czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział XVI

W poprzednich rozdziałach:
Scorpius i Rose odsiadują karę po lekcjach. Pilnuje ich Filch. Molly również zarobiła szlaban. Ma go odsiadywać przez cały tydzień, codziennie o szesnastej. Jednocześnie kuzynki wciąż myślą o drugim zadaniu. Mo przyświeca jednak główny cel: chce odnaleźć Retta. Rose, Juan i Marcus oferują jej pomoc. Czy przyjaciele odnajdą Retta Butlera? Czy kuzynkom uda się rozwiązać zagadkowe, drugie zadanie? Jak poradzi sobie Molly ze szlabanem i który z nauczycieli będzie ją pilnował? 

Molly niechętnie podeszła do drzwi gabinetu McGonagall i przystanęła. Poprawiła pasek kolorowej torby i uśmiechnęła się sama do siebie. Ubrana była w krótką, zwiewną sukienkę i swoje ulubione trampki. Mimo woli pomyślała, że spodobałaby się dzisiaj Stenowi. Na samą myśl o chłopaku, oczy zaszły jej mgłą.


Zapukała do gabinetu pewnie, odczekała chwilę i weszła do środka. Przy biurku siedziała McGonagall. Podniosła na nią swój surowy wzrok, a Mo odwzajemniła się jej figlarnym uśmiechem. Profesor poprawiła kołnierz swojej szaty i powiedziała:
- Usiądź, Molly Weasley. 
Mo posłusznie przysunęła sobie krzesło i rzuciła torbę na ziemię. Poczuła się jak bohaterka. "Gdyby tylko tata mnie widział..." - Pomyślała z dumą.
- A więc Molly Weasley, wiesz czemu się tu znalazłaś. 
- Tak, proszę pani. - Kiwnęła głową i znów leciutko się uśmiechnęła. 
McGonagall znowu poprawiła kołnierz. "Czy ona musi być taka niepoważna?" - Pomyślała i mimo woli przypomniała sobie nieznośnego George'a Weasleya. 
- Czy... twoi rodzice już wiedzą o twoim... hm... nagannym zachowaniu na lekcji eliksirów?
Molly machnęła ręką. 
- Tak. Mama upomniała mnie w liście, że takie zachowanie nie przystoi dziewczynie. Całe szczęście, nie wysłała mi wyjca. - Tu roześmiała się głośno, odrzucając głowę do tyłu. - To dopiero byłyby heca. Ale tata...
- Tak? Co powiedział na to twój tata? 
Molly zaczerwieniła się i odparła niepewnie:
- Też... mnie... zganił. 
- Czyżby? - Zapytała McGonagall mrużąc i tak małe oczy. - Jakoś w to nie wierzę.
Mo zaczęła się wiercić na krześle. 
- Powiedział, że Snape'owi... znaczy profesorowi Snape'owi należało się, i że on gdyby tu był dałby mu niezły wycisk i...
- Dobrze! - McGonagall przerwała gwałtownie ten potok słów. - Wystarczy! 
Mo zamilkła i tylko na jej twarzy błąkał się cień ironicznego uśmiechu. McGonagall zaczerpnęła tchu i przeszła się po sali. Gdy znów usiadła na krześle, jej twarz znów była spokojna.
- A więc. Codziennie przez cały tydzień masz szlaban. O 16 - tej. Codziennie, zrozumiano?
- Mhm. 
- I nie wolno ci opuścić ani jednego dnia, zrozumiano?
- Mhm.
- I nie możesz się spóźniać, zrozumiano?
- Mhm. 
- I musisz wypełniać wszystkie polecenia pilnującego cię nauczyciela, zrozumiano?
- Mhm. 
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Mhm... Znaczy tak, pani profesor. - Poprawiła się natychmiast Mo i ocknęła się z zamyślenia. Właśnie przypomniała sobie niezwykle śmieszną historię, kiedy ona i Rose bawiły się w duchy i straszyły ludzi pracujących w lesie. Na jej twarzy pojawił się szelmowski uśmiech, gdy pomyślała o tym, jak ona i  jej kuzynka wyły ukryte w krzakach. Brzmiało to jak pieśń miłosna jakiegoś wilka. Popatrzyła z szerokim uśmiechem na McGonagall i dostrzegła w jej oczach tak surowy wyraz, że odchrząknęła i spuściła oczy. 
- Zaczynasz od dzisiaj. 
- Tak, proszę pani. - Przytaknęła Molly, wpatrując się w czubki własnych trampek. Powstrzymała z trudem kolejne wspomnienie, które nasuwało jej się na myśl, ale kąciki jej ust niebezpiecznie zadrgały.
- Nauczycielem, który będzie cię pilnował jest... profesor Snape. 
- Że co?! - Molly gwałtownie podniosła się z miejsca i popatrzyła ze zdziwieniem, strachem i złością na opiekunkę domu.
- No cóż, kara musi być adekwatna do winy, więc wybrałam nauczyciela eliksirów. 
- A-ale... Czy nie mogłabym sprzątać z panem Filchem, albo przepisywać jakichś ksiąg razem z panią? Jestem w tym niezła. 
To mówiąc chwyciła do ręki pióro McGonagall, z którego natychmiast zaczął skapywać atrament. Niebieski płyn spadł na podłogę, tworząc dwa wielkie kleksy. Mo cofnęła się i gorączkowo złapała do rąk jakąś księgę. Otworzyła ją jednak tak niefortunnie, że wydarła z niej jedną kartkę. McGonagall podeszła do niej i wziąwszy z jej rąk gruby tom, odłożyła go z powrotem na półkę. 
- Właśnie widzę. Przykro mi, ale decyzja już zapadła.  
- To niech pani zmieni decyzję! - Krzyknęła Mo, a echo powtórzyło to zdanie kilkanaście razy. 
- Molly Weasley! Jak ty się zachowujesz?! - Zapytała, trochę już przestraszona wybuchem dziewczyny profesor McGonagall. 
- Pani nie rozumie, on, on mnie nienawidzi...
W tym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Severus Snape. Uśmiechnął się złośliwie na widok stojącej przed biurkiem, czerwonej z gniewu Molly. Mo posłała mu zawistne spojrzenie i zagryzła wargi. 
- Co ja słyszę Wealsey? - Zapytał ironicznie Snape. - Czyżby ktoś tu krzyczał, że ja go nienawidzę? 
- Och, Severusie... - Wyjąkała McGonagall. - Doprawdy, nie wiem, co się z tą dziewczyną dziś dzieje. 
Molly i Snape przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wyglądało to tak, jakby za chwilę mieli rozpocząć pojedynek magiczny. Mo była wściekła na siebie, McGonagall, a przede wszystkim na Snape'a. 
- Proszę za mną. - Rzucił w jej stronę i odwrócił się do drzwi.
Mo rzuciła jeszcze gniewne spojrzenie w stronę McGonagall i założywszy na ramię swoją torbę, podążyła za znienawidzonym nauczycielem.
***
Molly szła po korytarzu za Snape'm, balansując po krawędziach płytek. Złość już jej przeszła, nigdy nie martwiła się dłużej niż chwilę. Pomyślała, że co jak co, ale szlaban u Snape'a? No, to się rzadko zdarza. Nawet jej ojciec miał u niego tylko trzy szlabany... Musi od razu po zakończeniu dzisiejszej kary do niego napisać i pochwalić się swoim "sukcesem". Zapomniała się na chwilę i zaczęła gwizdać melodię, której kiedyś nauczył ją ojciec. Snape odwrócił się i zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, więc natychmiast zamilkła, tylko na jej twarzy dalej pozostał bezczelny, ironiczny wyraz. 
Snape, prawie nie patrząc na Gryfonkę, zastanawiał się za jakie grzechy musi ją dzisiaj pilnować. Molly w jego oczach była zupełną kopią swojego ojca... Ten sam ironiczny uśmiech, te same iskry młodego szaleństwa w oczach i sposób poruszania się z niewymuszoną gracją i pewnością siebie. Tak, była niezwykle do niego podobna. A on, Snape nienawidził George'a Weasleya. Był zbyt pewny siebie, zbyt ironiczny, zbyt... 
- To co będę musiała robić? - Głos Molly wyrwał nauczyciela z zamyślenia. - Sprzątać? Układać eliksiry na półkach? No, co w końcu?
- Zobaczysz. - Syknął gniewnie w jej stronę, nie odwracając się. - A teraz się nie odzywaj! 
- Tak jest. -  Odparła, dziwnie przeciągając sylaby. 
Szli tak w milczeniu przez dłuższy czas. Przed gabinetem Snape'a, Mo ze zdziwieniem dostrzegła jakiegoś pierwszoroczniaka stojącego obok drzwi i gryzącego palce ze zdenerwowania. Wyglądał jak na swój wiek, wyjątkowo dziecinnie. Był niski, blady, chudy... Mo zaczęła się zastanawiać, po jakiego grzyba ten chłopaczek stoi przed gabinetem Snape'a. A może... Nie, to niemożliwe! 


