W poprzednich rozdziałach:
Scorpius i Rose odsiadują karę po lekcjach. Pilnuje ich Filch. Molly również zarobiła szlaban. Ma go odsiadywać przez cały tydzień, codziennie o szesnastej. Jednocześnie kuzynki wciąż myślą o drugim zadaniu. Mo przyświeca jednak główny cel: chce odnaleźć Retta. Rose, Juan i Marcus oferują jej pomoc. Czy przyjaciele odnajdą Retta Butlera? Czy kuzynkom uda się rozwiązać zagadkowe, drugie zadanie? Jak poradzi sobie Molly ze szlabanem i który z nauczycieli będzie ją pilnował?
Molly niechętnie podeszła do drzwi gabinetu McGonagall i przystanęła. Poprawiła pasek kolorowej torby i uśmiechnęła się sama do siebie. Ubrana była w krótką, zwiewną sukienkę i swoje ulubione trampki. Mimo woli pomyślała, że spodobałaby się dzisiaj Stenowi. Na samą myśl o chłopaku, oczy zaszły jej mgłą.
Zapukała do gabinetu pewnie, odczekała chwilę i weszła do środka. Przy biurku siedziała McGonagall. Podniosła na nią swój surowy wzrok, a Mo odwzajemniła się jej figlarnym uśmiechem. Profesor poprawiła kołnierz swojej szaty i powiedziała:
- Usiądź, Molly Weasley.
Mo posłusznie przysunęła sobie krzesło i rzuciła torbę na ziemię. Poczuła się jak bohaterka. "Gdyby tylko tata mnie widział..." - Pomyślała z dumą.
- A więc Molly Weasley, wiesz czemu się tu znalazłaś.
- Tak, proszę pani. - Kiwnęła głową i znów leciutko się uśmiechnęła.
McGonagall znowu poprawiła kołnierz. "Czy ona musi być taka niepoważna?" - Pomyślała i mimo woli przypomniała sobie nieznośnego George'a Weasleya.
- Czy... twoi rodzice już wiedzą o twoim... hm... nagannym zachowaniu na lekcji eliksirów?
Molly machnęła ręką.
- Tak. Mama upomniała mnie w liście, że takie zachowanie nie przystoi dziewczynie. Całe szczęście, nie wysłała mi wyjca. - Tu roześmiała się głośno, odrzucając głowę do tyłu. - To dopiero byłyby heca. Ale tata...
- Tak? Co powiedział na to twój tata?
Molly zaczerwieniła się i odparła niepewnie:
- Też... mnie... zganił.
- Czyżby? - Zapytała McGonagall mrużąc i tak małe oczy. - Jakoś w to nie wierzę.
Mo zaczęła się wiercić na krześle.
- Powiedział, że Snape'owi... znaczy profesorowi Snape'owi należało się, i że on gdyby tu był dałby mu niezły wycisk i...
- Dobrze! - McGonagall przerwała gwałtownie ten potok słów. - Wystarczy!
Mo zamilkła i tylko na jej twarzy błąkał się cień ironicznego uśmiechu. McGonagall zaczerpnęła tchu i przeszła się po sali. Gdy znów usiadła na krześle, jej twarz znów była spokojna.
- A więc. Codziennie przez cały tydzień masz szlaban. O 16 - tej. Codziennie, zrozumiano?
- Mhm.
- I nie wolno ci opuścić ani jednego dnia, zrozumiano?
- Mhm.
- I nie możesz się spóźniać, zrozumiano?
- Mhm.
- I musisz wypełniać wszystkie polecenia pilnującego cię nauczyciela, zrozumiano?
- Mhm.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Mhm... Znaczy tak, pani profesor. - Poprawiła się natychmiast Mo i ocknęła się z zamyślenia. Właśnie przypomniała sobie niezwykle śmieszną historię, kiedy ona i Rose bawiły się w duchy i straszyły ludzi pracujących w lesie. Na jej twarzy pojawił się szelmowski uśmiech, gdy pomyślała o tym, jak ona i jej kuzynka wyły ukryte w krzakach. Brzmiało to jak pieśń miłosna jakiegoś wilka. Popatrzyła z szerokim uśmiechem na McGonagall i dostrzegła w jej oczach tak surowy wyraz, że odchrząknęła i spuściła oczy.
