Rozdział XVIII
Mara stała na ściółce leśnej, resztkami sił trzymając się na nogach. Wiatr dął niemiłosiernie w jej zmarznięte uszy, ale Puchonka już tego nie czuła. Nie czuła już nic. Przed oczami cały czas miała rozmazany obraz Blaise’a z długimi wampirzymi kłami. Próbowała sobie to jakoś wytłumaczyć. Przemówić do rozsądku, że to przecież niemożliwe. Ale nie mogła. Podobno nadzieja umiera ostatnia, więc niech tak zostanie. W jej sercu nadal płonął mały płomyczek nadziei. Przecież Blaise był ze szlacheckiej rodziny. Z rodu Zabinich. To przecież niemożliwe. Do jej oczu zaczęły napływać gorące łzy, ale tego też nie czuła. Była jak lalka. Jak szmaciana lalka, którą za chwilę zdmuchnie wiatr. Słyszała krzyki Vassili’ego, ale z drugiej strony ich nie słyszała. Wszystko było takie względne. Jeszcze wczoraj była pewna, że czuje coś do Zabiniego. Całowała się z nim i przytulała, a dziś okazuje się, że całowała wampira! To nie do pomyślenia. Nie przejmowało ją teraz nic. Chciała jakiegoś logicznego wytłumaczenia od Blaise’a, ale wiedziała, że nie nadejdzie. Chciała uciec, ale jej własny organizm jej na to nie pozwalał. Czemu? Czemu nie mogła po prostu uciec? Jej podświadomość domagała się wytłumaczenia mimo, że dobrze wiedziała, że go nie dostanie.
Nagle coś się wydarzyło. To były ułamki sekund, kiedy Vassili rzucił się z kołkiem na Blaise’a. Łowca opadł nieprzytomny na ziemię. To Mariette. Właściwie nie ona, a jej podświadomość, zrobiła to za nią. Zamaszystym ruchem uderzyła w głowę Vassiliego jakąś grubą gałęzią. Nie chciała tego, ale to się stało. Dziewczyna spojrzała spłoszona na Blaise’a. Właśnie znokautowała jedyną osobę, która mogła ją obronić przed wampirem. Ale wyraz twarzy Blaise’a bardziej ją zaintrygował niż mrzonki o własnej śmierci z rąk własnego chłopaka. Wyraz twarzy Zabiniego nie wyrażał wcale żądzy krwi czy mordu. Wyrażał coś dużo gorszego dla Mary. Wyrażał ból. Nieprzenikniony ból i coś podobnego do… wstydu? Mariette chciała go odruchowo przytulić i pocieszyć, gdy przypomniała sobie w jakiej znajduje się sytuacji. Nagle Blaise w wampirzym tempie znalazł się obok niej. Puchonka ze strachem w oczach i przerażeniem w gestach zaczęła się cofać. Strzepnęła dłonie wampira, które położył jej na ramionach. Nie chciała, by ktokolwiek ją teraz dotkał. Nie, nie chciała by robił to Blaise.
- Mara uspokój się. - Mówił powoli Blaise, a Mara próbowała się odwrócić, by uciec od jego wzroku.
- Zostaw mnie! - Krzyknęła w końcu przez łzy, nie mogąc wydostać się z uścisku Ślizgona.
- To nie tak jak myślisz…. - Tłumaczył się, a jego oczy również zaczęły się szklić. Było mu przykro. Przykro, że tak niewinna istota jak Mariette Venom musiała to oglądać. Ale to nie była prawda. Oszukiwał się. Tak naprawdę było mu przykro, bo teraz Mara wiedziała.
- Nie jest tak jak myślę?! - Krzyknęła Mara, wybuchając szaleńczym śmiechem. Wyglądała jakby oszalała. - Jesteś bestią! - Krzyknęła przez śmiech, a Zabini westchnął. Widocznie nie było innej drogi. Podniósł podbródek Puchonki tak, by zrównać się z nią wzrokiem.
- Zapomnisz o wszystkim co tu się stało. - Zahipnotyzował Marę Blaise i zniknął w ciemnościach. Mara stała jeszcze przez chwilę w kompletnym amoku, po czym zemdlała.
***
Mara obudziła się na środku Zakazanego Lasu. Do twarzy przykleiły jej się zeschłe liście. Inny uczeń pewnie panikowałby, że znalazł się na środku Zakazanego Lasu, ale Mariette była przyzwyczajona do takich lokacji. W końcu ojciec objaśniał jej swój zawód, gdy tylko miał na to czas. Ale Mariette się nie bała. Zachodziła tylko w głowę o to, co ona tu robi i jak tu przywędrowała? Kompletnie nie pamiętała, żeby szła do Zakazanego Lasu. To było dziwne. Bardzo dziwne. Ale Mara uznała, że to po prostu skutki kremowego piwa i ma teraz ważniejsze sprawy na głowie. Wstała, otrzepała się i ruszyła w stronę Hogsmeade, gdzie miała zamiar kupić suknię na bal, na który oczywiście szła ze swoim ukochanym chłopakiem - Blaisem.
***
- Hej gdzie moja suknia? - Wrzeszczała Laura krzątając się po pokoju.