- To jest Michael, bratanek Colina Creveeya. Będzie z tobą odsiadywał karę. - Oznajmił ironicznie Snape, patrząc z zadowoleniem w bladą twarz chłopca. 
- Ale - on jest za mały... - Wyjąkała trochę bez sensu Mo. 
- Ma jedenaście lat, Weasley. Nie jest już MAŁY. - Snape zaakcentował ostatnie słowo, otworzył drzwi do gabinetu i gestem wezwał ukaranych do środka. 

***

- Siadajcie. - Syknął Snape, a Michael drżąc cały usiadł w fotelu. Obok, wciąż wpatrując się w chłopca przysiadła Mo. 
- Wyjaśnię wam teraz, co macie robić. - Zaczął Snape, po czym przerwał, wpatrując się w Molly. Dziewczyna bowiem wcale nie patrzyła na nauczyciela, tylko uśmiechała się łagodnie do chłopca, jakby chciała mu dodać odwagi. Snape ze zdziwieniem pomyślał, że taki wyraz twarzy w ogóle nie pasuje do wiecznie buntującej się dziewczyny. 
- Weasley! Czy ja ci nie przeszkadzam?
Molly zwróciła się w jego stronę, z wyrazem zamyślenia w dużych oczach. 
- Tak więc, jak mówiłem, macie za zadanie napisać referat o właściwościach i zastosowaniu eliksiru skurczającego. Radzę ci się skupić na pracy, Weasley, bo przypominam ci, że na ostatniej lekcji nie potrafiłaś go przyrządzić. - Zakpił Snape, na co Mo tylko wykrzywiła wargi. - Każdy pisze osobno. Za dwie godziny ma to być skończone. Wrócę, zbiorę wasze prace, i gdy uznam, że są należycie napisane, będziecie mogli pójść. Czy to jasne?
Michael podniósł do góry rękę, zupełnie jakby był w klasie. Zdziwione spojrzenia Molly i Snape'a na moment się skrzyżowały.
- Ja chciałem tylko zapytać, co będziemy robić jutro. 
- A co, może uważasz pisanie referatu za stratę czasu, co? - Wycedził Snape. 
- Nie, proszę pana. - Mruknął niechętnie Michael, patrząc w ziemię. 
- Jutro będziecie robić to, co wam każę. Z pewnością coś wymyślę. A teraz macie dwie godziny. Do roboty! 
Snape wstał i wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując drzwi za sobą. 
- Hej. - Mruknęła trochę do chłopca, a trochę do siebie Molly. - Skoro go tu nie będzie, to może nie będzie tak źle. 
W drzwiach pojawiła się czerwona ze złości twarz Snape'a. 
- Czy chcesz jeszcze coś dodać Weasley? - Syknął w stronę niczym nie zmieszanej dziewczyny.
- Nie, dziękuję.  

***

- Więc, jesteś Michael, tak? - Zapytała Mo po chwili, wciąż pochylona nad pustym pergaminem. 
Michael oderwał się od pracy i kiwnął głową. Za chwilę jednak wyrzucił z siebie cały potok słów.
-  No, to mama wybrała dla mnie to imię. Wiesz, moja mama jest trochę do ciebie podobna. Ale ty jesteś ładniejsza. - Mo uśmiechnęła się delikatnie. - I wiesz co? Jestem pierwszy raz ukarany, a ty?
- W tym roku czwarty raz.
- Zgrywasz się. - Spojrzał na nią z podziwem.
- Na serio. - Odparła poważnie.
Michael otworzył szeroko oczy, po czym znów wybuchnął:
- O wow! Kurczę, musisz być niezła. Masz chłopaka?
- A co, podobam ci się? - Roześmiała się Mo na cały głos.
Michael jednak wydawał się wcale nie zbity z tropu. Spoglądał na nią wielkimi oczami, w których malował się taki zachwyt, jakby była co najmniej słynną gwiazdą quiditcha.
- No, może trochę. A ten kolor włosów, to naturalny? - Popatrzył z zachwytem na jej blond czuprynę.
- Nie, jeśli chcesz to powiem ci w sekrecie, jakie mam naturalny kolor... - Molly pochyliła się nad uchem Michaela.
- Rudy.
- Nie!
- Tak.
- Ojeju, chciałbym cię zobaczyć w rudych włosach. - Westchnął ciężko i znów napisał coś na papierze.
- Nic straconego. Może kiedyś jeszcze do nich wrócę. Zmieniam swój kolor włosów, jak rękawiczki. - Roześmiała się Mo, wciąż wpatrując się w swój pusty pergamin. Nie miała zielonego pojęcia o "właściwościach i zastosowaniu eliksiru skurczającego". Wolała więc pogadać sobie z tym chłopaczkiem, który wydawał się całkiem zabawny. Nagle jeden szczegół ją uderzył. Spojrzała na chłopca i zapytała:
- A tak w ogóle, to co przeskrobałeś?
- Eh... - Westchnął ciężko, znów odrywając się od pracy. Molly z podziwem spojrzała na jego pergamin. Był już do połowy zapisany drobnym, starannym pismem. - Włożyłem jednemu Ślizgonowi żabę do buta...
Mo roześmiała się i zabębniła palcami o stolik.
- Tak trzymaj. Nawet ja bym na to nie wpadła.
Pochyliła się nad swoim pergaminem i zaczęła pisać swoim pochyłym, niestarannym pismem. Przez chwilę w gabinecie nic nie było słychać, prócz skrzypienia piór na papierze. Po pół godzinie, Molly spojrzała z zadowoleniem na swój zabazgrany pergamin. Uśmiechnęła się bezczelnie i zwróciła się do chłopca:
- Skończyłeś już?
- Już dawno. Teraz sprawdzam... A ty?
- Ja jestem gotowa. - Oznajmiła i potarła koniuszek nosa. Pomyślała, że za tę swoją pracę, na lekcji eliksirów z pewnością dostałaby O, ale może Snape jakoś zaliczy jej ten referat... Wstała i przeszła się po gabinecie. Zatrzymała się przy jednej z półek. Jej uwagę przykuła książka "Uczniowie ukarani". Była bardzo zniszczona, z pewnością była wielokrotnie otwierana. Sięgnęła po nią, stając na czubkach palców.
- Co tam masz? - Zapytał z ciekawością Michael, zaglądając jej przez ramię.
- Coś... coś bardzo ciekawego.
Przewertowała kilka stron. MARY COTTERMOLE, SALLY ANNE PERKS...
- Jest, haha, jest! - Roześmiała się uradowana Molly, wpatrując się w stronę zatytułowaną FRED I GEORGE WEASLEY. Poniżej znajdowały się ich fotografie. Jej ojciec trzymał w ręku swoją miotłę i mrugał jednym okiem z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Poniżej znajdował się opis winy:
Fred i George Weasley wyprodukowali nielegalny eliksir miłosny i sprzedawali go na korytarzu szkoły.
Frad i George Weasley wpuścili do klasy kolorowe fajerwerki, co doprowadziło do paniki pozostałych uczniów.
Fred i George Weasley (domyślamy się, że była to ich sprawka) poczęstowali Crabbe'a i Goyle'a dziwnymi cukierkami, po których na twarzy wyrosły im krostki. 
- Oj, tato... - Roześmiała się Mo i przytuliła książkę do siebie. Pomyślała też o swoim wujku - Fredzie. Szkoda, że nie mogła go poznać...
- Uczniowie ukarani... - Odczytał, sylabizując Michael. - Ej, zobacz, czy tu jesteśmy!
Molly przewertowała wszystkie strony i roześmiała się. Na ostatniej stronie znajdowały się zdjęcia jej i Michaela.
- Ojeju! - Wykrzyknął zachwycony Michael.
W tym momencie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Snape. Mo w pośpiechu włożyła książkę na półkę, ale tak niefortunnie, że gdy nauczyciel się zbliżył, księga spadła jej na głowę. Molly schyliła się i gorączkowo przetarła jej okładkę.
- Daj mi to, Weasley! - Wrzasnął Snape, na co Mo od razu oddała mu książkę. Poczuła nieznaczną ulgę, gdy się jej pozbyła. Profesor wyglądał tak, jakby miał zamiar za chwilę uderzyć w Mo jakimś zaklęciem. Powstrzymał się jednak i podszedł do biurka.
- Oczywiście, ta czysta, przejrzysta praca należy do Michaela, zgadza się?
- Tak, proszę pana. - Prawie szeptem odpowiedział chłopiec.
Snape zagłębił się w lekturę, a Mo korzystając z okazji zaczęła rozśmieszać Michaela, robiąc głupie miny. Chłopiec zwijał się ze śmiechu, co chwilę zasłaniając dłonią usta. Po upływie kwadransu, Snape wstał i podszedł do Michaela.
- Wykonałeś pracę solidnie. Możesz odejść.
Michael ze szczęśliwą miną udał się ku drzwiom i przystanął. Przypomniał sobie o swojej blond -przyjaciółce. Westchnął cicho i oparł się o framugę drzwi.
- Co jest, Creveey? - Zapytał niecierpliwie Snape. W jego głosie czuć było groźbę.
- Zaczekam na Molly Weasley. - Odrzekł niechętnie, nie ruszając się z miejsca.
Snape przez chwilę wyglądał, jakby dostał ataku szału. Spojrzał na Molly, która uśmiechnęła się do niego bezczelnie i wzruszyła ramionami.
- A więc, Weasley, znalazłaś sobie nowego kolegę. Świetnie, po prostu świetnie. Ale nie dowiedziałem się jeszcze, co robiłaś z tą książką...
- Jaką książką? - Zapytała niewinnie, ale za chwilę przypomniała sobie, o co chodzi. - A! Z tą książką...
- Tak, Weasley, z tą książką!
- E... Czytałam. - Odparła niepewnie, przesuwając ręką po włosach.
- Domyśliłem się tego, Weasley! Co innego można robić z książką?! Co tam wyczytałaś?
Molly zaczęła kręcić sobie na palcu niesforny kosmyk włosów, jak zawsze, gdy była zdenerwowana. Fakt, nie powinna czytać tej głupiej książki, ale co mogła poradzić, skoro była ciekawa? Wciąż miała przed oczami obraz uśmiechniętego taty.
- Prawie nic. Znalazłam tam zdjęcie taty... i...
Snape odetchnął z ulgą, a Mo spojrzała na niego ze zdziwieniem. Czyży coś ukrywał w tej księdze?
 - Tylko tyle?
- No. - Mruknęła, niezadowolona z siebie. Powinna staranniej przeglądnąć tę księgę, zanim oddała ją Snape'owi do ręki.
Profesor odłożył książkę na półkę, po czym podszedł do biurka i podniósł pracę Molly. Przez chwilę wpatrywał się w pergamin z wyrazem zdumienia w oczach. Następnie przeniósł wzrok na dziewczynę i zapytał, siląc się na spokój:
- Co - to - jest - Weasley?!
Mo zaczerwieniła się odrobinę i zezując trochę, spojrzała na Michaela. Chłopiec stał z wyrazem zdumienia w szarych oczach. Najwyraźniej nie rozumiał, o co chodzi. Mo postanowiła udawać niewiniątko.
- E... To jest mój referat, proszę pana.
- To - jest - twój - referat?! - Wrzasnął rozwścieczony nauczyciel i znów spojrzał na kartkę. Na pergaminie nabazgrany był następujący tekst:
Eliksiru skurczającego używamy, kiedy chcemy coś skurczyć, znaczy się pomniejszyć. To bardzo trudny do wykonania eliksir - u nas na lekcji wykonała go poprawnie tylko Laura i moja genialna kuzynka (do której, mimo łączących nas więzów krwi, nie jestem pod względem intelektu podobna). No, ona jest naprawdę baaardzo mądra, a ja niezbyt i dobrze mi z tym. No i co o tym eliksirze jeszcze powiedzieć? No, kurczę, chyba dodawało się do niego jakieś listki, ale nie pamiętam jakie. I w którymś momencie należało podgrzać płomień do 180 stopni, ale nie pamiętam kiedy. No, ale jak chcesz coś zmniejszyć, to pamiętaj! Użyj eliksiru skurczającego. Polecam, 
Molly Weasley
No, może ten referat jest trochę krótki, ale w zamian załączam rysunek jednorożca. Umiem ładnie rysować jednorożce. A ten nazywa się Gwiazdka i jest mega słodki. Czyż nie? Wio, Gwiazdka!
Pod spodem narysowany był taki oto obrazek:
   