- Zaczynasz od dzisiaj.
- Tak, proszę pani. - Przytaknęła Molly, wpatrując się w czubki własnych trampek. Powstrzymała z trudem kolejne wspomnienie, które nasuwało jej się na myśl, ale kąciki jej ust niebezpiecznie zadrgały.
- Nauczycielem, który będzie cię pilnował jest... profesor Snape.
- Że co?! - Molly gwałtownie podniosła się z miejsca i popatrzyła ze zdziwieniem, strachem i złością na opiekunkę domu.
- No cóż, kara musi być adekwatna do winy, więc wybrałam nauczyciela eliksirów.
- A-ale... Czy nie mogłabym sprzątać z panem Filchem, albo przepisywać jakichś ksiąg razem z panią? Jestem w tym niezła.
To mówiąc chwyciła do ręki pióro McGonagall, z którego natychmiast zaczął skapywać atrament. Niebieski płyn spadł na podłogę, tworząc dwa wielkie kleksy. Mo cofnęła się i gorączkowo złapała do rąk jakąś księgę. Otworzyła ją jednak tak niefortunnie, że wydarła z niej jedną kartkę. McGonagall podeszła do niej i wziąwszy z jej rąk gruby tom, odłożyła go z powrotem na półkę.
- Właśnie widzę. Przykro mi, ale decyzja już zapadła.
- To niech pani zmieni decyzję! - Krzyknęła Mo, a echo powtórzyło to zdanie kilkanaście razy.
- Molly Weasley! Jak ty się zachowujesz?! - Zapytała, trochę już przestraszona wybuchem dziewczyny profesor McGonagall.
- Pani nie rozumie, on, on mnie nienawidzi...
W tym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Severus Snape. Uśmiechnął się złośliwie na widok stojącej przed biurkiem, czerwonej z gniewu Molly. Mo posłała mu zawistne spojrzenie i zagryzła wargi.
- Co ja słyszę Wealsey? - Zapytał ironicznie Snape. - Czyżby ktoś tu krzyczał, że ja go nienawidzę?
- Och, Severusie... - Wyjąkała McGonagall. - Doprawdy, nie wiem, co się z tą dziewczyną dziś dzieje.
Molly i Snape przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wyglądało to tak, jakby za chwilę mieli rozpocząć pojedynek magiczny. Mo była wściekła na siebie, McGonagall, a przede wszystkim na Snape'a.
- Proszę za mną. - Rzucił w jej stronę i odwrócił się do drzwi.
Mo rzuciła jeszcze gniewne spojrzenie w stronę McGonagall i założywszy na ramię swoją torbę, podążyła za znienawidzonym nauczycielem.
***
Molly szła po korytarzu za Snape'm, balansując po krawędziach płytek. Złość już jej przeszła, nigdy nie martwiła się dłużej niż chwilę. Pomyślała, że co jak co, ale szlaban u Snape'a? No, to się rzadko zdarza. Nawet jej ojciec miał u niego tylko trzy szlabany... Musi od razu po zakończeniu dzisiejszej kary do niego napisać i pochwalić się swoim "sukcesem". Zapomniała się na chwilę i zaczęła gwizdać melodię, której kiedyś nauczył ją ojciec. Snape odwrócił się i zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, więc natychmiast zamilkła, tylko na jej twarzy dalej pozostał bezczelny, ironiczny wyraz.
Snape, prawie nie patrząc na Gryfonkę, zastanawiał się za jakie grzechy musi ją dzisiaj pilnować. Molly w jego oczach była zupełną kopią swojego ojca... Ten sam ironiczny uśmiech, te same iskry młodego szaleństwa w oczach i sposób poruszania się z niewymuszoną gracją i pewnością siebie. Tak, była niezwykle do niego podobna. A on, Snape nienawidził George'a Weasleya. Był zbyt pewny siebie, zbyt ironiczny, zbyt...
