czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział IV

Laura siedziała na tylnym siedzeniu mercedesa swoich rodziców. Był to wyjątkowo słoneczny, wrześniowy poranek. Jechała po Mariettę, z którą miała udać się na peron 9 i ¾.
Laura bardzo zmieniła się przez te wakacje: ścięła włosy, których wycieniowane końcówki układające się w "pazurki" sięgały do linii szczęki, poza tym opaliła się i urosła jakieś cztery cale. Teraz była naprawdę wysoka. Jedyną zmianą na minus były coraz bardziej pogłębiające się cienie pod oczami, będące efektem zarwanych nocy. Nie spędziła wakacji nazbyt przyjemnie. Jej mugolscy rodzice ani na jotę nie zmienili swojego średniowiecznego podejścia do magii i jej wychowania. Całe dwa miesiące spędziła na potajemnym, nocnym wysyłaniu listów do przyjaciół i chłopaka, nauce oraz opiece nad nieznośną kuzynką, pod czujnym okiem jeszcze bardziej nieznośnej mugolskiej ciotki. Jedynym miłym akcentem był list z Hogwartu, bo Laura miała pretekst do pójścia na zakupy i wyrwania się do swojego świata. No i została prefektem, na czym jej bardzo zależało.
Samochód zaparkował przed uroczym domkiem. Krukonka wyciągnęła z torby miniaturową kosmetyczkę i postarała się szybko zamaskować oznaki niewyspania. Uśmiechnęła się nieprzekonywująco do swojego odbicia i wyjrzała przez okno, machając do Mariette. Naprawdę stęskniła się za szaloną przyjaciółką, więc natychmiast wyskoczyła z mercedesa i szczerze uścisnęła dziewczynę. Ze sceptyzmem chwyciła jej dreda - niegdyś zdrowy, lśniący, brązowy kosmyk włosów. Mara, widząc to, parsknęła śmiechem.
Przez całą drogę Laura była zmuszona opowiadać przyjaciółce nowinki z Hogwartu. Musiała uważać, aby nie zdradzić się przed rodzicami, że utrzymywała kontakt ze światem magii. Wiedziała o wiele więcej, niż nie ograniczana Mariette, co właściwie nie było aż tak dziwne. W końcu William, do którego stale pisała, spędził wakacje u wujka, który jest nauczycielem w Hogwarcie, a podczas wizyty na Pokątnej spotkała prefekta naczelnego Ravenclawu, który był jej dobrym znajomym, bo kiedyś, kiedy nie miał czasu, pomogła mu napisać esej z zaklęć. W każdym razie Laura gardło miała wyschnięte na wiór, kiedy samochód zaparkował przed dworcem King's Cross w Londynie. Rodzice ucałowali ją w czoło, wyściskali, sucho życzyli miłej podróży i odjechali.
Teraz mogła się w pełni wyluzować. Zamieniła baleriny na czarne glany i rozpuściła włosy - idiotycznie upięte przez matkę w masę warkoczyków, przypominających sterczące kikuty. Prowokacyjnie na błękitną plisowaną sukienkę w jaskółki założyła dżinsową, podartą koszulę i związała ją w pasie. Różdżkę przełożyła do wewnętrznej kieszeni, od razu czując się pewniej.
- Zmieniłaś się - skomentowała to Mara.
- I kto to mówi - odparła przekornie Laura.
Piętnastolatka czuła się cudownie, pchając wózek z bagażem przez barierkę między peronem dziewiątym a dziesiątym. Bardzo brakowało jej magii, ale na jej używanie musiała jeszcze chwilkę poczekać.