Snape zrobił się czerwony z wściekłości i przedarł pergamin na pół. Mo zmarszczyła brwi, niby ze złości i powiedziała cicho, ale tak, żeby profesor usłyszał:
- Zabił pan moją Gwiazdkę!
- Wynocha stąd! Oboje! Mam was dość na dzisiaj! Jutro o szesnastej, zrozumiano?! I spróbujcie mi się nie pojawić! Już ja wam wymyślę na jutro zadanie! Popamiętacie mnie!
Michael wyszedł szybko, nie pytając o nic. Mo zerwała się. Tylko na takie słowa czekała. Wzięła torbę i wybiegła z sali, bojąc się, że Snape za chwilę zmieni decyzję. Zatrzasnęła drzwi za sobą, i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą.
- Uff, mało brakowało. Ale - pańszczyzna została odrobiona! - Zwróciła się, śmiejąc, do Michaela.
- To widzimy się jutro o szesnastej, tak Molly Weasley? - Michael wciąż mówił do dziewczyny po nazwisku. - To ten... Cześć!
Mo zachichotała cicho, przypomniawszy sobie minę Snape'a, kiedy przeczytał jej referat. "Muszę o tym wszystkim napisać tacie. A teraz opowiem to Rose!" - Pomyślała i dopiero, gdy sylwetka Michaela zniknęła za rogiem, odkrzyknęła do niego:
- Cześć Michael! Do zobaczenia!
"Zabawny on jest." - Pomyślała i nucąc melodię George'a Weasleya, tanecznym krokiem udała się do dormitorium.

***

- No hej! Jak było? Opowiadaj! Za godzinę wyruszamy do Hogsmeade z Juanem i Marcusem, żeby odnaleźć twojego kumpla. Chyba, że jesteś zbyt zmęczona... - Rose wpatrywała się w kuzynkę, która właśnie przeglądała się w lustrze. 
- Nie, no coś ty. Było... dość luzacko. - Roześmiała się Mo i przysiadła obok Rose na parapecie. Kuzynka wpatrywała się w nią z ciekawością. 
- Po pierwsze - kto cię pilnował? 
Mo roześmiała się i popatrzyła dumnie na Rose. 
- Pan - profesor - Severus - Snape.
- Nie!
- Tak!
Rose przytuliła kuzynkę. 
- I ty mówisz, że było luzacko?! 
Mo, śmiejąc się, opowiedziała jej całą historię. Wspomniała o Michaelu, o księdze, o tajemniczej reakcji Snape'a i w końcu, chichocząc jak szalona, wyznała jej, co napisała w rzekomym "referacie". Rose skręcała się dosłownie ze śmiechu. 
- Gdybyś... widziała... jego... minę... - Wykrztusiła Mo, powstrzymując się od nowego wybuchu śmiechu. 
- Chciałabym to zobaczyć. - Westchnęła Rose i zachichotała. Mo była totalnie niepoważna i zbyt pewna swego, ale... miała w sobie coś takiego dziwnego... Coś, co sprawiało, że Rose doskonale ją rozumiała. 
- Wiesz, jak ty miałaś szlaban, to ja poszłam do biblioteki. - Powiedziała w końcu to, co od początku rozmowy cisnęło się jej na usta. - I przeczytałam coś ciekawego w jednej książce... Czekaj, gdzieś tu ją mam...
Rose zeskoczyła z parapetu i zbliżyła się do półki, uginającej się pod ciężarem książek. Zarówno ona, jak i jej kuzynka były totalnymi molami książkowymi. Rose wyjęła wreszcie jakiś gruby tom i zaczęła wertować jego stronice.
- A mam! Słuchaj! - Odchrząknęła i zaczęła czytać:
Drugie zadanie. 
W kuferku znajdował się mały przedmiot...
- Zaczekaj! To jest jakiś fragment pamiętnika? - Zapytała podekscytowana Mo.
- Tak, w książce była tylko jedna taka strona. Nazwisko autorki jest zamazane... Pisze tylko: Poll...hich. A pośrodku znajduje się wielki, paskudny kleks. Ale to nieistotne. Ważne jest to, że brała udział w turnieju! Słuchaj dalej:
Zdziwiłam się i zupełnie nie wiedziałam, co z nim zrobić. Mijał czas, a ja nadal na nic nie wpadłam. Wkrótce nadszedł termin drugiego zadania. Zjawiłam się na nim, mimo iż nic nie wymyśliłam... A wtedy w szkole zaczęły się dziać dziwne rzeczy... Zagadkowe zjawiska... Pojawiały się magiczne istoty. Nie opiszę tego tutaj dokładnie, boję się, że ktoś niepowołany to przeczyta. W każdym razie sprawa, która na pierwszy rzut oka wydawała się sprawą na tle kryminalnym, okazała się DRUGIM ZADANIEM.
Rose przerwała i spojrzała znacząco na kuzynkę. 
- I to wszystko? Nie ma nic więcej? - Mo wydawała się podekscytowana zasłyszanym właśnie fragmentem. 
- Wszystko. 
- Więc... Czekaj, czekaj... Sugerujesz, że historia może się powtórzyć? I że powinnyśmy czekać aż do dnia, w którym odbędzie się drugie zadanie? 
Rose pokiwała głową i oznajmiła poważnie:
- Chyba nie mamy innego wyjścia. 
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Kuzynki zerwały się z miejsc, a Rose gorączkowo odłożyła książkę na półkę. Dziewczęta zmierzyły się wystraszonymi spojrzeniami.
- Jeżeli to Scorpius podsłuchiwał pod drzwiami... - Wycedziła Rose, wyjmując różdżkę. Mo zrobiła to samo i ostrożnie podeszła ku drzwiom. Schowała się w kącie przy nich i powiedziała spokojnie:
- Proszę wejść. 
Do pokoju wpadli Juan i Marcus, ubrani w ciemne płaszcze. Obydwoje mieli na ramionach plecaki, a w rękach ściskali różdżki. Mo opuściła dłoń i westchnęła ciężko. Pomyślała, że chłopcy to jednak dziwne stworzenia. 
- To co, ruszamy?! - Wrzasnął w stronę Molly, Juan. Mo złapała się za ucho.
- Tak! - Odwrzasnęła i zapytała z politowaniem: 
- Tylko się zastanawiam, po co wam te plecaki i ciemne płaszcze...
Juan i Marcus spojrzeli na nią w najwyższym zdumieniu. Niższy chłopak nieznacznie popukał się w czoło, patrząc na Mo. 
- No, w końcu idziemy na akcję poszukiwawczą! - Wrzasnął jej znowu do ucha Juan. - Musimy być niewidzialni i przygotowani na każdy zwrot akcji... Jak ninja! 
Molly westchnęła i popatrzyła ze zrezygnowaniem na Rose. Jej kuzynka wydawała się ubawiona. 
- To co ruszamy?! - Wrzasnął tym razem do ucha Rose, Marcus.
- Ruszamy! - Odkrzyknęły kuzynki jednocześnie i wybuchnęły śmiechem. 