- Ja się pytam gdzie mój lakier, kradzieje? - Krzyczała Mara. Była już w pełni ubrana w swój strój. Trochę kosztował, ale było warto. Efekt był oszałamiający. Nie była to zwykła, sztywna suknia. Wyglądała tak:
Jednak do szczęścia potrzeba było jej jeszcze fryzury. Gdy już udało jej się dorwać lakier do włosów spod poduszki leżącej na krześle, łapczywie zaczęła ustawiać włosy. Zdziwiło ją trochę nastawienie Molly. Co prawda mówiła, że nie idzie ze Stenem, ale dziś wyglądała na wyjątkowo zdołowaną. To było bynajmniej dziwne. Przecież Molly tak długo czekała na ten bal, a dziś wyglądała jakby on jej w ogóle nie cieszył. Mara nie potrafiła już nadążyć za humorkami dziewczyn. Gdy po dwóch godzinach przygotowań, czterech kilogramach tapety i ośmiu załamaniach nerwowych przy próbie założenia za małych butów, Mara wyszła z pokoju kierując się do sali, w której miał się odbyć bal, czuła się jak bogini. Szła otoczona spojrzeniami innych uczniów zalotnie oddając im spojrzenia. Wiedziała, że Zabini byłby zły gdyby to zobaczył, ale ona nie jest zwierzęciem w klatce i może robić co chce. Po rannej próbie przypomnienia sobie co robiła wczoraj w Zakazanym Lesie poddała się i zostawiła sprawę do samoczynnego rozwiązania. Weszła do mocno rozświetlonej Sali szukając wzrokiem Blaise’a. Niestety nie zauważyła go. Postanowiła przejść się po sali i poszukać go. Ale nadal go nie znalazła. Po odpytaniu Scorpiusa i Willima dowiedziała się, że chłopacy od wczoraj go nie widzieli. Usiadła smętnie na krześle w towarzystwie piwa kremowego. Co jakiś czas zaczepiali ją jacyś chłopacy, ale zbywała ich. Czekała na Blaise’a wątpiąc czy się doczeka. Było coraz gorzej. Muzyka była coraz gorsza, a Romeo dalej nie pojawiał się na horyzoncie.
Wtedy to się stało. Mara usłyszała czyjś krzyk wołający "Wampiry!" i rozpętało się piekło. Uczniowie biegali jak poparzeni po sali chowając się gdzie się da. Inni uciekali przed tym, czego Mara nie zauważyła kilka sekund temu. Przed wampirami. To było straszne, na sali panował chaos, a Mariette zamarła. Po chwili poczuła za sobą kroki. Odwróciła się w tamtą stronę przygotowując już różdżkę. Przed sobą zobaczyła ubranego na czarno, starego wampira idącego do niej z żądzą mordu w oczach.
- Drętwota! - Krzyknęła Mara, ale spudłowała i zaczęła się cofać.
- Expelliarmus! - Krzyknęła, ale wampir pod wpływem zaklęcia tylko się zachwiał. Nagle poczuła coś zimnego na plecach. Ścianę. Nie miała gdzie już się cofnąć. Nie wiedziała, co robić i wtedy zjawił się on. Blaise wskoczył między nią, a wampira.
- Zaprawdę, Taulosie, czy musisz rzucać się na wszystko co chodzi? - Zapytał, a Mara zachodziła w głowę do kogo mówi. Skąd mógł znać imię wampira? Poza tym, ten dziwny język. "Zaprawdę"? Kto w tych czasach używa tego słowa?
- Nie twoja sprawa młodzieńcze. - Powiedział ochrypłym głosem Taulos. - Odsuń się jeśli łaska. - Poprosił, ale Zabini stał twardo w miejscu.
- Powiedziałem, odsuń się. - Powtórzył Taulos.
- Nie. - Odpowiedział pewnie Ślizgon. - Zostaw ją.
- Chcesz ze mną zadzierać? - Pytał Taulos z nutą rozbawienia w głosie.
- Zostaw ją. - Powtórzył ostro Blaise. W tym momencie ze szczęki Taulosa wysunęły się dwa ostre kły i wampir rzucił się do gardła Zabiniemu. Ku wielkiemu przerażeniu Mary, Blaise zrobił to samo. Przed Mariette toczyła się zacięta walka dwóch wampirów, ale do niej jakby nie dochodziło to co się dzieje. Widok kłów Blaise’a wywarł na niej za duży szok. Nagle słychać było tylko podniesiony głos Dumbledore’a i wszystkie wampiry znikły. Mara stała jak spetyfikowana kilka minut dopóki nie podbiegła do niej Molly Weasley.
- Mara, co jest? - Spytała zatroskanym głosem dziewczyna.
- Ta postać, ta postać to… - Ale Mara nie dokończyła zdania. Zemdlała z nadmiaru emocji.
(Autorka: Ella Nightmare)
Brawo, brawo, brawo! Jestem dumna, że u nas piszesz! Piękny, staranny, dopracowany rozdział. Dziękuję za solidną pracę nad nim :*
OdpowiedzUsuńEvenstar
Z początku nie mogłam uwierzyć, w autora tej notki. Nie jest to krytyka, ale prawdziwe zaskoczenie, ponieważ, gdyby porównać Twoje wcześniejsze rozdziały do teraźniejszego, to w życiu nie rozpoznałabym, w nich twojej ręki. Chyba powinnam teraz napisać
OdpowiedzUsuńcoś w stylu "Super rozdział", ale nadal nie mogę uwierzyć, że tak
szybko zmieniłaś swój styl. Nawet Houdini nie zrobiłby tego lepiej!
Nawet nie mogę przyczepić się do literówek, skandal! Atak wampirów wyszedł Ci jak najbardziej realnie, przerażona Mara, to prawdziwa Mara. Blaise jak dla mnie, wypadł ,w jak najbardziej pozytywnym świetle.Obronił Mariette, chociaż przyznam, że niczego inne się po nim nie spodziewałam.
Życzę dużo natchnienia i więcej takich rozdziałów, gdzie wampir jest wampirem ;D
Hej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz u mnie ;**
Bardzo lubię Harrego Pottera, więc jak tylko będę miała czas to przeczytam i skomentuję Twojego bloga :)
Ściskam ;*
Maja ;)
Rozdział jest naprawdę świetny i ciekawy. :3
OdpowiedzUsuń