Na peronie zauważyła mnóstwo znajomych. Rozglądała się wokoło, powoli zmierzając w kierunku pociągu. W pewnym momencie rozstała się z Marą, która poszła się przywitać z jakąś nieznaną jej koleżanką. Molly na razie nigdzie nie było widać, więc Laura szła dalej. Zatrzymała się przed wystawą ze słodyczami, przed jedynym sklepikiem na peronie. Chwilę później niczego już nie widziała, bo czyjeś chłodne dłonie zasłoniły jej oczy.
- Zgadnij kto to - wyszeptał jej do ucha William, którego od razu poznała po głosie.
- Will! - zawołała radośnie i opuściła jego ręce, a on objął ją w talii, stojąc cały czas za nią.
- Tylko na tyle mogę liczyć po dwóch miesiącach? - zapytał, a Laura odwróciła się z cichym śmiechem i pocałowała chłopaka, obejmując go za szyję. On uśmiechnął się i odwzajemnił pocałunek.
- Wystarczy? - spytała Laura retorycznie, śmiejąc się.
- Na początek może tak - zażartował chłopak i ją objął. - Jak wakacje?
- Koszmarne. A twoje? - spytała z troską i na niego spojrzała. Zmienił się. Urósł jeszcze bardziej niż ona, był od niej już wyższy o głowę. Miał mocniej zarysowaną szczękę, przez co wyglądał poważniej. Nie zmieniły się tylko łobuzerskie iskierki w jego czekoladowych oczach i poplątana grzywa czarnych włosów, opadająca mu na czoło. Poza tym, wyglądał całkiem fajnie w mugolskim stroju, czarnych rurkach i czarnym T-shircie, jak stwierdziła Laura.
- Nie lepsze - rzucił ponuro.
- Aż tak źle? Co się stało? - Krukonka zdziwiła się, bo chłopak nic jej nie pisał.
- Próbowali mi wybić ciebie z głowy - szepnął. No tak, jego rodzina od wieków szczyci się czystością krwi, pomyślała.
- I co, udało się? - spytała, chcąc rozładować napięcie.
- A jak myślisz? - mruknął, uśmiechając się szelmowsko i delikatnie całując Laurę.
- A teraz pokaż mi, co ty zrobiłaś z włosami - powiedział i chwycił ją za ramiona, niby krytycznie się jej przyglądając. Założył jej niesforny kosmyk za ucho i popatrzył na jej strój.
- Zmieniłaś się, La - powiedział z wyraźnym zaskoczeniem.
- To co, mi już nie wolno?
- Wolno, tylko... to takie dziwne.
- Daj spokój, to tylko ubrania. Pod spodem jestem taka sama. No, może troszkę mniej grzeczna - mruknęła.
- To akurat dobrze, bo mam troszkę planów i będziesz musiała mi pomóc - uśmiechnął się żarobliwie, pocałował ją w policzek i rozeszli się, umawiając się na później.
Laura szybko odnalazła Molly, jej kuzynkę Rose i Mariettę. Razem wsiadły do pociągu i odjechały w kierunku zamku. Dziewczyna bardzo cieszyła się, że wreszcie znajdzie się w Hogwarcie i oderwie się od rodziny. Kochała ich, ale szczerze miała dosyć. Wiedziała, że jej miejsce jest tutaj, w świecie magii, i nigdzie indziej.
Podróż minęła nadzwyczaj szybko. Laura tylko chwilkę spędziła z przyjaciółkami, bo większość czasu zajęło jej spotkanie nowych prefektów, a kiedy już się skończyło, musiała chodzić po pociągu i sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. Właściwie, nawet jej to odpowiadała. Mimo podejrzanych zdarzeń i niebezpieczeństw zeszłego roku, ten semestr zapowiadał się spokojnie.
Chociaż... kto wie.