(Autorka: Molly)



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział XV

W poprzednich rozdziałach:
Rose kłóci się ze Scorpiusem, który w złości nazwał ją "szlamą". Gryfonka w zamian rzuca w jego stronę niemiłe słówka. Całą sytuację obserwuje jednak McGonagall, która natychmiast zjawia się na dziedzińcu i każe stawić się Rose i Scorpiusowi u siebie w gabinecie. Gryfonka i Ślizgon otrzymują szlaban. Tymczasem Molly Weasley mówi Snape'owi kilka szczerych słów, za co również dostaje karę. Jak poradzą sobie Rose, Scorpius i Molly ze szlabanem? 

- Przez następny tydzień, codziennie o 19 będziecie mieć szlaban-

Poinformowała ich ostro McGonagall- Na terenie Hogwartu żaden z
nauczycieli nie będzie tolerował przepychanek słownych...
- Niech no tylko mój ojciec się o tym dowie- Szepnął do siebie Scorpius.
- Chciałby pan coś dodać, panie Malfoy?- Zapytała spokojnie McGonagall.
- Ależ skąd- Prychnął kątem oka patrząc na siedzącą obok niego Rose.
- Jeśli chcesz to za chwilę możesz odbywać szlaban u profesora
Hagrida- Profesor wycedziła przez zęby.
- U Hagrida?! W Zakazanym Lesie?! Pani chyba kpi- Zawołał Scorpius
patrząc ze złością w oczy McGonagall.
- Nie, nie kpię... A teraz wracajcie do swoich dormiotoriów.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi z hukiem, Scorpius wziął się pod boki
i stanął przed Rose zasłaniając jej przejście.
- Dzięki za szlaban- Wymamrotał ze złością.
- Powinieneś sam sobie podziękować- Odparła ze spokojem dziewczyna- Ja
ci nie kazałam mnie przezywać.
- Ale mnie zdenerwowałaś- Zawołał poruszony Ślizgon- Rąbnąłbym Pottera
kilka razy i byłoby po sprawie.
- Taaak. I dostałbyś jeszcze gorszy szlaban- Skwitowała czerwieniąc
się ze złości- Właśnie za to powinieneś mi podziękować.
- A odkąd ty się tak o mnie martwisz?- Zapytał rozluźniając zielono-
czarny krawat.
- Kto ci powiedział, że się martwię?
- Wiesz co? Czasami jesteś śmieszna.
- A ty bezczelny!
- A ty wredna!
- A ty zarozumiały!
- No co ty... Serio?- Scorpius przewrócił oczami- Wracam do
dormitorium. Idziesz ze mną?- Blondyn wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ależ ty dzisiaj jesteś dowcipny- Odparła ironicznym tonem mrużąc
oczy- Jak nigdy.
Kiedy to powiedziała, blondyn pobiegł przed siebie, zbiegł po
marmurowych schodach i pobiegł w stronę dormitoriów Ślizgonów. Rose
została sama na korytarzu. Otaczała ją potworna ciemność, którą
rozjaśniał słaby blask księżyca sączący się przez okno.
- Panno Weasley!- Usłyszała zdenerwowany głos McGonagall wychylającej
się zza drzwi gabinetu- Dlaczego jeszcze cię tu widzę?
- Już mnie tu nie ma, pani profesor- Odparła Rose tłumiąc ziewanie i
pobiegła w stronę wieży Gryffindoru.


***

W Wielkiej Sali panował gwar i zamieszanie. Jak co rano wszyscy
uczniowie gromadzili się tutaj na śniadaniu. Rose zdołała się w miarę
ogarnąć. Była tak niewyspana, że oczy same jej się zamykały. Powolnymi
ruchami grzebała w czymś co znalazło się na jej talerzu. Obok niej
siedziała Molly, a naprzeciwko nich Mara i Laura.
- Hej, Rose- Molly próbowała wybudzić kuzynkę- Już jest rano. Siedzisz
w Wielkiej Sali... zaraz idziemy na mugoloznawstwo.
Rose podniosła głowę i pociągnęła spory łuk soku dyniowego.
- Molly opowiedziała nam o wczorajszym zajściu w Hogsmeade- Odezwała
się Mariette.
- Miałaś pecha, że akurat wtedy pojawiła się tam McGonagall- Dodała
Laura- Chociaż nie wiadomo jak to by się wtedy skończyło.
- Czekałyśmy na ciebie przed jej gabinetem, ale strasznie długo tam
siedzieliście- Powiedziała Molly- A tak w ogóle to jak było?
Rose natychmiast oprzytomniała przypominając sobie o szlabanie u McGonagall.
- Najpierw wysłuchaliśmy długiego kazania na temat tego jak powinniśmy
zachowywać się na terenie Hogwartu i poza nim- Rose nieświadomie
popatrzyła w kierunku stołu Ślizgonów na Scorpiusa- A potem
poinformowała nas, że przez następny tydzień, codziennie o 19 u niej w
gabinecie mamy karę.
- Co?!- Krzyknęła Mara- Z Malfoy'em?! W Hufflepuffie nikt go nie lubi
ani tej całej ślizgońskiej bandy.
- Są wredni- Skwitowała Laura- Trzeba to przyznać.
- Nie martw się- Molly poklepała kuzynkę po plecach- W końcu to tylko tydzień.
- Taaa... Tylko tydzień- Mruknęła Rose i z całej siły uderzyła głową
o blat stołu.


***

Na lekcjach Rose w ogóle nie mogła się skupić. Jej myśli wciąż
błądziły wokół Scorpiusa, wydarzenia w Hogsmeade i szlabanu. Nadal nie
mogła uwierzyć w to, że ona, Rose Weasley dostała szlaban, ale
przecież prędzej czy później musiał być ten pierwszy raz. Wiedziała,
że rodzice w końcu się o tym dowiedzą, jednak ten fakt nie zrobił na
niej szczególnego wrażenia. Na eliksirach mimowolnie popatrzyła na
Scorpiusa, który w towarzystwie swoich kumpli, aż się prosił o wizytę
u dyrektora. Jednak na lekcjach Snape'a, Ślizgoni mogli robić to, na
co akurat mieli ochotę
Kiedy kuzynki, po lekcjach wróciły do wieży Gryffindoru, Rose od razu
zabrała się do nauki. Wiedziała, że do 19 z pewnością nie uda jej się
napisać dwóch referatów na temat eliksiru wielosokowego i
teleportacji, mimo to wzięła się do pracy.
- Molly?- Rose odezwała się po pół godzinie.
- Mhm?
- Nie wiesz może gdzie jest Albus?- Zapytała kuzynkę nie podnosząc
wzroku znad książki.
- Siedzi z Frankiem i Marcusem na błoniach- Odparła Molly przestając
pisać- Trochę mu wstyd, że przez niego zarobiłaś ten szlaban.
- No i ma rację- Powiedziała Rose odkładając pióro- Skończyłaś już?
- Prawie...
- To chodź- Zawołała podnosząc się z krzesła- Przejdziemy się.


