skradają się dwie postacie. "Proszę, tylko nie wampiry". - Pomyślała Rose, wyciągając różdżkę. Molly zrobiła to samo. Kuzynki stanęły tyłem do siebie.
- Expelliarmus! - Krzyknęły niemal w tym samym momencie. Zaklęcie rozbrajające odbiło się od postaci w kapturach, uderzając w dziewczyny. Rose po chwili stanęła na nogi z różdżką w ręku. Jedna z postaci podniosła Molly do góry silnym szarpnięciem za rękę. Rose stanęła w obronie kuzynki.
- Zostaw ją ty... - Nie dokończyła, bo postać zdjęła kaptur odsłaniając bladą twarz i spiczaste kły. Dziewczyny krzyknęły przerażone.
- Śmiało, dokończ. - Powiedział ze strasznym uśmiechem. Reszta wybuchnęła śmiechem. W tym momencie Molly wyrwała się, chwyciła swoją różdżkę i wycelowała ją w potwora o bezczelnym uśmiechu. Kolejny raz rzuciła na niego zaklęcie rozbrajające, które i tym razem odbiło się od niego.
- Teraz już się nie wywiniecie. - Syknął. Rose miała cichą nadzieję, że ktoś je uratuje. Dziewczyna była przerażona, ale nie dała tego po sobie poznać. Popatrzyła na Molly. Kuzynka popatrzyła na nią z rezygnacją. W tym momencie wampir, z którym rozmawiały wycelował w nie różdżkę.
- Compesco! - Krzyknął z tryumfalnym uśmiechem. Nagle obie stanęły ciasno ściśnięte niewidzialnym sznurem. Rose skrzywiła się z bólu. Molly zaczęła szarpać się w więzach, próbując się uwolnić.
- Rose, co teraz? - Zapytała szeptem, zdając sobie sprawę, że nie dadzą rady się uwolnić. Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, bo wampiry odwróciły się w ich stronę.
- Drętwota. - Powiedział bezceremonialnie jeden z nich. Rose poczuła silny ból rozsadzający jej czaszkę, zrobiło jej się słabo, po czym bezwładnie opadła na podłogę.
(Autorka: Kinga)