środa, 21 maja 2014

Rozdział XX

Molly powoli rozchyliła powieki. Z początku zapomniała, gdzie się znajduje. Po chwili jednak przypomniała sobie straszne zdarzenia ubiegłej nocy i cicho jęknęła. Mimo woli rozejrzała się po swym więzieniu. Otaczała ją ciemność, jedynym źródłem światła był prawie do cna wypalony, malutki knot świecy. Gdyby nie zakratowano i nie zaciemniono wielkiego okna po jej prawej stronie, pokoik wydawałby się niemal przytulny. Na środku stał wielki stół, na którym paliła się świeca, a po jego dwóch przeciwnych stronach stały dwa obite skórą fotele.
Oczy Molly rozszerzyły się z przerażenia. Dopiero teraz dotarła do niej okropna myśl. Gdzie jest Rose?... Szarpnęła się gwałtownie, mimo iż wymagało to od niej prawie nadludzkiego wysiłku. To jednak nic nie dało. Niewidzialne więzy były zaciśnięte na jej nadgarstkach tak mocno, że marzyć nie było można o ich rozwiązaniu. Przy kolejnej próbie Molly poczuła tak gwałtowny i ostry ból, że jej czerwone usta utworzyły wyjątkowo krzywą linię. Nie zamierzała się jednak poddać. Zmrużyła oczy, patrząc na świecę. "A co jeśli Rose..." Nie, nie, nie mogła o tym teraz myśleć, bo eksploduje!
W tym momencie usłyszała zbliżające się kroki. Serce zabiło jej gwałtownie. Opierając głowę o zimną ścianę, odwróciła się w stronę drzwi. Skrzypnęły okropnie. Do pokoju weszła ubrana w pelerynę postać. Zbliżyła się do okna i rozsunęła zasłony. Molly przez chwilę nie widziała noc poprzez oślepiające ją światło. Postać usiadła przy stoliku i powoli wyjęła z kieszeni różdżkę. Molly wstrzymała oddech. A więc tak ma się to zakończyć!
Osoba w pelerynie jednak zamiast zaklęcia uśmiercającego wyrzekła słowa:
- Silethio...
Molly poczuła, że więzy na jej rękach się poluźniają. Zerwała je natychmiast i w mgnieniu oka podniosła się z miejsca.
- Spokojnie, panno Weasley. Proszę usiąść. - Wychrypiał i wskazał ręką na fotel.
Molly przez chwilę stała niezdecydowana, po chwili jednak usiadła. Może to wszystko pomyłka?
- Gdzie jest Rose? - Warknęła wściekle.
Postać zacisnęła dłonie, ale odpowiedziała spokojnie:
- Dowiesz się w swoim czasie.
Molly powstrzymała napływającą falę gniewu. Nie teraz! Musi się dowiedzieć od tego... kogoś jak najwięcej.
- Kim jesteś?
Mężczyzna zaśmiał się i odsłonił twarz. Molly zdusiła w gardle krzyk zdumienia.
- Profesor Slughorn?... Ale... Co to ma znaczyć?
Zabębnił palcami o stół.
- Otóż widzisz... Jest na świecie ktoś, kto kryje w sobie nienawiść do twojego ojca i rodziców tej twojej pyskatej przyjaciółki. Nie może się na nich zemścić... A przynajmniej jeszcze nie. Są zbyt silni, a ona... - Urwał, zorientowawszy się, że powiedział za dużo. Spojrzał na nią gniewnie.