***

O godzinie 18:30 Rose stała przed lusterkiem prawie gotowa. Wciągnęła
na siebie szkolną szatę, a pod szyją zawiązała czerwono- złoty krawat.
Do wewnętrznej kieszeni szaty wsadziła różdżkę, po czym wybiegła z
dormitorium. W pokoju wspólnym niespodziewanie zderzyła się z Albusem.
Chłopak popatrzył na nią zmieszany i chwilę zastanawiał się co
powiedzieć.
- Bardzo cię przepraszam ,Rose- Wydusił w końcu- To moja wina ten szlaban...
- Ale to nie ty będziesz siedzieć teraz w jednej sali z Malfoy'em-
Odparła Gryfonka i wybuchnęła śmiechem.
- Czyli nie gniewasz się?- Potter zapytał z nadzieją w głosie.
- Powiedzmy, że nie- Powiedziała z uśmiechem- Ale pamiętaj... Wisisz
mi przysługę- Dodała i wybiegła z wieży kierując się w stronę gabinetu
McGonagall. Na korytarzu, o dziwo nie było żadnych uczniów, a tym
bardziej nauczycieli. Rose nigdzie nie zobaczyła blond czupryny
Scorpiusa. „Pewnie jeszcze nie przyszedł”- Pomyślała i zapukała do
drzwi gabinetu, po czym delikatnie je uchyliła. W środku zobaczyła
profesor McGonagall rozmawiającą z Flich'em.
- Zapraszam panno Weasley- Usłyszała znajomy głos profesor. Rose
weszła do środka i zobaczyła Scorpiusa siedzącego w obitym skórą
krześle.
- Panna spóźnialska raczyła zaszczycić nas swoją obecnością- Odezwał
się głosem pełnym ironii.
- Odwal się- Odezwała się ze złością Rose. Na twarzy Flich'a
dziewczyna zauważyła wredny uśmieszek. Zdawał się być zachwycony.
- Natychmiast oboje przestańcie- Krzyknęła McGonagall- Dzisiaj jest
pierwszy dzień waszego szlabanu... Pomożecie panu Flichowi w pracy,
którą dla was przygotował.
Rose była zaskoczona. Sądziła, że spędzą godzinę na przepisywaniu
jakichś starych ksiąg czy dokumentów. Mina zrzedła jej, kiedy
dowiedziała się, że ich opiekunem będzie Argus Flich.
- Za mną- Warknął woźny i wyszedł z gabinetu. Rose i Scorpius bez
słowa podążyli za nim. Dziewczyna z zadowoleniem stwierdziła, że idą w
stronę biblioteki. „Może jednak ten szlaban nie będzie taki nudny”-
Pomyślała i lekko się uśmiechnęła.
- Z czego się śmiejesz, Weasley?- Zapytał z ciekawością blondyn.
- Z ciebie, Malfoy- Odparła ze słodkim uśmiechem.
- Cisza- Syknął Flich i otworzył drzwi do niewielkiej komórki. Po
chwili wyciągnął z niej dwie miotły, które wręczył Rose i Scorpiusowi.
- O, super- Zawołał Malfoy- Będziemy latać?
- Nie- Wrzasnął Flich- Zamiatać.
Głupi nie jestem... Ale żeby zamiatać?- Jęknął żałośnie Scorpius.
- Hahaha- Zaśmiała się Rose- Czyżby królewicz Malfoy bał się, że
ubrudzi sobie rączki?- Zapytała z szerokim uśmiechem na twarzy.
- W przeciwieństwie do ciebie, Weasley- Odparł ze złością Scorpius- W
moim domu od sprzątania są skrzaty.
- Zamknąć się oboje- Krzyknął woźny- Za godzinę cała biblioteka ma być
wysprzątana.
- Mój ojciec się o tym dowie- Scorpius syknął do woźnego posyłając mu
mordercze spojrzenie.
- Byłbym zapomniał... Oddawać różdżki.
Rose posłusznie oddała różdżkę Flichowi. Scorpius z pewnym ociąganiem
również ustąpił. Gryfonka omiotła salę wzrokiem.
- Niezły bajzel- Szepnęła do siebie. „Gdyby mama to widziała...”
- Na co czekasz?- Usłyszała głos blondyna- Nie odwalę za ciebie całej roboty.
Dziewczyna popatrzyła na niego z rozbawieniem.
- Całkiem nieźle radzisz sobie z miotłą- Zachichotała.
- O tobie nie można powiedzieć tego samego- Odparł złośliwie.
Rose przewróciła oczami i zabrała się za sprzątanie. Rozdzielili się,
więc żadne nie wchodziło sobie w drogę. Kiedy Rose zamiatała podłogę
obok regałów ze starymi książkami o Hogwarcie, w oczy rzuciła jej się
bardzo stara i zniszczona księga. Gryfonka sięgnęła po nią na jedną  z
najwyższych półek. W tym momencie posypał się na nią cały stos
potwornie  grubych ksiąg, które z głośnym hukiem uderzyły o posadzkę.
- Czy ty musisz robić tyle hałasu?- Zapytał poirytowany Scorpius. Rose
nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi, bo była całkowicie skupiona
na czymś innym. Na starej, zniszczonej księdze, którą trzymała w
dłoniach wypłowiałymi, kiedyś złotymi literami widniał tytuł:

Turnieje Trójmagiczne.

Kroniki.

Rose przekartkowała książkę i przypadkiem trafiła na znajome zdjęcie.
Przedstawiało cztery postacie: Harry Potter, Cedrik Diggory, Fleur
Delacour  oraz Wiktor Krum. Pod spodem zobaczyła dopisek:

Hogwart,
Beauxbatons, Durmstrang
Pierwsze zadanie:

- Weasley, co tam masz ciekawego?- Scorpius zaszedł ją od tyłu i z
całych sił wyszarpał jej książkę.
- Nic co mogłoby cię zainteresować- Rose odebrała mu księgę.
- Nie jestem pewien- Odparł i znów spróbował odebrać jej książkę.
- Ale ja jestem- Rose schowała ją za plecy.
- Zjeżdżać stąd oboje- Warknął Flich, który niespodziewanie znalazł
się w bibliotece- Na dzisiaj koniec- Te bachory mnie wykończą- Szepnął
do siebie.

(Autorka: Kinga "Rose")

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział XIV

W poprzednich rozdziałach:
Molly śni się okropny koszmar. Dziewczyna zaczyna obawiać się o Retta, który nagle zniknął i nie pojawił się na Turnieju. Domyśla się, że Dean ma coś wspólnego ze zniknięciem chłopaka. Molly wpada na pomysł odnalezienia Retta. Chce wtajemniczyć do jej planu trzy osoby: kuzynkę Rose, Marcusa Wooda i Juana McQuena. Razem z Rose chcą powiadomić o poszukiwaniu Retta chłopaków. 
Rose kłóci się ze Scorpiusem, który w złości nazwał ją "szlamą". Razem z Malfoyem, dziewczyna dostaje szlaban od McGonagall. 
Zbliża się kolejne zadanie w Turnieju. Tym razem uczestnicy mają rozwiązać niezwykle trudną zagadkę. Czy poradzą sobie z  nią równie dobrze, jak z pierwszym zadaniem?...

Dla Molly dzień zaczął się okropnie. Idąc korytarzem w stronę podziemi, gdzie miała za chwilę rozpocząć się lekcja eliksirów ze Snape'm, usłyszała za sobą śmiechy Ślizgonów. Z początku nie zwróciła na nie uwagi, po chwili jednak znajomy głos zaszemrał w jej stronę:
- Molly Weasley! Mała szlama! Molly Weasley! Mała szlama!
Odwróciła się gniewnie w stronę głosu i stanęła oko w oko ze Scorpiusem i jego bandą. Odkąd blondyn pokłócił się z Rose, spędzał swój wolny czas na rzucaniu obelg zarówno w stronę panien Weasley, jak i pozostałych Gryfonów.
- Czego chcesz Malfoy? - Zapytała Mo mrużąc oczy i zaciskając dłoń na różdżce.
- Ojoj! Weasleyówna sięga po różdżkę!!! O Boże, zaraz mnie zabije! - Scorpius zaczął piszczeć, udając przerażenie, na co pozostali Ślizgoni zarechotali zadowoleni.
- Uważaj, co mówisz Malfoy. - Wycedziła Mo przez zęby. Wtedy z tłumu Ślizgonów wyszedł czarnowłosy, wysoki chłopak, który jeszcze niedawno przyjaźnił się z Molly, a teraz przeszedł na stronę swojego najlepszego kumpla - Malfoya. Zaczął obrażać i znęcać się nad Gryfonami nie gorzej od Scorpiusa.
- Raczej to ty powinnaś uważać, mała szlamo. - Zakpił William, na co chór Ślizgonów znów wybuchnął śmiechem. Mo wzruszyła ramionami i odwróciła się, pragnąc odejść. William jednak złapał ją za pasek od torby.
- Puszczaj! - Wrzasnęła, wyrywając się.
- A co, mała Weasley się boi?
- Powiedziałam: puść mnie, TCHÓRZU! - Warknęła Mo wściekle, a mury zamczyska powtórzyły za nią kilkanaście razy: "Tchórzu, tchórzu, tchórzu..."
- Jak mnie nazwałaś? - Zapytał, czerwony od gniewu Will.
Molly jednak była już na tyle wyprowadzona z równowagi, że przestała bać się kogokolwiek, nawet wyższego od niej o głowę i rozwścieczonego teraz Williama. Poczuła jak krew uderza jej do głowy. Zaszumiało jej w uszach i poczuła nagły przypływ energii i animuszu.
- Powiedziałam, że jesteś wrednym, tchórzliwym Ślizgonem! - Wrzasnęła tak głośno, że zabolało ją gardło.
Will, dysząc z wściekłości, w mgnieniu oka wyjął różdżkę i wrzasnął w jej stronę:
- Furnunculus!      
Ale Mo też już trzymała różdżkę w garści. W ostatnim momencie zatrzymała strumień niebieskiego światła, płynącego z różdżki Williama, wrzeszcząc:
- Protego!
Zaklęcie odbiło się od niej i natychmiast uderzyło w zdezorientowanego Willa. Chłopak zwalił się na ziemię i po chwili podniósł się, zasłaniając twarz. Malfoy zbliżył się niepewnie do przyjaciela. A Mo, korzystając z okazji spróbowała się wycofać w stronę podziemi.
- Co ona ci zrobiła, Will? Odsłoń twarz. - Poprosił Scorpius i gdy Will osunął powoli dłonie ku dołowi, Malfoy aż cofnął się do tyłu, Na twarzy Williama pojawiły się bowiem liczne bąble i czerwone krostki.
- Czekaj, zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego...
Will pokręcił jednak głową.
- Nie chcesz? Ale ja myślę, że...
William niecierpliwie wskazał na wycofującą się Mo i powiedział niewyraźnie:
- Ł-łaaaaap j-jąąąą...
- A rozumiem! - Scorpius zerwał się z ziemi i zasalutował. - Jasne przyjacielu, pomszczę cię! Devil, zaprowadź Willa do pani Pomfrey. Reszta - za mną!
Banda Ślizgonów ruszyła za Molly. Weasleyówna zaczęła biec, potykając się o własne nogi. "Szybciej, szybciej!"
- Nie uciekniesz, szlamo! - Wydyszał Scorpius, na co reszta bandy wydała z siebie wojowniczy okrzyk.
Mo jednak miała nad nimi dość dużą przewagę. W ciszy korytarza słychać było tylko tupot trampek uciekającej i szybkie oddechy Ślizgonów. "Jeszcze tylko kilka kroków, jeszcze kawałek do podziemi..." Mo otworzyła ciężkie wrota i wpadła prosto na stojącego pośrodku klasy Snape'a. Za nią do klasy wpadł zdyszany Scorpius i reszta Ślizgonów.
- Spóźniłaś się, Weasley... - Wycedził Snape, a Mo już wiedziała, że jego słowa nie wróżą dla niej nic dobrego...