- To co będę musiała robić? - Głos Molly wyrwał nauczyciela z zamyślenia. - Sprzątać? Układać eliksiry na półkach? No, co w końcu?
- Zobaczysz. - Syknął gniewnie w jej stronę, nie odwracając się. - A teraz się nie odzywaj!
- Tak jest. - Odparła, dziwnie przeciągając sylaby.
Szli tak w milczeniu przez dłuższy czas. Przed gabinetem Snape'a, Mo ze zdziwieniem dostrzegła jakiegoś pierwszoroczniaka stojącego obok drzwi i gryzącego palce ze zdenerwowania. Wyglądał jak na swój wiek, wyjątkowo dziecinnie. Był niski, blady, chudy... Mo zaczęła się zastanawiać, po jakiego grzyba ten chłopaczek stoi przed gabinetem Snape'a. A może... Nie, to niemożliwe!
- To jest Michael, bratanek Colina Creveeya. Będzie z tobą odsiadywał karę. - Oznajmił ironicznie Snape, patrząc z zadowoleniem w bladą twarz chłopca.
- Ale - on jest za mały... - Wyjąkała trochę bez sensu Mo.
- Ma jedenaście lat, Weasley. Nie jest już MAŁY. - Snape zaakcentował ostatnie słowo, otworzył drzwi do gabinetu i gestem wezwał ukaranych do środka.
***
- Siadajcie. - Syknął Snape, a Michael drżąc cały usiadł w fotelu. Obok, wciąż wpatrując się w chłopca przysiadła Mo.
- Wyjaśnię wam teraz, co macie robić. - Zaczął Snape, po czym przerwał, wpatrując się w Molly. Dziewczyna bowiem wcale nie patrzyła na nauczyciela, tylko uśmiechała się łagodnie do chłopca, jakby chciała mu dodać odwagi. Snape ze zdziwieniem pomyślał, że taki wyraz twarzy w ogóle nie pasuje do wiecznie buntującej się dziewczyny.
- Weasley! Czy ja ci nie przeszkadzam?
Molly zwróciła się w jego stronę, z wyrazem zamyślenia w dużych oczach.
- Tak więc, jak mówiłem, macie za zadanie napisać referat o właściwościach i zastosowaniu eliksiru skurczającego. Radzę ci się skupić na pracy, Weasley, bo przypominam ci, że na ostatniej lekcji nie potrafiłaś go przyrządzić. - Zakpił Snape, na co Mo tylko wykrzywiła wargi. - Każdy pisze osobno. Za dwie godziny ma to być skończone. Wrócę, zbiorę wasze prace, i gdy uznam, że są należycie napisane, będziecie mogli pójść. Czy to jasne?
Michael podniósł do góry rękę, zupełnie jakby był w klasie. Zdziwione spojrzenia Molly i Snape'a na moment się skrzyżowały.
- Ja chciałem tylko zapytać, co będziemy robić jutro.
- A co, może uważasz pisanie referatu za stratę czasu, co? - Wycedził Snape.
- Nie, proszę pana. - Mruknął niechętnie Michael, patrząc w ziemię.
- Jutro będziecie robić to, co wam każę. Z pewnością coś wymyślę. A teraz macie dwie godziny. Do roboty!
Snape wstał i wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując drzwi za sobą.
- Hej. - Mruknęła trochę do chłopca, a trochę do siebie Molly. - Skoro go tu nie będzie, to może nie będzie tak źle.
W drzwiach pojawiła się czerwona ze złości twarz Snape'a.
- Czy chcesz jeszcze coś dodać Weasley? - Syknął w stronę niczym nie zmieszanej dziewczyny.
- Nie, dziękuję.
***
- Więc, jesteś Michael, tak? - Zapytała Mo po chwili, wciąż pochylona nad pustym pergaminem.
Michael oderwał się od pracy i kiwnął głową. Za chwilę jednak wyrzucił z siebie cały potok słów.
- W tym roku czwarty raz.
- Zgrywasz się. - Spojrzał na nią z podziwem.
- Na serio. - Odparła poważnie.