- A więc osoba której służysz, jest kobietą. Czarownicą. Ciekawe. - Powiedziała kpiąco. Cały strach zniknął, a pojawiła się złość. Przez chwilę na jej twarzy błąkał się szyderczy uśmiech. Za chwilę jednak poczuła się, jakby leciała, gdzieś wysoko, bardzo wysoko... Znała to uczucie. Pojawiało się już dawniej, ale myślała, że już to przezwyciężyła. "Sama musisz sobie z tym poradzić. Początki są trudne..." - Mówiła matka. Zacisnęła wargi, starając się opanować. To jednak nic nie dało. Szybowała gdzieś daleko, gdy nagle... Znów przed oczyma pojawił się jej ten straszny obraz. Krew, morze krwi... Wrzasnęła, gdy nagle poczuła, że ktoś szarpie ją za ramiona i potrząsa silnie. Otworzyła oczy i zobaczyła pochylonego nad nią Slughorna.
- To było zabawne. - Zaśmiał się.
- Niby co? - Odpysknęła, starając doprowadzić się do ładu. Serce dalej biło jej w przyspieszonym tempie, a oddech stał się głośniejszy.
- To, jak nie umiesz panować nad swoją mocą.
- Mocą?
- Ojczulek ci o tym nie mówił, co? Każdy czarodziej posiada swoją moc. Dumbledore umie rozpalać wokół siebie płomienie. A ja... - To mówiąc wstał i okręcił się wkoło. Molly ujrzała wielki tuman powietrza lecący w jej stronę. Zerwała się.
- Spokojnie. - Powiedział kpiąco i usiadł z powrotem na miejsce. Wicher zniknął. Molly patrzyła na niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
- Widzisz? Ja panuję nad wiatrem, Dumbledore nad ogniem, a ty...
- A ja?
Zaśmiał się jakby z przymusem.
- Teraz nie mogę ci tego powiedzieć. Gdybyś zaczęła kontrolować swoją moc, bez trudu wydostałabyś się z tego więzienia. Na razie nie masz z niej pożytku. Tylko... te wizje. - Roześmiał się.
Molly przez chwilę jeszcze z trudem łapała oddech. Po chwili jednak uśmiechnęła się szyderczo i usiadła z powrotem na miejscu.
- Przestań się głupio uśmiechać, Weasleyówno! - Warknął z wściekłością Slughorn. - Czy nigdy nie nauczysz się okazywać szacunku starszym? Jesteś zupełnie taka... jak twój ojciec.
Wzruszyła szczupłymi ramionami i zaczęła nogami wybijać rytm na podłodze. Strach zniknął, wściekłość także... Co jej pozostało? Tylko SPOKÓJ. Slughorn mierzył ją podejrzliwym spojrzeniem. Ona również kątem oka go obserwowała. Milczeli chwilę, po chwili odezwał się on.
- W gruncie rzeczy, to wielka szkoda, że ONA pragnie waszej krwi. Mogłabyś przydać się po naszej stronie. Masz w sobie... siłę.
Spuściła oczy i nic nie powiedziała. Pstryknęła palcami i rozglądnęła się wokół siebie, ignorując zupełnie jego uwagę. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Po plecach Molly przebiegł dreszcz i musiała szczerze się namęczyć, by powstrzymać napływającą do jej oczu wizję.
- Panie... - W drzwiach stanęła jakaś postać i Molly wydawało się, że już kiedyś słyszała jej głos. - ONA przybyła i czeka na ciebie.
- Co? - Slughorn wydawał się zaskoczony. - To niemożliwe... ONA miała przybyć jutro.
Postać w drzwiach wzruszyła ramionami.
- Kazała tylko przekazać tą informację. Ja już pójdę.