 ***

Molly stała przed Snape'm. Ślizgoni z zadowolonymi minami usiedli w ławkach. Mo zamierzała zrobić to samo, ale Snape zatrzymał ją ruchem ręki. 
- Co ty sobie wyobrażasz, Weasley? - Zapytał kpiąco, na co Ślizgoni wychylili głowy do przodu, żeby móc w pełni rozkoszować się tą sceną. 
Mo milczała, tylko wciąż wpatrywała się w Snape'a. Dalej dyszała ciężko po długim biegu, a jej ramiona ustawicznie unosiły się w górę. 
- Odpowiedz mi, Weasley. - Nie dawał za wygraną Snape. - Co takiego cię zatrzymało?
- Nic. 
- Nic... - Powtórzył ironicznie Snape, a Scorpius zachichotał cichutko. Mo spojrzała ukradkiem w stronę klasy i odnalazła wzrokiem Rose. Twarz kuzynki wyrażała współczucie. Szepnęła coś w stronę Mo, a ona odczytała z ruchu jej warg tylko dwa słowa: "Trzymaj się." Za chwilę Rose przeniosła wzrok na Scorpiusa i syknęła gniewnie w jego stronę: "Co cię tak bawi, Malfoy?" 
- Więc nic cię nie zatrzymało. A jednak się spóźniłaś, Weasley. I do tego ledwo łapiesz oddech. Dlaczego? Dostałaś ataku astmy? 
Ślizgoni znów zarechotali i popatrzyli z aprobatą na Snape'a. A w Mo znów zadrgała żyłka buntu. Tak bardzo była podobna do swego ojca - Georga, tak bardzo, że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Odrzuciła więc głowę do tyłu i jej wargi rozchyliły się w szerokim uśmiechu.
- Nie proszę pana. Postanowiłam trochę potrenować i przebiec się po korytarzu dla rozgrzewki. 
Z ust Rose wydał się histeryczny śmiech. Klasa milczała. 
- A więc trenujesz, Weasley. - Syknął Snape, ledwo nad sobą panując. - To dobrze, bardzo dobrze. - Zaczął się nad czymś głęboko zastanawiać. Mo wiedziała, że profesor ma zamiar wymyślić jej wyjątkowo okrutną karę. On jednak rzekł tylko z chytrym uśmiechem:
- Usiądź, Weasley. Na co czekasz? Za chwilę będziecie przygotowywać Eliksir Skurczający. 


***

- Instrukcja jest na tablicy. Macie godzinę. Czas start! - Krzyknął Snape i przechylił klepsydrę. Wszyscy uczniowie zaczęli wsypywać składniki do kociołków. Po chwili dostrzegli, że gorszego zadania nie mogli otrzymać. Wielu uczniów poddawało się w połowie pracy, niektórzy szlochali cicho ze zdenerwowania... 
- Dodaj dwie krople soku z pijawek. Mieszaj wywar siedem minut zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a następnie podgrzej płomień do stu osiemdziesięciu stopni... - Czytała Mo półgłosem. "O mój Boże, na pewno coś poplątałam..." - Pomyślała obiektywnie, gdy nagle usłyszała głos Snape'a:
- Macie jeszcze dziesięć minut. Teraz wasz eliksir powinien już przyjąć ciemnobrązowy kolor. 
"Ciemnobrązowy? Co u licha?" - Pomyślała bezradnie Mo, patrząc na swój jaskrawoczerwony wywar. Spojrzała ukradkiem do kociołka Rose. Jej eliksir miał kolor idealnego, ciepłego brązu. Mo spojrzała na nią z podziwem i rozglądnęła się po klasie. Mario Reddy właśnie walczył ze swoim kociołkiem, który ni stąd, ni zowąd zaczął się unosić, wylewając na chłopaka jasnożółty płyn. Mariette patrzyła bezradnie na swój zielony eliksir, który wydawał niezwykle głuche odgłosy. Mary Jones próbowała podgrzać swój kociołek końcem różdżki. Juan McQuen siedział pod stołem, próbując pozbierać rozsypane dżdżownice. Tylko Rose i Laura - mistrzowie eliksirów wypełniły zadanie. Mo otrząsnęła się z zamyślenia. 
- Siedem minut. - Oznajmił znudzonym głosem Snape. 
Wtem Rose szarpnęła Mo za rękaw. 
- Daj, pomogę ci, ja już skończyłam. 
W tym jednak momencie Snape podniósł się i wycedził w stronę kuzynek:
- Panny Weasley! To jest praca samodzielna. Zobaczmy wyniki waszych prac. 
Mo zmarszczyła czoło, wściekła na Snape'a i cały świat. Ślizgoni znów odwrócili się w ławkach. Snape minął kociołek Rose bez słowa, ponieważ nie miał się do czego przyczepić. Zbliżył się do stolika Mo i wydął pogardliwie wargi. 
- Weasley! Wstań! Co to ma być? - Wskazał końcem różdżki na jej eliksir.
Mo wstała niechętnie z ławki. 
- To jest kociołek, proszę pana. - Oznajmiła z goryczą.  
Gryfoni wybuchnęli śmiechem pełnym aprobaty dla dowcipu Mo, co nieco podtrzymało ją na duchu. Poprawiła rękaw dżinsowej kurtki.
- Chodzi mi o to, co jest w kociołku. - Syknął Snape niecierpliwie.
- Eliksir Skurczający. 
- Ach tak? Muszę cię zdziwić, Weasley. To NIE jest Eliksir Skurczający.
- A więc co to jest?
- Nie wiem. Ale nie jest to z pewnością eliksir, który kazałem wam wykonać. - Warknął Snape, zdenerwowany hardością dziewczyny. 
Mo wzruszyła ramionami. Miała nadzieję, że Snape szybko przestanie z niej drwić. Ale myliła się. 
- A wiesz co to oznacza? Że twój eliksir nie nadaje się nawet do śmieci. - Snape machnął różdżką i wywar zniknął z kociołka Molly. Mo wpatrywała się w pusty kociołek z miną zupełnie obojętną. 
- Nie obchodzi cię to, że dostaniesz zero, prawda Weasley? - Zakpił Snape, a Mo odpowiedziała bez wahania:
- Ma pan rację, nie obchodzi mnie to.

***


Chwilę potem Snape wyprowadził Molly z sali. Towarzyszyły im głośne śmiechy Ślizgonów i pełne rozgoryczenia krzyki przyjaciół Weasleyówny. Rose wściekła się tak strasznie, że chwyciła w ręce słoik z suszonymi karaluchami i rzuciła nim o ścianę. Klasa zamilkła, wpatrując się w nią z przerażeniem i podziwem jednocześnie. Rose wzięła do rąk kolejny słoik i roztrzaskała go tuż nad głową śmiejącego się Scorpiusa. Malfoy podniósł się i rozpoczęła się prawdziwa "słoikowa" bitwa.
A na korytarzu ani Snape, ani Mo nie słyszeli hałasów dobiegających z podziemi. Nauczyciel miał minę wyrażającą ogromne zadowolenie z siebie. W jednej ręce trzymał różdżkę, a drugą zaciskał coraz bardziej na ramieniu Molly, tak, że dziewczynie zdrętwiała już ręka, a w barku pulsował tępy ból. Po chwili obydwoje stanęli przed schodami.
- Na górę! Idź przodem! I pamiętaj, że mam w ręku różdżkę. Żadnych sztuczek!
Mo, kręcąc głową ze zniecierpliwieniem, posłusznie wdrapała się na schody. Prawa ręka omdlewała jej z bólu. Zagryzła wargi i zaczęła wspinać się po schodach. Za nią, krok w krok, podążał Snape. Na górze stanęli przed gabinetem McGonagall. Mo zrozumiała już, po co Snape ją tu zaprowadził.
- No właź! Na co czekasz? - Zapytał Snape i pociągnął ją w stronę drzwi.
Mo zapukała, po czym weszła do środka. Przy biurku siedziała opiekunka domu Gryfonów - profesor Minerwa McGonagall.
- Hm? - Podniosła głowę znad pergaminu. Spojrzała przed siebie i zaraz pojęła cel wizyty. Ujrzała Snape'a z wymalowanym na twarzy zadowoleniem. Za nim zaś stała niska, blada postać, która rozmasowywała sobie bark. McGonagall rzuciła jej ostre spojrzenie, ale Weasleyówna nawet na nią nie popatrzyła. Usta Mo drżały, jakby za chwilę miała się roześmiać. McGonagall mimo woli spojrzała z podziwem na tę małą istotkę w sukience i trampkach, uczesaną w niedbały kok, przewiązany bandamką.