Michael otworzył szeroko oczy, po czym znów wybuchnął:
- O wow! Kurczę, musisz być niezła. Masz chłopaka?
- A co, podobam ci się? - Roześmiała się Mo na cały głos.
Michael jednak wydawał się wcale nie zbity z tropu. Spoglądał na nią wielkimi oczami, w których malował się taki zachwyt, jakby była co najmniej słynną gwiazdą quiditcha.
- No, może trochę. A ten kolor włosów, to naturalny? - Popatrzył z zachwytem na jej blond czuprynę.
- Nie, jeśli chcesz to powiem ci w sekrecie, jakie mam naturalny kolor... - Molly pochyliła się nad uchem Michaela.
- Rudy.
- Nie!
- Tak.
- Ojeju, chciałbym cię zobaczyć w rudych włosach. - Westchnął ciężko i znów napisał coś na papierze.
- Nic straconego. Może kiedyś jeszcze do nich wrócę. Zmieniam swój kolor włosów, jak rękawiczki. - Roześmiała się Mo, wciąż wpatrując się w swój pusty pergamin. Nie miała zielonego pojęcia o "właściwościach i zastosowaniu eliksiru skurczającego". Wolała więc pogadać sobie z tym chłopaczkiem, który wydawał się całkiem zabawny. Nagle jeden szczegół ją uderzył. Spojrzała na chłopca i zapytała:
- A tak w ogóle, to co przeskrobałeś?
- Eh... - Westchnął ciężko, znów odrywając się od pracy. Molly z podziwem spojrzała na jego pergamin. Był już do połowy zapisany drobnym, starannym pismem. - Włożyłem jednemu Ślizgonowi żabę do buta...
Mo roześmiała się i zabębniła palcami o stolik.
- Tak trzymaj. Nawet ja bym na to nie wpadła.
Pochyliła się nad swoim pergaminem i zaczęła pisać swoim pochyłym, niestarannym pismem. Przez chwilę w gabinecie nic nie było słychać, prócz skrzypienia piór na papierze. Po pół godzinie, Molly spojrzała z zadowoleniem na swój zabazgrany pergamin. Uśmiechnęła się bezczelnie i zwróciła się do chłopca:
- Skończyłeś już?
- Już dawno. Teraz sprawdzam... A ty?
- Ja jestem gotowa. - Oznajmiła i potarła koniuszek nosa. Pomyślała, że za tę swoją pracę, na lekcji eliksirów z pewnością dostałaby O, ale może Snape jakoś zaliczy jej ten referat... Wstała i przeszła się po gabinecie. Zatrzymała się przy jednej z półek. Jej uwagę przykuła książka "Uczniowie ukarani". Była bardzo zniszczona, z pewnością była wielokrotnie otwierana. Sięgnęła po nią, stając na czubkach palców.
- Co tam masz? - Zapytał z ciekawością Michael, zaglądając jej przez ramię.
- Coś... coś bardzo ciekawego.
Przewertowała kilka stron. MARY COTTERMOLE, SALLY ANNE PERKS...
- Jest, haha, jest! - Roześmiała się uradowana Molly, wpatrując się w stronę zatytułowaną FRED I GEORGE WEASLEY. Poniżej znajdowały się ich fotografie. Jej ojciec trzymał w ręku swoją miotłę i mrugał jednym okiem z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Poniżej znajdował się opis winy:
Fred i George Weasley wyprodukowali nielegalny eliksir miłosny i sprzedawali go na korytarzu szkoły.
Frad i George Weasley wpuścili do klasy kolorowe fajerwerki, co doprowadziło do paniki pozostałych uczniów.
Fred i George Weasley (domyślamy się, że była to ich sprawka) poczęstowali Crabbe'a i Goyle'a dziwnymi cukierkami, po których na twarzy wyrosły im krostki.
- Oj, tato... - Roześmiała się Mo i przytuliła książkę do siebie. Pomyślała też o swoim wujku - Fredzie. Szkoda, że nie mogła go poznać...
- Uczniowie ukarani... - Odczytał, sylabizując Michael. - Ej, zobacz, czy tu jesteśmy!