- Zaczekaj! Jesteś tu nowy? - Zapytał Slughorn, przytrzymując tę osobę za ramię. - Zresztą nieważne... Zostaniesz z Weasleyówną, jasne? Wrócę z NIĄ tutaj za moment. I wtedy... - Odwrócił się w stronę Molly, a jego twarz wykrzywił okrutny uśmiech. Zwracając się do niej, dokończył:
- Nie będzie ci do śmiechu...
Molly zmarszczyła brwi. Śmierć? Nie bała się już jej wcale. Postać w drzwiach stała jeszcze chwilę na miejscu i nadsłuchiwała przycichających kroków Slughorna. Po chwili podeszła pospiesznie do Molly i chwyciła ją za przegub ręki.
- Co ty robisz? - Warknęła wściekle, wyrywając się.
- Cicho... To ja. - Szepnęła postać i zdjęła kaptur. Oczom Molly ukazała się blada twarz jej chłopaka.
- Sten?!
- Cicho...
- Sten? - Powtórzyła, zniżając głos. - Jak udało ci się tu dostać?
Mimo woli Sten zaśmiał się cicho.
- To nie było takie trudne. Powiedziałem tym przed drzwiami, że przybyłem z daleka z ważną wiadomością dla "szefa". Odźwierni nie byli zbyt inteligentni. Porozumieli się cicho i zapytali mnie za chwilę: ONA cię przysłała? A ja zdębiałem! Ale odpowiedziałem pewnie: Tak, oczywiście. I jeżeli mnie nie wpuścicie, ONA się na was zemści. Zadrżeli i przepuścili nas w drzwiach.
- Nas?
- Mnie i Scorpiusa oczywiście. - Roześmiał się wesoło.
Molly wstrzymała oddech.
- A co z Rose?
- Jest już na zewnątrz. Musimy się pospieszyć.
Złapał Molly za rękę i pociągnął ją ku drzwiom.
- Sten! Kaptur!
Chłopak zatrzymał się i wciągnął zasłonę na twarz.
- Masz głowę. - Powiedział szeptem do Molly, a ona zachichotała cichutko. Ich ucieczka wcale nie przebiegła w poważnej atmosferze. Przypominała raczej zabawną i ekscytującą przygodę. Przed wyjściem nie było nikogo.
- Co za szczęście! Teraz... wiejemy! - Wrzasnął Sten i pociągnął Molly za sobą.
- A gdzie Rose i Scorpius? - Wydyszała w biegu.
- Cierpliwości, jeszcze tylko kawałek.
W tym momencie okno wielkiego budynku, z którego właśnie wybiegli, uchyliło się i usłyszeli z niego wrzask:
- Weasleyówna!
Zaklęcie rozbrajające Slughorna trafiło w zielony świerk, chwilę po tym jak zbiegowie za nim zniknęli.
- Molly, wszystko dobrze? - Czarnowłosa usłyszała przyciszony głos Rose.
- Rose?! Nie, nie, wszystko dobrze. Ale Slughorn...
- Tak wiem.... To okropne, prawda?
Molly pochyliła się do przodu i położyła ręce na kolanach.
- Och, jaka szkoda, że nie mamy różdżek. Użylibyśmy zaklęcia teleportującego i nie musielibyśmy dalej biec. - Jęknęła.
Milczący dotąd Scorpius z szelmowskim uśmiechem wyjął z kieszeni różdżkę Molly i Rose.
- Jak to zrobiłeś? - Wrzasnęła czarnowłosa, wyrywając mu z ręki różdżkę.
- Tajemnica. - Powiedział i uśmiechnął się zabawnie, po czym dodał:
- Aitrh!
W tym momencie cała czwórka poczuła szum w głowie. Molly kurczowo ściskała rękę Rose i Stena. Wylądowali na zielonej trawie przed Hogwartem. Chwilę milczeli, a potem zaczęli nie wiadomo z jakiego powodu się śmiać.
- Chodź. - Sten pociągnął Molly za rękę. - Musimy powiedzieć Dumbledorowi o tym zdrajcy - Slughornie...

