Dochodziła godzina
23:20.
W pokoju wspólnym Slytherinu przed chwilą zapadła cisza. Zmęczony
Scorpius rzucił się na fotel przed ogromnym kamiennym kominkiem.
Otaczały go barwy srebra i zieleni. Nogi luzacko wyłożył na drewniany
stolik strącając przy tym na ziemię butelkę po piwie kremowym z
Hogsmeade, które skądś wytrzasnął jeden ze starszych Ślizgonów.
Chłopak był wykończony. Przed paroma minutami skończyła się wielka
impreza Domu Węża, o której opiekun, Severus Snape nie miał zielonego
pojęcia. Impreza odbyła się na cześć młodego Malfoy'a i Williama,
którzy nie licząc przedstawicieli Gryffindoru i Magician School for
Ambitious Students w pierwszym zadaniu zdobyli największą ilość
punktów. Zabawa trwała by pewnie znacznie dłużej gdyby nie fakt, że
jutro mieli normalnie lekcje. Scorpius ogarnął oczami pokój, w którym
się znajdował. „Ale bajzel- Przeszło mu przez myśl- Ciekawe kto to
posprząta”. Wyobraził sobie Flich'a kuśtykającego z miotłą po całym
dormitorium i przeklinającego całą tą imprezę. Na samą myśl lekko się
uśmiechnął. Sięgnął po jedną z ocalałych butelek piwa kremowego i
pociągnął spory łyk. „Dobrze, że nie można się tym opić”- Pomyślał.
Nagle drzwi do pokoju wspólnego uchyliły się z łoskotem i do środka
wślizgnął się William. Chłopak ziewnął przeciągle i bezwładnie opadł
na krzesło naprzeciwko Scorpiusa. Blondyn otworzył oczy i zmierzył
bruneta od stup do głów.
- Gdzie byłeś?- Zapytał Malfoy.
- W kuchni- Odpowiedział beztrosko William- No co? Zgłodniałem po tej
imprezie- Dodał widząc pytające spojrzenie blondyna.
- Łap- Scorpius rzucił mu butelkę z piwem kremowym. Brunet opróżnił
butelkę do połowy.
- Szkoda, że nie zaprosiliśmy ludzi z innych domów- Powiedział
wycierając wargi rękawem szaty.
- Moim zdaniem bardzo dobrze- Blondyn przeczesał dłonią włosy-
Przynajmniej żadne szlamy się tu nie plątały... Chociaż tych czystych
mogliśmy zaprosić...
„Na przykład Rose”- Pomyślał. Już wcześniej dotarło do niego, że
polubił tą „małą” mimo tego, że była Gryfonką i tego co o Gryfonach
twierdzili jego kumple z Domu Węża.
- Ty chyba...
- Ciii... Słyszysz? Chyba ktoś idzie po schodach.
Oboje podeszli do drzwi. Scorpius delikatnie uchylił drzwi i wyjrzał
na zewnątrz.
- William- Szepnął do bruneta- Snape idzie.
Chłopcy rozglądnęli się dookoła. Po podłodze walały się puste butelki
po piwie kremowym i paczki po chipsach. Na jadowicie zielonym dywanie
z ogromnym, srebrnym wężem pełno było plam i okruszków. Scorpius wyjął
różdżkę. Innego wyjścia nie było. Mieli kilka minut na ogarnięcie tego
całego bajzlu zanim do pokoju wejdzie Snape.
- Vingardium leviosa- Scorpius i William przetransportowali puste
butelki po piwie kremowym i nie mając odpowiedniego miejsca na schowek
wyrzucili je za fotel licząc na to, że profesor nie zechce na nim
usiąść. Właśnie w tym momencie do pokoju wszedł Snape. Rozglądnął się
po pomieszczeniu.
- Dobry wieczór, panie profesorze- Powiedzieli niemal w tym samym momencie.
- Taaakk... Jest godzina 23:35- Snape popatrzył na zegarek- Mogę
wiedzieć dlaczego jeszcze nie jesteście w łózkach.
Chłopcy popatrzyli na siebie znacząco.
- My... no- Zająknął się William. Snape uciszył go gestem.
- Przecież nic się nie stało- Profesor sprawiał wrażenie jakby w ogóle
nie zauważył dwóch butelek niewinnie wyglądających za filara
podtrzymującego kominek- Co tutaj tak śmierdzi? Malfoy, otwórz okno.
Chłopak posłusznie podszedł do okna. Nagły powiew wiatru rozwiał mu
blond włosy.
- Od razu lepiej- Westchnął Snape- Dobranoc panom- Powiedział i wyszedł.
Scorpius ponownie usadowił się wygodnie w fotelu i sięgnął po chipsy.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę spać- Powiedział William idąc w stronę
swojego dormitorium- Jestem wykończony.