Molly przewertowała wszystkie strony i roześmiała się. Na ostatniej stronie znajdowały się zdjęcia jej i Michaela.
- Ojeju! - Wykrzyknął zachwycony Michael.
W tym momencie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Snape. Mo w pośpiechu włożyła książkę na półkę, ale tak niefortunnie, że gdy nauczyciel się zbliżył, księga spadła jej na głowę. Molly schyliła się i gorączkowo przetarła jej okładkę.
- Daj mi to, Weasley! - Wrzasnął Snape, na co Mo od razu oddała mu książkę. Poczuła nieznaczną ulgę, gdy się jej pozbyła. Profesor wyglądał tak, jakby miał zamiar za chwilę uderzyć w Mo jakimś zaklęciem. Powstrzymał się jednak i podszedł do biurka.
- Oczywiście, ta czysta, przejrzysta praca należy do Michaela, zgadza się?
- Tak, proszę pana. - Prawie szeptem odpowiedział chłopiec.
Snape zagłębił się w lekturę, a Mo korzystając z okazji zaczęła rozśmieszać Michaela, robiąc głupie miny. Chłopiec zwijał się ze śmiechu, co chwilę zasłaniając dłonią usta. Po upływie kwadransu, Snape wstał i podszedł do Michaela.
- Wykonałeś pracę solidnie. Możesz odejść.
Michael ze szczęśliwą miną udał się ku drzwiom i przystanął. Przypomniał sobie o swojej blond -przyjaciółce. Westchnął cicho i oparł się o framugę drzwi.
- Co jest, Creveey? - Zapytał niecierpliwie Snape. W jego głosie czuć było groźbę.
- Zaczekam na Molly Weasley. - Odrzekł niechętnie, nie ruszając się z miejsca.
Snape przez chwilę wyglądał, jakby dostał ataku szału. Spojrzał na Molly, która uśmiechnęła się do niego bezczelnie i wzruszyła ramionami.
- A więc, Weasley, znalazłaś sobie nowego kolegę. Świetnie, po prostu świetnie. Ale nie dowiedziałem się jeszcze, co robiłaś z tą książką...
- Jaką książką? - Zapytała niewinnie, ale za chwilę przypomniała sobie, o co chodzi. - A! Z tą książką...
- Tak, Weasley, z tą książką!
- E... Czytałam. - Odparła niepewnie, przesuwając ręką po włosach.
- Domyśliłem się tego, Weasley! Co innego można robić z książką?! Co tam wyczytałaś?
Molly zaczęła kręcić sobie na palcu niesforny kosmyk włosów, jak zawsze, gdy była zdenerwowana. Fakt, nie powinna czytać tej głupiej książki, ale co mogła poradzić, skoro była ciekawa? Wciąż miała przed oczami obraz uśmiechniętego taty.
- Prawie nic. Znalazłam tam zdjęcie taty... i...
Snape odetchnął z ulgą, a Mo spojrzała na niego ze zdziwieniem. Czyży coś ukrywał w tej księdze?
- Tylko tyle?
- No. - Mruknęła, niezadowolona z siebie. Powinna staranniej przeglądnąć tę księgę, zanim oddała ją Snape'owi do ręki.
Profesor odłożył książkę na półkę, po czym podszedł do biurka i podniósł pracę Molly. Przez chwilę wpatrywał się w pergamin z wyrazem zdumienia w oczach. Następnie przeniósł wzrok na dziewczynę i zapytał, siląc się na spokój:
- Co - to - jest - Weasley?!
Mo zaczerwieniła się odrobinę i zezując trochę, spojrzała na Michaela. Chłopiec stał z wyrazem zdumienia w szarych oczach. Najwyraźniej nie rozumiał, o co chodzi. Mo postanowiła udawać niewiniątko.
- E... To jest mój referat, proszę pana.