***
 
Po prawie półtoragodzinnej rozmowie z dyrektorem Molly, Rose, Sten i Scorpius siedzieli cicho w gabinecie, machając nogami i popijając kakao. Dyrektor przechadzał się obok i marszczył brwi.
- Slughorn... Nie wierzę... Był takim dobrym nauczycielem... - Mruczał do siebie.
- Chyba tragicznym. - Mruknął Scorpius.
- Co mówiłeś? - Zapytał Dumbledore, otrząsnąwszy się z zamyślenia.
- Nic.
Dyrektor popatrzył z rozbawieniem na cztery niskie osóbki, siedzące jak pierwszaki ze wbitym w ziemię wzrokiem. Może i wyglądali na spokojnych, ale... Na przykład weźmy tę czarnowłosą córkę Georga. Jak jej było - Molly? Teraz siedzi taka grzeczna, ale jej oczy błyszczą jak dwa małe ogniki. A ten... Jakże mu... Sten? Patrzy w podłogę, a kątem oka cały czas patrzy na Weasleyównę i coraz bliżej się do niej przysuwa. "Pierwsza miłość." - Pomyślał dyrektor i uśmiechnął się. Ta druga dziewczyna siedzi cicho, ale to tylko pozory! Jej bose stopy cały czas uderzają o podłogę w jakimś szalonym rytmie, jakby chciały sobie znaleźć miejsce. A Scorpius... Dumbledore pokręcił głową. Wykapany ojciec - Malfoy! Ten niczym się nie krępuje. Prawą ręką obejmuje Rose, a w lewej trzyma kubek z gorącą czekoladą. Cóż za doborowe towarzystwo!
- Oczywiście, natychmiast podejmę środki, by wyrzucić profesora Slughorna ze szkoły. Wy ten tydzień będziecie mieć wolny w ramach... odreagowania. - Powiedział łagodnie Dumbledore.
Sten wydał z siebie okrzyk szczęścia.
- Proszę się tak nie cieszyć panie Wested. - Roześmiał się dyrektor szkoły.
Znów zapadło milczenie.
- Możecie iść. Bardzo wam dziękuję. Jesteście pewni, że niczego nie potrzebujecie?
Pokręcili głowami i wolnym krokiem udali się do wyjścia. Sten wziął Molly za rękę, kiedy szepnęła:
- Sten. Zaczekaj chwilę na mnie przed drzwiami, dobrze?
- Ale...
- Dobrze? - Przerwała mu.
- Jasne. - Uśmiechnął się i wrzasnął, jakby byli zupełnie sami:
- Dla ciebie wszystko!
Zatrzasnął drzwi, a Molly zbliżyła się do biurka Dumbledora.
- Tak? - Popatrzył na nią zaciekawiony.
Spuściła wzrok i przestąpiła z nogi na nogę. Po chwili na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Dumbledore widział, jak walczyła sama ze sobą. W końcu podniosła wzrok i popatrzyła na dyrektora spokojnie, lecz jakby hardo.
- Bo widzi pan... Ja nie powiedziałam jeszcze o czymś, co zaszło u... Slughorna.
- Tak?
Molly zagryzła wargi.
- Ja... Mam to od dawna. Boję się tego. Slughorn mówił, że to moja moc, ale ja... ja jej nie chcę! - Ostatnie zdanie prawie wykrzyczała, walcząc ze łzami.
Dumbledore spojrzał na nią łagodnie.
- Jaką posiadasz moc?
Molly zbladła.
- Ja nie wiem. Nie odkryłam jej jeszcze. Na razie są... tylko wizje. - Dokończyła niechętnie.
Dumbledore spojrzał na nią jakby zdumiony.
- Opisz mi je.
Molly zaczęła opisywać to co widziała z trudnością, hamując łzy wstydu. Co chwila przełykała ślinę i w miarę jak mówiła, jej głos przycichł i Dumbledore musiał się mocno natrudzić, by cokolwiek usłyszeć. Gdy skończyła, on wciąż na nią patrzył. Teraz jednak jego wzrok był mieszanką zdumienia, niedowierzania i... strachu?
- To coś złego? - Wyszeptała.
- Niee. - Powiedział dyrektor opierając jej dłoń na ramieniu. - Nie. Ale jest niebezpieczna.
- Jaka to moc? Niech mi pan powie, błagam! - Poprosiła, nie patrząc na niego.
Dumbledore chwilę się zastanawiał.
- Nie. - Powiedział w końcu niepewnie. - Tą moc musisz odkryć sama. Ja... w przyszłości mogę ci jedynie pomóc. Ale jeszcze nie teraz. Ale nie bój się. - Uśmiechnął się do niej łagodnie. - Wszystko będzie dobrze. A teraz zmykaj!
Uśmiechnęła się do niego, już nieco uspokojona.
- Dziękuję panu bardzo.
Zatrzasnęła za sobą drzwi, ale zza nich dobiegło go jeszcze ciężkie westchnienie dyrektora. Co mu się stało?
 
***
 
W tym momencie Dumbledore siedział przy stole i gładził swoją siwą brodę. To niemożliwe! Ona nie może... Ale przecież dokładnie opisała swoje wizje... Tak... Ale dlaczego ona? Dlaczego ona miała dołączyć do "wybranych"? W tym momencie usłyszał krzyk Stena:
- Molly, jesteś świetna!
Dyrektor uśmiechnął się ponuro. Może to dlatego, że jak powiedział Sten - Weasleyówna jest świetna?...
 
(Autorka: Kaśka)
 
  

-

1 komentarz:

  1. Cudowne. :3
    Ten rozdział wywarł na mnie wielkie wrażenie i strasznie się martwiłam co będzie dalej. :D

    OdpowiedzUsuń

U nas zasady są proste:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
NIE HEJTUJ!
NIE SPAMUJ!
KOM = KOM
OBS = OBS
Miłego czytania! Buziaki. ;*