*** 

- Czy to prawda? - Zapytała niecierpliwie McGonagall, kładąc rękę na oparciu krzesła, na którym siedziała córka George'a Weasleya. Mo była odwrócona tyłem do swojej rozmówczyni. W kącie pokoju siedział z wyrazem triumfu na twarzy, Snape.
- To prawda, że podniosłaś głos na profesora? I że spóźniłaś się na lekcję? I że żartowałaś sobie w obliczu całej klasy? I nie umiałaś sporządzić prostego eliksiru? I że powiedziałaś, iż lekcje z profesorem Snape'm w ogóle cię nie obchodzą? 
Mała postać pochyliła się lekko do przodu i kiwnęła głową.
- To wszystko prawda. - Odpowiedziała, a McGonagall, ku swemu przerażeniu stwierdziła, że w głosie Mo brzmi ironia, zadowolenie i duma. "O mój Boże, Molly Weasley kiwa się na krześle w taki sam sposób, jak przed laty George, gdy dostawał szlaban..."
- Wiesz, że źle zrobiłaś? - Zapytała McGonagall, niezupełnie pewna, czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Nie zdaję sobie z tego sprawy, pani profesor. - Odpowiedziała Mo, a kąciki jej warg znów zadrżały. Zdołała się jednak opanować i powstrzymała nagły atak wesołości.
- Nie zdajesz sobie z tego sprawy... Wyjaśnij mi więc powód twojego zachowania.
Mo przesunęła niecierpliwie ręką po włosach, poprawiając sterczący kosmyk włosów. Znów nie odwróciła się w stronę nauczycielki. Zastanawiała się, czy lepiej będzie powiedzieć jej prawdę, czy może brnąć dalej w kłopoty. Wybrała drugą opcję.
- A więc dobrze. Myślę, że zrobiłam te wszystkie rzeczy, ponieważ, no cóż... Taką mam już naturę.
McGonagall cicho jęknęła. Takich samych słów przed laty używał George Weasley!
- To wszystko, co masz nam do powiedzenia? - Odezwał się z kąta kpiący głos Snape'a.
Mo odwróciła się do niego ze złością.
- To wszystko.

***

- Szlaban?! O mój Boże... - Jęknęła Rose, gdy Molly opowiedziała jej całą historię. - Ty też? 
- Niestety. - Powiedziała niby to ponuro Mo, a za chwilę wybuchnęła śmiechem. - Przez cały tydzień, w każdy dzień o szesnastej. 
Rose spojrzała na nią ze zdziwieniem. Jej kuzynka była totalnie niepoważna! Śmiać się w takiej chwili?
- A wiesz przynajmniej, kto cię będzie pilnował? 
- Nie mam pojęcia. - Mo zatrzymała się w połowie korytarza. - Mam się zgłosić jutro do McGonagall, a ona mi wszystko wyjaśni. I nie bądź taka poważna! Przecież wiesz, że zrobiłam to ze względu na ciebie.
Rose stanęła jak wryta.
- Ze względu na mnie? O czym ty gadasz?
- Przecież ty też masz szlaban. Ze Scor-piu-sem... - Powiedziała zadowolona Mo, przeciągając śmiesznie sylaby. - Nie chciałam, żebyś była w tym samotna. 
- No wiesz co? - Roześmiała się Rose i rzuciła w Mo zeszytem. Molly zachichotała głośno i zaczęła uciekać przez korytarz. W połowie obydwie zatrzymały się zdyszane.
- Powinnam... cię... zganić... - Wydyszała Rose. - Ale... za... bardzo... cię... lubię...
Mo znów roześmiała się, trzymając rękę na szyi i próbując zatrzymać przyspieszony od biegu puls. 
- A i mam dobrą wiadomość. - Dodała wesoło Rose. - Marcus i Juan pomogą nam odnaleźć Retta. 
- Naprawdę? 
- Ta. Zaczynamy od jutra w nocy... - Rzekła tajemniczo. - I pamiętaj o drugim zadaniu. Zostało nam półtorej tygodnia, a ja nadal nie wiem, o co chodzi z tym kryształowym serduszkiem z kuferka.

(Autorka: Kaśka)

niedziela, 17 sierpnia 2014



Powiadomienie!!!

Chcielibyśmy poinformować, że od następnego postu komentarze w stylu: "Jest nowy rozdział, zapraszam do mnie" zostaną bezzwłocznie usunięte. Nie będziemy odwiedzać blogów, które nie komentują naszego bloga!
My ze swojej strony staramy się u Was zostawiać komentarze długie i wartościowe, zawsze czytamy Wasze opowiadania od początku do końca. Ale w zamian oczekujemy chociaż odrobiny wdzięczności. Tak ciężko jest napisać kilka miłych zdań pod naszym postem? To trudno. 
Mamy nadzieję, że to da Wam trochę do myślenia. Pozdrawiamy stałych czytelników. :) 
P.S. Jeśli chcecie jedynie zaprosić na nowy rozdział u siebie, proszę zostawiać takie informacje w zakładce "Sowia poczta". Do takich komentarzy służy spam.
Pozdrawiamy stałych czytelników. :) Udanych wakacji. :*


środa, 13 sierpnia 2014








Rozdział XIII

Było wiosenne, ciepłe popołudnie. Lekki wiatr powiewał od strony
zamku. Rose siedziała skulona pod ogromną wierzbą nad brzegiem
gigantycznego jeziora. Z żywym zainteresowaniem wpatrywała się w
przeźroczystą toń wody. Podziwiała niezwykłe, magiczne stworzenia
zamieszkujące głębiny. Jezioro było zaraz po hogwardzkiej bibliotece
jej ulubionym miejscem na terenie zamku. Uwielbiała przychodzić tutaj
nie tylko sama, ale też w towarzystwie kuzynki Molly czy innych
koleżanek. Jej myśli skupiły się na dziwnym pomyśle kuzynki. Molly
była tak optymistycznie nastawiona do tego pomysłu, że Rose zaczynała
powoli wierzyć w to, że uda im się odnaleść Retta i dowiedzieć się kim
jest ten cały tajemniczy Dean... Znając ich farta mogło się udać.
Myśli Rose powtórnie znalazły się wokół Turnieju Trójmagicznego.
Minęły już dwa tygodnie odkąd kuzynki w pierwszym zadaniu zdobyły
wskazówkę. Był tylko jeden mały problem. Zupełnie nie wiedziały jak
mają jej użyć. Dyskutowały nad tym prawie każdego wieczoru, ale nadal
żadna nie wpadła na jakiś sensowny pomysł. Jakby tego wszystkiego nie
było wystarczająco dużo to za cztery dni miał odbyć się mecz
quidittch'a: Gryfoni przeciw Ślizgonom. Rose wiedziała, że wygrać nie
będzie łatwo. Scorpius wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie da jej
wygrać bez walki. Marcus kilkakrotnie powtarzał im, że są świetną
drużyną i szanse na wygraną mają naprawdę duże. W tym momencie do
brzegu podpłynęła śliczna najada. Była to kobieta z ogromnym, złotym,
rybim ogonem, wspaniałymi, lśniącymi blond lokami oraz cudownymi,
szmaragdowymi oczami. Ruchami pełnymi gracji popłynęła w kierunku
Rose. Nie wynurzając się z wody uśmiechnęła się uroczo i przyjacielsko
pomachała ręką w stronę dziewczyny. Rose odwzajemniła gest. Najada,
wciąż się uśmiechając wołała ją do siebie w odmęty jeziora. Rose
patrzyła na nią jak zahipnotyzowana. Niespodziewanie najada odpłynęła.
Rose dźwignęła się z ziemi. „Ostatni trening przed meczem”- Pomyślała
i ruszyła w kierunku boiska.




