środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział XII
 
Minął tydzień od tego strasznego dnia, kiedy Mara znalazła swoją martwą przyjaciółkę w łazience,   a mimo to młoda Puchonka nadal nie wychodziła z pokoju. To wszystko,  to było dla niej za dużo. Czuła się jak pusta skorupa, którą poniekąd teraz była. Nie chodziło tu już o to, że Elizabeth była jej przyjaciółką, choć Mara naprawdę to przeżyła. Chodziło o to, że Mariette jeszcze nigdy nie widziała martwego człowieka i nawet nie wyobrażacie sobie, jakim wstrząsem było ten pierwszy raz zobaczyć martwe ciało swojej przyjaciółki. Profesor Sprout i Pani Pomfrey usprawiedliwiały nieobecnosci Mary, ale one też wiedziały, że trzeba coś z tym zrobić, bo przecież nie może tak być. Była w piątej klasie. Sumy za pasem, a ona opuściła już tyle lekcji. Jednak wszystkie daremne próby pobudzenia Mary do życia, spełzły na niczym. Co noc śniła jej się twarz Elizabeth, przez co prawie w ogóle nie spała. Na początku myślała, że może razem z Finnem będą się wspierać, ale Finn i jego rodzice doznali takiego szoku, że zrobili Dumbledore'owi wielką awanturę i powiedzieli, że nie chcą mieć już z tą szkołą nic wspólnego i zabrali Finna. Teraz straciła nie dość, że przyjaciółkę, to jeszcze najlepszego przyjaciela. Oczywiście, od razu po morderstwie, Dumbledore zarządził  przeszukanie szkoły i wysiedlenie wszystkich uczniów do wielkiej sali, w której teraz dalej tkwili, więc mówiąc, że Mara nie wychodziła z "pokoju" oznaczało że nie wychodziła zza swojego parawanu. Szkoła dalej była przeszukiwana centymetr po centymetrze. Przyjechali nawet specjalni łowcy wampirów, ale nic nadal nie znaleziono.
 
***

Był piękny sobotni poranek. Mara siedziała za swoim parawanem, specjalnie wydzielonym jej przez Profesor Sprout i patrzyła tępo w okno. Bijąca wierzba rozluźniała swoje gałęzie dając ptakom rozgościć się na jej mniejszych gałązkach, a świat brodził we wczesnej jesieni. Nagle rozmyślania Mariette, przerwał czyjś głos.
- Zbieraj się złotko. - Usłyszała głos Blaisa, wchodzącego za parawan.
- Że co? - Zapytała Mariette.
- To co słyszysz. Zbieraj się, bo idziesz ze mną do Hogsmeade. - Powiedział, siadając obok Mary.
- A czy ja w ogóle mam coś do powiedzenia? - Zironizowała.
- Nawet jakbyś chciała, to nie możesz protestować, bo teraz na cały weedend mamy załatwione pokoje w Dziurawym Kotle. Mają gazować Hogwart i dlatego musimy weekend spędzić w Hogsmeade. - Wytłumaczył Marze młody Zabini. - Nie żebym narzekał.
- Gazować Hogwart? - Dopytywała się Mariette.
- Jakiś gaz na wampiry, ale podobno ludziom też szkodzi, więc musimy spadać. - Powiedział i uśmiechnął się szelmowsko. Blaise oczywiście jak to Ślizgon - wogóle nie przejął się śmiercią Liz. Co prawda, Marze się to nie podobało, ale jak mówi hogwarckie przysłowie: ,,Prędzej zmienisz demona niż Ślizgona", więc nic z tym nie robiła.
- Dobrze, pójdę z tobą, ale wiedz, że to tylko dlatego, że wiem, że nie dasz mi spokoju. - Powiedziała pewnie Mara.
- Albo dlatego, że jesteś zdesperowana, bo nie chcesz iść sama. - Blaise uniósł brew.
- Czemu tak sądzisz? - Spytała Mariette.
- Bo żadna puchonka o zdrowych zmysłach nie oprowadzałaby się przy całej szkole ze Ślizgonem po Hogsmeade. - Odpowiedział, a Mara zaśmiała się.
- Przecież ta niechęć do Ślizgonów minęła już dziesięć lat temu. - Przypomniała chłopakowi Mara.
- Tobie się tak wydaje, bo nie jesteś ze Slytherinu. - Odpowiedział i zaśmiał się pod nosem.
 