***

- Lala, podasz mi bekon? - spytała niezwykle uprzejmie Bettina. Był to pierwszy ranek roku szkolnego w Hogwarcie. Laura siedziała przy stole Ravenclawu, przeglądając swój nowy plan lekcji. Dzisiaj miała dwie godziny eliksirów ze Snape'm, dwie godziny transmutacji i godzinę runów. Niebo było wyjątkowo czyste, miało kolor idealnego błękitu.
- Jasne. Proszę.
Czas płynął tak szybko, że zanim Laura się zorientowała, musiała biec na lekcje. Duszkiem wypiła szklankę soku dyniowego, chwyciła tost posmarowany dżemem i popędziła do lochów, gdzie odbywały się pierwsze zajęcia.
- Minus pięć punktów dla Ravenclawu za spóźnienie panny Scott - nastolatka usłyszała lodowaty, zgorzkniały głos nauczyciela, przechodząc przez próg. Z poirytowaniem zajęła wolną ławkę i spojrzała na swój perfekcyjnie dokładny zegarek. Spóźniła się jakieś trzydzieści sekund, a nawet mniej, przecież przeszła przez drzwi chwilkę temu.
Po tym incydencie wiedziała, że Snape jej nie popuści.
W tej chwili do sali wpadło kilku Ślizgonów, w tym William i Scorpius. Cała piątka była zdyszana i zarumieniona, tak, jakby musieli biec sprintem na lekcję.
- Przepraszamy, panie profesorze, my...
- Nic się nie stało, Malfoy. Siadajcie. - W Laurze krew się wręcz zagotowała. Jej Snape za kilkanaście sekund spóźnienia odebrał pięć punktów, a im... była tak wściekła na nauczyciela, że miała ochotę wstać i krzyknąć: "To niesprawiedliwe!"
- Nie myślcie sobie, że w tym roku będzie łatwo. Tylko wybrani będą mieli okazję wynieść coś z tych lekcji, tylko wybrani zasłużą na to, by znaleźć się w klasie owutemowej. Aczkolwiek wymagam od każdego tak samo dobrych wyników... - profesor rozpoczął swoją tyradę, spoglądając na większość uczniów pogardliwym wzrokiem, więc Laura przestała go słuchać i zaczęła przeglądać podręcznik. - Mimo mojego wkładu i szczerych chęci nauczenia was tak misternej i subtelnej sztuki, jaką jest warzenie eliksirów, ktoś ma to gdzieś i raczy mnie nie słuchać - nauczyciel zakończył z zaciśniętymi zębami i zrobił melodramatyczną pauzę. Krukonka, nie wiedziała, co powiedział Snape, ale była pewna, że ma kłopoty.
Zamknęła cicho książkę, a profesor zaczął:
- Czy może panna Scott wie, ilu składników potrzeba do uwarzenia eliksiru zwanego Wywarem Klątwy i dlaczego?
Laura pomyślała, że Snape ma pecha, bo przyrządzała ten eliksir w lipcu, żeby napsuć krwi ciotce. Otworzyła z satysfakcją usta i zaczęła mówić:
- Do uwarze...
- Nie wiesz? Odejmuję kolejne pięć punktów Krukonom - przerwał jej nauczyciel z mściwością wymalowaną na twarzy. To była kropla, która przepełniła czarę. Laura z wściekłością wstała i zaczęła recytować głosem tak donośnym, że z pewnością zagłuszyłby sztorm na morzu:
- DO UWARZENIA TEGO ELIKSIRU POTRZEBNE JEST DOKŁADNIE TRZYNAŚCIE SKŁADNIKÓW W IDENTYCZNYCH PROPORCJACH, PONIEWAŻ TRZYNAŚCIE TO LICZBA ZDECYDOWANIE MAGICZNA I PRZYNOSZĄCA TOTALNEGO PECHA TEMU, KTO GO WYPIJE, CO JEST CELEM WARZĄCEGO ELIKSIR. DO UWARZENIA WYWARU KLĄTWY POTRZEBA TRZYNASTU ŁEZ LELKA ZŁOWRÓŻEBNIKA, TRZYNASTU KORZENI DWULISTNEJ KONICZYNY, TRZYNASTU CZARNYCH KOCICH WŁOSÓW, TRZYNASTU...
- Dosyć! - krzyknął nauczyciel. - Minus pięćdziesiąt punktów za bezczelność i odzywanie się bez pytania. Marsz do gabinetu opiekuna, ale już! - wrzasnął, prawie plując. Niewiarygodne, ale Laurze chciało się śmiać, kiedy patrzyła na plującego ze złości Snape'a bazgrzącego po papierze. Wcisnął jej świstek w rękę i zaczął z powrotem mówić do klasy, ale tym razem drgała mu jedna brew. Laura z głupim uśmiechem odwróciła się do niego tyłem i skierowała się do drzwi. W jednej chwili trochę było jej szkoda, że opuszcza tak ważną przed SUMami lekcję, ale kiedy zobaczyła miny kolegów i koleżanek, przestała żałować. Część ukrycie chichotała, kilka osób patrzyła na nią z nabożną czcią, ale większość była totalnie zaskoczona. Mijając Molly i Mariettę przybiła z nimi pod ławką piątki i wyszła. Natychmiast zaczęła się śmiać.
Co z tego, że straciła aż sześćdziesiąt punktów w pierwszy dzień, jako "świecący przykładem prefekt", jeśli czuła się tak lekko i wspaniale? Co z tego, że Krukoni ją za to znienawidzą, skoro wprawiła we wściekłość Snape'a? Po raz pierwszy w życiu zrobiła coś, czego sama zapragnęła. Zawsze starała się robić to, czego od niej oczekiwano lub wymagano. Nie miała odwagi, by odważyć się na więcej.
Nie miała odwagi, by pokazać innym prawdziwą siebie.
Więc chyba wcale nie jest dziwne, że od tego dnia Laura polubiła kłopoty, a one polubiły ją.