- To - jest - twój - referat?! - Wrzasnął rozwścieczony nauczyciel i znów spojrzał na kartkę. Na pergaminie nabazgrany był następujący tekst:
Eliksiru skurczającego używamy, kiedy chcemy coś skurczyć, znaczy się pomniejszyć. To bardzo trudny do wykonania eliksir - u nas na lekcji wykonała go poprawnie tylko Laura i moja genialna kuzynka (do której, mimo łączących nas więzów krwi, nie jestem pod względem intelektu podobna). No, ona jest naprawdę baaardzo mądra, a ja niezbyt i dobrze mi z tym. No i co o tym eliksirze jeszcze powiedzieć? No, kurczę, chyba dodawało się do niego jakieś listki, ale nie pamiętam jakie. I w którymś momencie należało podgrzać płomień do 180 stopni, ale nie pamiętam kiedy. No, ale jak chcesz coś zmniejszyć, to pamiętaj! Użyj eliksiru skurczającego. Polecam,
Molly Weasley
No, może ten referat jest trochę krótki, ale w zamian załączam rysunek jednorożca. Umiem ładnie rysować jednorożce. A ten nazywa się Gwiazdka i jest mega słodki. Czyż nie? Wio, Gwiazdka!
Pod spodem narysowany był taki oto obrazek:
Snape zrobił się czerwony z wściekłości i przedarł pergamin na pół. Mo zmarszczyła brwi, niby ze złości i powiedziała cicho, ale tak, żeby profesor usłyszał:
- Zabił pan moją Gwiazdkę!
- Wynocha stąd! Oboje! Mam was dość na dzisiaj! Jutro o szesnastej, zrozumiano?! I spróbujcie mi się nie pojawić! Już ja wam wymyślę na jutro zadanie! Popamiętacie mnie!
Michael wyszedł szybko, nie pytając o nic. Mo zerwała się. Tylko na takie słowa czekała. Wzięła torbę i wybiegła z sali, bojąc się, że Snape za chwilę zmieni decyzję. Zatrzasnęła drzwi za sobą, i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą.
- Uff, mało brakowało. Ale - pańszczyzna została odrobiona! - Zwróciła się, śmiejąc, do Michaela.
- To widzimy się jutro o szesnastej, tak Molly Weasley? - Michael wciąż mówił do dziewczyny po nazwisku. - To ten... Cześć!
Mo zachichotała cicho, przypomniawszy sobie minę Snape'a, kiedy przeczytał jej referat. "Muszę o tym wszystkim napisać tacie. A teraz opowiem to Rose!" - Pomyślała i dopiero, gdy sylwetka Michaela zniknęła za rogiem, odkrzyknęła do niego:
- Cześć Michael! Do zobaczenia!
"Zabawny on jest." - Pomyślała i nucąc melodię George'a Weasleya, tanecznym krokiem udała się do dormitorium.
***
- No hej! Jak było? Opowiadaj! Za godzinę wyruszamy do Hogsmeade z Juanem i Marcusem, żeby odnaleźć twojego kumpla. Chyba, że jesteś zbyt zmęczona... - Rose wpatrywała się w kuzynkę, która właśnie przeglądała się w lustrze.
- Nie, no coś ty. Było... dość luzacko. - Roześmiała się Mo i przysiadła obok Rose na parapecie. Kuzynka wpatrywała się w nią z ciekawością.
- Po pierwsze - kto cię pilnował?
Mo roześmiała się i popatrzyła dumnie na Rose.
- Pan - profesor - Severus - Snape.
- Nie!
- Tak!
Rose przytuliła kuzynkę.
- I ty mówisz, że było luzacko?!
Mo, śmiejąc się, opowiedziała jej całą historię. Wspomniała o Michaelu, o księdze, o tajemniczej reakcji Snape'a i w końcu, chichocząc jak szalona, wyznała jej, co napisała w rzekomym "referacie". Rose skręcała się dosłownie ze śmiechu.
- Gdybyś... widziała... jego... minę... - Wykrztusiła Mo, powstrzymując się od nowego wybuchu śmiechu.
- Chciałabym to zobaczyć. - Westchnęła Rose i zachichotała. Mo była totalnie niepoważna i zbyt pewna swego, ale... miała w sobie coś takiego dziwnego... Coś, co sprawiało, że Rose doskonale ją rozumiała.