***


- Hej Rose- Usłyszała czyjś krzyk- Zaczekaj na mnie.
Odwróciła się do tyłu. Za nią biegł Marcus Wood. Zatrzymała się i uśmiechnęła.
- Gotowa na mecz?- Zagadnął wesoło.
- Można tak powiedzieć- Odparła Rose.
- To świetnie- Powiedział z zadowoleniem- Szukający powinien być w
formie na każdym meczu...- Zrobił pauzę- Tak swoją drogą to powinniśmy
dać Slytherinowi niezły wycisk.
- Uważaj żeby tobie nie dali „wycisku”- Odparła zaczepnie Rose.
- Nie ma szans- Odparł  przekonaniem- Tak na marginesie to ty i Molly
byłyście świetne na Turnieju... Szczerze mówiąc myślałem, że ten smok
rozgniecie was po kilku minutach.
- Taaa... Dzięki za szczerość- Odparła urażonym tonem Rose. Ta uwaga
mocno uraziła jej ambicje.
- Nie chciałem cię urazić- Powiedział zmieszany- To może ja już
pójdę... To do meczu.
Chłopak pospiesznie się oddalił. Rose pobiegła w stronę nadchodzącej
Molly i Mary. Obie popatrzyły na siebie znacząco.
- No co?- Zapytała Rose- Nie można już porozmawiać z kolegą?
- A czy my coś mówimy?- Zapytała z udanym oburzeniem Mara.
- Rose,chodź szybko do zamku- Zawołała wesoło Molly ciągnąc dziewczynę za rękę.
- Ej, wolnego- Roześmiała się Rose- Możecie mi powiedzieć co się stało?
- Niespodzianka- Zawołały dziewczyny.
- Skoro tak...




***

- Cześć Rose- Usłyszała znajomy głos kiedy tylko przekroczyła próg
pokoju wspólnego Gryffindoru.
- Albus?!- Zapytała z niedowierzaniem- Ale cię dawno nie widziałam.
Dlaczego nie wróciłeś na początku roku do Hogwartu?- Zapytała z
ciekawością.
- Nam też nie chciał powiedzieć- Odezwała się Molly- Chciał koniecznie
zaczekać na ciebie.
- Ale się cieszę, że was widzę- Albus usiadł na kanapie obok Franka-
Nie wróciłem do szkoły bo wakacje mi się przeciągnęły.
- Możesz mówić jaśniej?- Zapytał z niecierpliwością Frank.
- To mi nie przerywaj- Odparł Albus- Byłem z rodzicami w Bułgarii-
Widząc zazdrosne spojrzenia przyjaciół ciągnął dalej- Tata, jako
dyrektor Biura Aurorów został wysłany z kilkoma innymi osobami w tamte
tereny żeby wyłapać Śmierciożerców, którzy jeszcze jakimś cudem nie
siedzą w Azkabanie... Było super.
- To pewnie nawet nie wiesz co się u nas dzieje- Rose puściła oczko do Molly.
- W tym roku u nas w szkole odbywa się Turniej Trójmagiczny- Molly
widząc spojrzenie Albusa prawie wybuchnęła śmiechem.
- Kogo wybrali z naszego domu?
- Oczywiście mnie i Molly- Odparła wesoło Rose.
Albus patrzył na nie przez chwilę z rozdziawioną buzią.
- Taaa... Dalej mnie wkręcajcie.
- Mówię ci stary- Szepnął Frank- Ciągle o tym gadają.
Kiedy Albus to usłyszał miał minę jakby spotkały go wszystkie
nieszczęścia świata. Przez chwilę patrzył na koleżanki z rozdziawioną
buzią.
- To ja włóczę się po starych, zatęchłych domach i uganiam się za
Śmierciożercami, a wy tutaj się tak świetnie bawicie?- Albus sprawiał
wrażenie jakby dłuższe wakacje w Bułgarii nie były czymś
nadzwyczajnym.
- Ja bym tam wolał Bułgarię niż Turniej- Frank włączył się do rozmowy.
- Dobra, zbierajcie się- Zawołała Rose podnosząc się z ziemi- Idziemy
wszyscy do Hogsmeade- Powiedziała i porozumiewawczo spojrzała na
Molly.
- Ok- Zgodził się Albus- Stawiam piwo kremowe.


***

Drogą prowadzącą do Hogsmeade szło czworo przyjaciół. Śmiejąc się i
żartując wspominali pierwszy rok nauki w Hogwarcie. Albus nadal nie
mógł uwierzyć w to, że Rose i Molly zostały uczestniczkami Turnieju
Trójmagicznego. Dziewczyny chyba po raz setny musiały opowiedzieć mu
jak zdołały pokonać smoka.
- Musiałyście być wspaniałe- Albus powiedział z zachwytem.
- Chyba aż tak świetne nie jesteśmy, bo gdybyśmy były to już dawno
rozszyfrowałybyśmy wskazówkę- Odparła z przekąsem Molly.
- Spokojnie... Mamy jeszcze trochę czasu. Na pewno nam się uda- Rose
starała się brzmieć przekonująco.
- No nie!- Krzyknął Albus- Jeszcze ich tu brakowało. Pozostali
popatrzyli w kierunku, w którym patrzył Albus. W ich stronę zbliżali
się Scorpius i William z grupą swoich kumpli z Domu Węża. Jak tylko
zobaczyli Gryfonów zaczęli śmiać się i pokazywać palcami młodego
Potter'a.
- Proszę, proszę- William odezwał się kpiącym głosem- Kogo my tu mamy?
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem.
- Po raz kolejny widzimy się w tym roku, Potter- Scorpius wykrzywił
wargi we wrednym uśmiechu- Ironia losu czy co?
Tym razem Ślizgoni zwijali się ze śmiechu. Widać było, że dokuczanie
innym, a zwłaszcza Gryfonom sprawia im wielką radość. Rose popatrzyła
na Scorpiusa. Jak bardzo różnił się od tego miłego, żartobliwego
chłopaka, którego wcześniej znała. A może tak naprawdę nigdy go nie
poznała?
- Jest nawet szlama i największa oferma Gryffindoru- Longbottom-
Krzyknął wesoło William- Co za spotkanie- Mówiąc to popatrzył na Molly
i puścił do niej oczko.
- I co w tym śmiesznego, Malfoy?- Albus wycedził przez zęby.
- Radze ci się zamknąć- Odparł William wyciągając przed siebie różdżkę.
- Może jeszcze tego nie wiesz, ale mój ojciec jest nowym Ministrem Magii i...
- I co? Myślisz, że mnie to coś obchodzi?- Rose widziała, że Albusowi
zaraz puszczą nerwy. Popatrzyła na Molly. Ta zdawała się myśleć to
samo.
- A co powiesz na pojedynek magiczny?- Zapytał Scorpius drwiącym tonem.
- Wiesz co? Dam ci dobrą radę- Albus odparł opanowanym głosem- Odwal
się!- Warknął przez zęby.
- Uuuu... Czyżby syn sławnego Harry'ego Potter'a bał zmierzyć się ze
zwykłym Śzligonem- William wziął się pod boki i zaczął podpuszczać
Albusa.
- Potter się boi! Potter się boi!- Zaczęła skandować grupka Ślizgonów-
Potter się...
- Dobra... Sam tego chciałeś- Krzyknął Albus wyciągając różdżkę przed siebie.
- Ehh...- Westchnął William- Wygrałeś- Powiedział do Scorpiusa po czym
rzucił mu dwa złote galeony. Blondyn schował je do kieszeni i stanął
naprzeciwko Albusa. Oboje mierzyli do siebie różdżkami.
- Natychmiast oboje przestańcie!- Krzyknęła Rose. Kuzynka popatrzyła
na nią ze zdziwieniem. Scorpius uśmiechnął się do niej szelmowsko.
- Odsuń się- Powiedział spokojnym głosem- Wleje mu i będzie po kłopocie.
Rose widząc, że żaden  z nich nie ma zamiaru ustąpić stanęła pomiędzy nimi.
- Powiedziałam przestańcie!- Krzyknęła ze złością czerwieniąc się z
wysiłku- Nikt nie będzie się z nikim pojedynkował- Widząc zacięte
spojrzenia obu chłopców zwróciła się w stronę kuzynki: Molly, pomóż...
Oni chcą się wyzabijać...
- Możesz się odsunąć?- Zapytał tracąc cierpliwość Scorpius.
- Przestań...
- Odsuń się!
- Przestań...
- POWIEDZIAŁEM ODSUŃ SIĘ SZL...
Rose stanęła jak wyryta. Do oczu napłynęły jej łzy. Molly, widząc
spojrzenie kuzynki spodziewała się, że ta lada chwila wybuchnie
płaczem. Jednak nic takiego się nie stało. Dziewczyna wyprostowała
się, uniosła dumnie głowę i popatrzyła Scorpiusowi prosto w zimne,
stalowoszare oczy.
- Jeśli chciałeś powiedzieć do mnie szlamo...- Powiedziała mocnym,
opanowanym głosem- a wiem, że chciałeś to muszę ci powiedzieć czy to
ci się podoba, czy nie, że jestem tak samo jak ty czystej krwi ty...
ty... TY PALANCIE!- Ryknęła i poczerwieniała ze złości.
- Rose.... ja nie chciałem... Przepraszam..
- Odwal się- Warknęła i chciała pobiec w stronę Hogwartu gdy nagle, ni
stąd ni zowąd pojawiła się przed nimi profesor McGonagall.
- Czyżbym słyszała tutaj jakieś przezwiska, panno Weasley?- Zapytała
patrząc w oczy wystraszonej Rose.
- Profesor McGonagall... To nie moja wina. Ja...
- Domyślam się- Odparła opanowanym głosem- Panie Malfoy, ma pan coś do
powiedzenia?
- Nie...
- Do mojego gabinetu- Warknęła- Oboje...




(Autorka: Kinga)