***
- Mój ojciec mi zawsze mówił, żebym nie uczył się za dobrze, bo skończę tak jak on w Ministerstwie Magii. - Zaśmiał się Blaise, a Mariette razem z nim. Właśnie doszli do Hogsmeade. Trzeba było przyznać, że mimo "ślizgońskiego charakteru", Blaise był wyjątkowy. Był jedyną osobą, przy której Mara zdołała zapomnieć o strasznych wydarzeniach, które niedawno przeżyła. Przy nim chyba pierwszy raz od tygodnia się uśmiechnęła. Z jednej strony cieszyła się, że wyszła z Blaisem. Szczególnie, gdy patrzyła na zazdrosne spojrzenia innych dziewczyn, ale z drugiej strony nie było już tak fajnie. Rose i Albus unikali jej jak ognia, prawdopodobnie ze względu na Ślizgona u jej boku, ale Mara nie miała im tego za złe. Ich rodzice nie mieli za czasów szkolnych najlepszych kontaktów z domem węża, co przeszło na dzieci. Poza tym, przy bramie do Hogsmeade, gdy przechodzili obok gawędzącej z Hagridem profesor Sprout, Mariette dałaby słowo, że zauważyła jak nauczycielka zielarstwa znacznie się do niej uśmiechnęła, spoglądając na Blaise'a.
- Nie pasuje ci praca w Ministerstwie? - Zapytała Mara. Dla niej praca w Ministerstwie była poważną pracą, o której tak naprawdę nigdy nie miała pojęcia - z matką, która była redaktorką "Żonglera"         i ojcem pracującym w Bułgarii przy polowaniach na ogniste koty. To nie były poważne zawody.
- To najgorsza fucha, jaką mógłbym mieć. - Odpowiedział Ślizgon.
- Niby czemu? - Spytała Mara.
- Jest okropnie nudna. Całymi dniami siedzisz za biurkiem. Umarłbym z nudów. Ja potrzebuję ekstremalnej pracy, na przykład mógłbym być trenerem smoków... - Rozmarzył się. - A ty co chcesz robić, jak skończysz Hogwart? - Zapytał ciekawsko.
- Chciałabym w przyszłości grać na pozycji pałkarza, w jakiejś drużynie quidditcha. - Odpowiedziała Mariette, po czym westchnęła. - Brakuje mi tego... - Powiedziała i zobaczyła tryumfalny uśmiech na twarzy Blaise'a.
- Będziesz mnie bardziej lubić, jeśli powiem, że poczyniłem pewne postępy w sprawie twojego udziału w puchońskiej drużynie? - Zapytał, przybliżając swoją twarz do Mary.
- A mianowicie? - Uśmiechnęła się zawadiacko Mara. Uwielbiała używać siły kobiecości przeciwko chłopakom. Byli wtedy komiczni.
- Uprosiłem razem z profesor Sprout waszego kapitana, aby zrobił ci przesłuchania w późniejszym terminie. - Odpowiedział. Mara na początku nie wiedziała, co o tym mysleć.
- Jak to? - Spytała zszokowana.
- W środę o 16.00 masz przesłuchania! - Powiedział z ekscytacją. - Jeśli cię przyjmą, a na pewno przyjmą, to z rozkoszą skopię ci tyłek na boisku. - Powiedział Blaise. Sam był rozgrywającym Ślizgonów.
- Dziękuję! - Wrzasnęła Mara i rzuciła się Blaisowi na szyję. Zanim sama zorientowała się co robi i jak to musi wyglądać, usłyszała za sobą czyjs głos.
- Mara? - Usłyszała niewyraźny głos. Najszybciej jak się dało, odkleiła się od Zabiniego i spojrzała w stronę Molly Weasley, próbując nie spalić się przy tym ze wstydu. Ostatnio wiele razy odwiedzała Molly w skrzydle szpitalnym. Właściwie to znały się od dziecka, bo matka Mary i ojciec Molly byli przyjaciółmi i wiele razy do siebie jeździły.
- Słucham? - Mariette próbowała powiedzieć to naturalnym tonem, ale w ogóle jej to nie wyszło.
- Chciałam się spytać, czy wiesz gdzie mamy pokój? - Spytała Molly starając się kryć zażenowanie tą sytuacją.
- My? - Zdziwiła się młoda członkini rodu Venom.
- No, tak. Nie wiesz? Masz mieszkać w pokoju ze mną i Laurą. No, ale skoro nie wiesz to może ja już pójdę. - Powiedziała Molly i zaczęła oddalać się od Mary i Blaise'a. Mariette dopiero teraz zauważyła chłopaka obok niej. "Sten". - Przemknęło jej przez myśl. Widziała go wcześniej w skrzydle szpitalnym u koleżanki. "To pewnie chłopak Molly." - Pomyślała.
- To by było na tyle z twojej czułości. - Westchnął smutno Blaise. - Głupi Gryfoni! Zawsze coś popsują! - Skarżył się Zabini, a Mara parsknęła smiechem.
- Ej, Romeo uspokoiłeś się już? - Spytała Mariette przez śmiech.
- Jeszcze nie, ale możemy już iść dalej. - Zadeklarował Blaise.
Dalej szli pomiędzy krętymi uliczkami Hogsmeade, gadając o wszystkim i niczym. Właśnie wychodzili z Miodowego Królestwa, gdzie kupili sobie po lizaku, kiedy do Blaise'a podbiegła jakas nieznana Marze dziewczynka. Wyglądała na pierwszoroczniaka.
- Blaise daj mi pieniądze, bo chcę iść do Zonka. - Zażądała. Mariette zaczęła delikatnie dziwić ta sytuacja.
- Nic ci nie dam, wyciągaczu. - Odpowiedział szybko Blaise.
- Masz mi dać te pieniądze, cymbale! - Wrzasnęła dziewczynka.
- Nie masz własnych? Bujaj się. Nie widzisz, że przeszkadzasz? - Zapytał dziewczynkę Blaise, schylając się do niej.
- Zobaczysz, wszystko powiem. - Powiedziała dziewczynka i oddaliła się od Ślizgona.
- A sobie mów! - Wrzasnął za nią Blaise. Mara spojrzała na niego dziwnie. Blaise to zauważył
- No co?
- Kto to był? - Spytała zaciekawiona Mara.
- Nikt. - Zbył ją chłopak.
- Pytałam poważnie, Blaise. - Mariette popchnęła delikatnie Ślizgona. Chłopak uparcie milczał.
- Proszę, powiedz mi! - Chłopak dalej nie odpowiadał.
- Spełnię jedną twoją prośbę, jak mi powiesz! - Zaproponowała Mariette.
Wyraz twarzy Ślizgona momentalnie się zmienił.
- Każdą prosbę? - Spytał.
- Każdą z wyjątkiem biegania nago po Hogsmeade. - Zaśmiała się Puchonka.
- Dobrze, niech ci będzie. To była moja młodsza siostra, Diana, a zarazem najbardziej denerwująca istota na świecie. - Odpowiedział Blaise. Dopiero teraz Mariette zauważyła podobieństwo między tymi dwojga. Oboje mieli brązowe włosy, mieli tak samo niebieskie oczy i ciemny odcień skóry. Jak mogła na to nie wpaść?
- Teraz moja kolej. - Przypomniał jej Ślizgon. Mariette zrobiła zrezygowaną minę.
- Daj mi buziaka. - Poprosił chłopak. Mariette przez chwilę zastanawiała się, czy chłopak nie żartuje, ale gdy już doszła do tego, że jednak nie, to zostało tylko jedno. Puchonka przybliżyła twarz do twarzy chłopaka i chcąc dać mu buziaka dotknęła swoimi ustami jego ust. Niestety, nie skończyło się na jednym buziaku. Blaise wpił się w jej usta, a ona o dziwo nie protestowała. Ich pocałunek mógłby trwać wiecznie, gdyby nie słyszalne wokół nich oklaski i wiwaty. Mariette odkleiła się od Blaise'a     i spojrzała wokoło. Wokół nich zebrała się spora grupa uczniów z uśmiechem przyglądającymi się scenie, a w tym nawet Molly i Sten. Wtedy Blaise objął Marę ramieniem              i utorował sobie drogę przez uczniów, po czym niczym nie zrażony wyprowadził ją z tłumu.
- To co? Możemy chyba uznać się już za parę? - Zapytał zawadiacko. Mara spojrzała Ślizgonowi     w oczy, po czym uśmiechnęła się promiennie.
- Tak, możemy. - Powiedziała i cmoknęła swojego nowego chłopaka w usta. Może jej świat wcale się nie kończy, a dopiero się zaczyna?...
 