- Ja też zaraz pójdę- Odparł blondyn. Potwornie chciało mu się spać,
ale nie chciało mu się podnieść. Od samego rana nie miał ani chwili
spokoju. Najpierw Turniej, a potem ta impreza... Doszedł do wniosku,
że pierwsze zadanie było bardzo poste, wręcz banalne. Szczerze mówiąc
myślał, że Dumbledore wymyśli coś orginalnego, a tu proszę: smok.
Dementorzy- to było coś. Malfoy był z siebie strasznie dumny, kiedy po
raz pierwszy wyczarował patronusa, srebrnego smoka. Ojciec też był z
niego szalenie dumny. Scorpius już widział te wszystkie rozmowy na
jego temat w ministerstwie. Po cichu liczył też na to, że w „Proroku
Codziennym” znajdzie się wzmianka o dwóch wspaniałych Ślizgonach. Po
ataku demenorów w jaskini drugi raz nie otwierał kufra. „Ciekawe co
tam jet oprócz zjaw”- Pomyślał i zaciekawiony postanowił wyjąć
zawartość z kuferka. Był jednak zbyt zmęczony i nie miał sił żeby
podnieść się z fotela.
- Accio kufer.
Przedmiot błyskawicznie znalazł się w jego dłoniach. „Gdzieś tu miałem
kluczyk”- Pomyślał i zaczął grzebać w kieszeniach. Oprócz paru
galeonów znalazł tam misternie zdobiony kluczyk i wsadził go do zamka.
Kufer zalśnił złotym światłem. Chłopak otworzył szeroko oczy ze
zdumienia. Delikatnie pogładził wierzch pudełka i powoli przekręcił
kluczyk w zamku. Wieczko ustąpiło z lekkim łoskotem. Tym razem w
środku nie było boginów, dementorów ani goblinów. Na środku znajdowało
się malutkie zawiniątko. Scorpius przyjrzał się mu uważnie. Był to
zwitek pergaminu przewiązany srebrną tasiemką. Zastanawiał się czy nie
powinien poczekać z tym na Williama. Po chwili doszedł jednak do
wniosku, że ledwo przytomny kumpel w niczym mu nie pomoże. Blondyn
podniósł zwitek, zważył go w dłoni i dokładnie mu się przyjrzał.
Wyglądał nadzwyczaj normalnie. Gdyby nie to, że został wyjęty z
lśniącego kufra momentalnie trafiłby do pojemnika na śmieci lub do
płonącego kominka. Malfoy pociągnął za koniec tasiemki i delikatnie
rozłożył pergamin. Spojrzał na kartkę i otworzył szeroko oczy ze
zdziwienia.
- William- Krzyknął- Chodź tu szybko... To są chyba jakieś żarty.
W pokoju wspólnym Slytherinu przed chwilą zapadła cisza. Zmęczony
Scorpius rzucił się na fotel przed ogromnym kamiennym kominkiem.
Otaczały go barwy srebra i zieleni. Nogi luzacko wyłożył na drewniany
stolik strącając przy tym na ziemię butelkę po piwie kremowym z
Hogsmeade, które skądś wytrzasnął jeden ze starszych Ślizgonów.
Chłopak był wykończony. Przed paroma minutami skończyła się wielka
impreza Domu Węża, o której opiekun, Severus Snape nie miał zielonego
pojęcia. Impreza odbyła się na cześć młodego Malfoy'a i Williama,
którzy nie licząc przedstawicieli Gryffindoru i Magician School for
Ambitious Students w pierwszym zadaniu zdobyli największą ilość
punktów. Zabawa trwała by pewnie znacznie dłużej gdyby nie fakt, że
jutro mieli normalnie lekcje. Scorpius ogarnął oczami pokój, w którym
się znajdował. „Ale bajzel- Przeszło mu przez myśl- Ciekawe kto to
posprząta”. Wyobraził sobie Flich'a kuśtykającego z miotłą po całym
dormitorium i przeklinającego całą tą imprezę. Na samą myśl lekko się
uśmiechnął. Sięgnął po jedną z ocalałych butelek piwa kremowego i
pociągnął spory łyk. „Dobrze, że nie można się tym opić”- Pomyślał.
Nagle drzwi do pokoju wspólnego uchyliły się z łoskotem i do środka
wślizgnął się William. Chłopak ziewnął przeciągle i bezwładnie opadł
na krzesło naprzeciwko Scorpiusa. Blondyn otworzył oczy i zmierzył
bruneta od stup do głów.
- Gdzie byłeś?- Zapytał Malfoy.
- W kuchni- Odpowiedział beztrosko William- No co? Zgłodniałem po tej
imprezie- Dodał widząc pytające spojrzenie blondyna.
- Łap- Scorpius rzucił mu butelkę z piwem kremowym. Brunet opróżnił
butelkę do połowy.
- Szkoda, że nie zaprosiliśmy ludzi z innych domów- Powiedział
wycierając wargi rękawem szaty.
- Moim zdaniem bardzo dobrze- Blondyn przeczesał dłonią włosy-
Przynajmniej żadne szlamy się tu nie plątały... Chociaż tych czystych
mogliśmy zaprosić...