- Wiesz, jak ty miałaś szlaban, to ja poszłam do biblioteki. - Powiedziała w końcu to, co od początku rozmowy cisnęło się jej na usta. - I przeczytałam coś ciekawego w jednej książce... Czekaj, gdzieś tu ją mam...
Rose zeskoczyła z parapetu i zbliżyła się do półki, uginającej się pod ciężarem książek. Zarówno ona, jak i jej kuzynka były totalnymi molami książkowymi. Rose wyjęła wreszcie jakiś gruby tom i zaczęła wertować jego stronice.
- A mam! Słuchaj! - Odchrząknęła i zaczęła czytać:
Drugie zadanie.
W kuferku znajdował się mały przedmiot...
- Zaczekaj! To jest jakiś fragment pamiętnika? - Zapytała podekscytowana Mo.
- Tak, w książce była tylko jedna taka strona. Nazwisko autorki jest zamazane... Pisze tylko: Poll...hich. A pośrodku znajduje się wielki, paskudny kleks. Ale to nieistotne. Ważne jest to, że brała udział w turnieju! Słuchaj dalej:
Zdziwiłam się i zupełnie nie wiedziałam, co z nim zrobić. Mijał czas, a ja nadal na nic nie wpadłam. Wkrótce nadszedł termin drugiego zadania. Zjawiłam się na nim, mimo iż nic nie wymyśliłam... A wtedy w szkole zaczęły się dziać dziwne rzeczy... Zagadkowe zjawiska... Pojawiały się magiczne istoty. Nie opiszę tego tutaj dokładnie, boję się, że ktoś niepowołany to przeczyta. W każdym razie sprawa, która na pierwszy rzut oka wydawała się sprawą na tle kryminalnym, okazała się DRUGIM ZADANIEM.
Rose przerwała i spojrzała znacząco na kuzynkę.
- I to wszystko? Nie ma nic więcej? - Mo wydawała się podekscytowana zasłyszanym właśnie fragmentem.
- Wszystko.
- Więc... Czekaj, czekaj... Sugerujesz, że historia może się powtórzyć? I że powinnyśmy czekać aż do dnia, w którym odbędzie się drugie zadanie?
Rose pokiwała głową i oznajmiła poważnie:
- Chyba nie mamy innego wyjścia.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Kuzynki zerwały się z miejsc, a Rose gorączkowo odłożyła książkę na półkę. Dziewczęta zmierzyły się wystraszonymi spojrzeniami.
- Jeżeli to Scorpius podsłuchiwał pod drzwiami... - Wycedziła Rose, wyjmując różdżkę. Mo zrobiła to samo i ostrożnie podeszła ku drzwiom. Schowała się w kącie przy nich i powiedziała spokojnie:
- Proszę wejść.
Do pokoju wpadli Juan i Marcus, ubrani w ciemne płaszcze. Obydwoje mieli na ramionach plecaki, a w rękach ściskali różdżki. Mo opuściła dłoń i westchnęła ciężko. Pomyślała, że chłopcy to jednak dziwne stworzenia.
- To co, ruszamy?! - Wrzasnął w stronę Molly, Juan. Mo złapała się za ucho.
- Tak! - Odwrzasnęła i zapytała z politowaniem:
- Tylko się zastanawiam, po co wam te plecaki i ciemne płaszcze...
Juan i Marcus spojrzeli na nią w najwyższym zdumieniu. Niższy chłopak nieznacznie popukał się w czoło, patrząc na Mo.
- No, w końcu idziemy na akcję poszukiwawczą! - Wrzasnął jej znowu do ucha Juan. - Musimy być niewidzialni i przygotowani na każdy zwrot akcji... Jak ninja!
Molly westchnęła i popatrzyła ze zrezygnowaniem na Rose. Jej kuzynka wydawała się ubawiona.
- To co ruszamy?! - Wrzasnął tym razem do ucha Rose, Marcus.
- Ruszamy! - Odkrzyknęły kuzynki jednocześnie i wybuchnęły śmiechem.
(Autorka: Molly)