(Autorka: Ella Nightmare)

5 komentarzy:

  1. Uu pocałunek w usta mrał :D
    Podoba mi się jak piszesz, nie poddawaj się !
    kolorowy-kwiatuszek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczne zakończenie. Wiem, tak się zakończeń kategorycznie nie określa!
    Mimo wszystko to słowo pierwsze rzuciło mi się na myśl po przeczytaniu ostatnich słów. Wymiatasz, prawie tak jak Włoska zakonnica z "The voice"Tak jak ona głosem, ty powalasz pomysłami. Aż chce się osobiście zapytać Mar'y co będzie dalej ;D Co do stylu, to ten zdecydowanie można by postawić na literackim podium. Pozostało mi tylko czekać "CO BĘDZIE DALEJ" ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana jestes Alice. Nie przesadzaj. Z nas dwóch to z pewnoscią ty jestes bossem w pisaniu i każdy ci to przyzna ,ale dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie, super, cudnie. Kocham takie rozdziały. Piszesz tak lekko, z taką... beztroską, świeżością. To wprowadza ten cały romantyczny nastrój, aż się chce wymiotować serduszkami - oczywiście w pozytywnym sensie. Miło, że tu piszesz.
    Tylko jednego mi w twoim pisaniu brakuje - styl masz świetny, bardzo oryginalny, to na plus. Gramatyka i ortografia też w porządku. Wiesz czego brak? OPISÓW!
    Sorry, że tak się czepiam, ale dla mnie to po prostu nieodłączna część opowiadania. Poza tym, jest genialnie, pisz dalej <3.
    Love, A.

    hogwart-naszym-domem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju *-* Ale uroczy rozdział. Zakończenie jest cudowne. Jest on taki romantyczny.

    OdpowiedzUsuń

U nas zasady są proste:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
NIE HEJTUJ!
NIE SPAMUJ!
KOM = KOM
OBS = OBS
Miłego czytania! Buziaki. ;*