***

- To było niesamowite - powiedział William. Siedzieli na dworze i patrzyli na jezioro, jedząc karmelki z Miodowego Królestwa. Chcieli wykorzystać czas, kiedy jeszcze nie mają aż tyle zadane i póki jest ciepło.
- Widziałeś jego minę? Wyglądał, jakbym napluła mu w twarz. Szczerze, to miałam na to ochotę.
- Nie dziwię ci się, w wakacje też tak miałem. Ale wujek jest czasem nawet w porządku, tylko, że... - przerwał, widząc, jak Laura spogląda na niego spode łba.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś - rzucił po chwili milczenia przerywanego szelestem paczki cukierków.
- Ja też nie. - Spojrzała na niego. Patrzył na nią, jakby była ósmym cudem świata. Laura odgarnęła mu włosy z czoła, a on przelotnie pocałował ją w policzek.
- Zmieniłaś się.
- To już wiem. Zostało mi tylko pytanie: na lepsze, czy gorsze?
Chłopak ujął jej twarz w dłonie, zbliżył się do niej i patrzył, przeszywając ją wzrokiem. Laura też patrzyła mu w oczy i rozpływała się w ich ciemnobrązowej, czekoladowej barwie poprzeszywanej jasnymi iskierkami.
- Zdecydowanie na lepsze - szepnął nagle William, a jego oczy zamigotały złotem. Pocałował dziewczynę, tym razem zupełnie na serio, z czułością. Potem Laura z powrotem oparła mu głowę na ramieniu i oglądała zachód słońca.
Mimo, że będzie miała przechlapane, mimo, że coś niedobrego  wisiało w powietrzu. Mimo, że miała tyle nauki, że miała pisać trudne egzaminy - Laura była bardzo szczęśliwa, że znowu znalazła się w Hogwarcie. W swoim domu.

(Autorka: Annie Lynch)

4 komentarze:

  1. Świetne. Czytałam to jednym tchem, mimo że nie znam poprzednich rozdziałów. Oczywiście od razu za chwilę do nich zerkać, żeby poznać wszystko od początku. Podoba mi się Laura, jej zawziętość i to jak potraktowała nauczyciela. Uwielbiam też Williama, mam nadzieję, że wydarzy się coś ciekawego w ich związku.
    PS. Niezły kursor myszki, normalnie mnie rozwalił :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne. Przyznam, że na początku nie lubiłam Willa, ale teraz zaczęłam się do niego przekonywać. Poza tym, co to się dzieje? Laura zmieniła swój image (po mojej siostrze mogłam się spodziewać jakiejś radykalnej zmiany, ale po Laurze) ? I te niegrzeczne zachowanie na eliksirach. Mrau, ty tygrysico!
    Życzę weny i zapraszam do mnie na nowy rozdział:
    http://the-real-assasin.blogspot.com/
    Samantha

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowicie wciągająca historia. Jestem ciekawa dalszego ciągu. Będę do Ciebie zaglądać.
    bez-owijaniaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. :3
    Polubiłam Willa.
    Laura w glanach? :o Uwielbiam ją!

    OdpowiedzUsuń

U nas zasady są proste:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
NIE HEJTUJ!
NIE SPAMUJ!
KOM = KOM
OBS = OBS
Miłego czytania! Buziaki. ;*