„Na przykład Rose”- Pomyślał. Już wcześniej dotarło do niego, że
polubił tą „małą” mimo tego, że była Gryfonką i tego co o Gryfonach
twierdzili jego kumple z Domu Węża.
- Ty chyba...
- Ciii... Słyszysz? Chyba ktoś idzie po schodach.
Oboje podeszli do drzwi. Scorpius delikatnie uchylił drzwi i wyjrzał
na zewnątrz.
- William- Szepnął do bruneta- Snape idzie.
Chłopcy rozglądnęli się dookoła. Po podłodze walały się puste butelki
po piwie kremowym i paczki po chipsach. Na jadowicie zielonym dywanie
z ogromnym, srebrnym wężem pełno było plam i okruszków. Scorpius wyjął
różdżkę. Innego wyjścia nie było. Mieli kilka minut na ogarnięcie tego
całego bajzlu zanim do pokoju wejdzie Snape.
- Vingardium leviosa- Scorpius i William przetransportowali puste
butelki po piwie kremowym i nie mając odpowiedniego miejsca na schowek
wyrzucili je za fotel licząc na to, że profesor nie zechce na nim
usiąść. Właśnie w tym momencie do pokoju wszedł Snape. Rozglądnął się
po pomieszczeniu.
- Dobry wieczór, panie profesorze- Powiedzieli niemal w tym samym momencie.
- Taaakk... Jest godzina 23:35- Snape popatrzył na zegarek- Mogę
wiedzieć dlaczego jeszcze nie jesteście w łózkach.
Chłopcy popatrzyli na siebie znacząco.
- My... no- Zająknął się William. Snape uciszył go gestem.
- Przecież nic się nie stało- Profesor sprawiał wrażenie jakby w ogóle
nie zauważył dwóch butelek niewinnie wyglądających za filara
podtrzymującego kominek- Co tutaj tak śmierdzi? Malfoy, otwórz okno.
Chłopak posłusznie podszedł do okna. Nagły powiew wiatru rozwiał mu
blond włosy.
- Od razu lepiej- Westchnął Snape- Dobranoc panom- Powiedział i wyszedł.
Scorpius ponownie usadowił się wygodnie w fotelu i sięgnął po chipsy.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę spać- Powiedział William idąc w stronę
swojego dormitorium- Jestem wykończony.
- Ja też zaraz pójdę- Odparł blondyn. Potwornie chciało mu się spać,
ale nie chciało mu się podnieść. Od samego rana nie miał ani chwili
spokoju. Najpierw Turniej, a potem ta impreza... Doszedł do wniosku,
że pierwsze zadanie było bardzo poste, wręcz banalne. Szczerze mówiąc
myślał, że Dumbledore wymyśli coś orginalnego, a tu proszę: smok.
Dementorzy- to było coś. Malfoy był z siebie strasznie dumny, kiedy po
raz pierwszy wyczarował patronusa, srebrnego smoka. Ojciec też był z
niego szalenie dumny. Scorpius już widział te wszystkie rozmowy na
jego temat w ministerstwie. Po cichu liczył też na to, że w „Proroku
Codziennym” znajdzie się wzmianka o dwóch wspaniałych Ślizgonach. Po
ataku demenorów w jaskini drugi raz nie otwierał kufra. „Ciekawe co
tam jet oprócz zjaw”- Pomyślał i zaciekawiony postanowił wyjąć
zawartość z kuferka. Był jednak zbyt zmęczony i nie miał sił żeby
podnieść się z fotela.
- Accio kufer.
Przedmiot błyskawicznie znalazł się w jego dłoniach. „Gdzieś tu miałem
kluczyk”- Pomyślał i zaczął grzebać w kieszeniach. Oprócz paru
galeonów znalazł tam misternie zdobiony kluczyk i wsadził go do zamka.
Kufer zalśnił złotym światłem. Chłopak otworzył szeroko oczy ze
zdumienia. Delikatnie pogładził wierzch pudełka i powoli przekręcił
kluczyk w zamku. Wieczko ustąpiło z lekkim łoskotem. Tym razem w
środku nie było boginów, dementorów ani goblinów. Na środku znajdowało
się malutkie zawiniątko. Scorpius przyjrzał się mu uważnie. Był to
zwitek pergaminu przewiązany srebrną tasiemką. Zastanawiał się czy nie
powinien poczekać z tym na Williama. Po chwili doszedł jednak do
wniosku, że ledwo przytomny kumpel w niczym mu nie pomoże. Blondyn
podniósł zwitek, zważył go w dłoni i dokładnie mu się przyjrzał.
Wyglądał nadzwyczaj normalnie. Gdyby nie to, że został wyjęty z
lśniącego kufra momentalnie trafiłby do pojemnika na śmieci lub do
płonącego kominka. Malfoy pociągnął za koniec tasiemki i delikatnie
rozłożył pergamin. Spojrzał na kartkę i otworzył szeroko oczy ze
zdziwienia.
- William- Krzyknął- Chodź tu szybko... To są chyba jakieś żarty.
(Autorka: Kinga)