sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział I

Szok. Nagłe szarpnięcie, ból. Czyjś wrzask i lot. I ten okropny widok. Krew, morze krwi... Krzyk.
- Molly, Molly! Pani Wendesday, proszę tutaj! - Zawołała przerażona Lily Wirth, potrząsając trwającą w sennym transie koleżanką.
Pani Wendesday nadbiegła (jeżeli mogę tak powiedzieć o pulchnej kobiecinie, która przy każdym kroku dostawała zadyszki) ku niej i pochyliła się nad bladą Molly Weasley. Już cztery dni z rzędu napadały ją senne koszmary. Molly nigdy się nie zwierzała nikomu, co w nich widzi.
"To już nie jest normalne." - Przemknęło przez myśl pani Wendesday, gdy blada Molly wreszcie otworzyła oczy.
- Co ci się śniło?
- Nic. - Odpowiedziała ostro Molly i wzruszyła ramionami. Odwróciła się w stronę ściany, ale twarda ręka pani Wendesday zmusiła ją do powrotu do poprzedniej pozycji.
- Posłuchaj, twoi rodzice wysłali cię na tę kolonię, żebyś odpoczęła. Ale ty prawie w ogóle nie śpisz. Wrzeszczysz, budzisz innych. Jesteś cały czas pod moją opieką. I masz się mnie słuchać! Więc gadaj! - W miarę, jak opiekunka grupy mówiła, jej furia wzrastała. Nie przepadała za Molly Weasley. Była zbyt uparta, zbyt pewna siebie, zbyt ironiczna i w ogóle zbyt podobna do ojca! Teraz właśnie ta dziwna dziewczyna popatrzyła na nią z politowaniem w czarnych jak węgiel oczach. Znowu się nie odezwała. "Bezczelna smarkula!" - Przemknęło przez myśl pani Wendesday.
- Muszę powiadomić twoich rodziców. Powinnaś wrócić do domu. - Odezwała się w końcu do dziewczyny.
Molly odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Zawsze to robiła, gdy się nad czymś głęboko zastanawiała.
- To niemożliwe. - Powiedziała spokojnie po chwili milczenia. - Rodziców nie ma w Nowym Jorku.
- To gdzie są?!
- Yyy... Na wakacjach w... Japonii. - Głos Molly był raczej niepewny.
Pani Wendesday zmarszczyła brwi.
- W Japonii?
- Taaak. - Pokiwała głową Molly. Tym razem jej przytaknięcie wydawało się bardziej wiarygodne. - Będą tam aż do 1 września.
Molly pomyślała, że w końcu niewiele zmyśliła. Jej ojciec i matka wysłali ją na te kolonie, bo sami byli na dwumiesięcznym zebraniu członków Ministerstwa od Spraw Mugoli w okolicy Hogsmeade. Nie mieli innego wyjścia, zresztą Molly za bardzo nie opierała się temu pomysłowi. Myślała, że kolonie z mugolami mogą całkiem urozmaicić jej wakacje. A tu proszę! Zamiast miłej nauczycielki, pojawia się jakaś krzykliwa jędza, a zamiast radosnych mugolaków, jakieś ciche, zastraszone dzieciaki. Chociaż nie wszystkie, oczywiście, były takie złe. Lily Wirth była całkiem miła, ale jakby to powiedzieć, trochę mdła. Kate Brush była niezłą zawadiaką, ale jej głównym zajęciem było bieganie za chłopakami. Molly pomyślała w tym momencie o swojej kuzynce - Rose, uśmiechniętej i wiecznie gotowej do przygody, odważnej i pewnej siebie. Przez myśl przesunął jej się obraz Stena - jej chłopaka, który zawsze wdawał się we wszystkie szkolne bójki i awantury. Wspomniała Mariette i Laurę - jej dwie współlokatorki, zawsze uczynne, skore do pomocy i dowcipne, jak ona sama. Dlaczego nie ma ich tu z nią?! Z rozmyślań wyrwał ją głos pani Wendesday:
- Hm... A jakaś rodzina, która mogłaby cię przyjąć? Ciotka, wujek, babcia, ktokolwiek?
Molly przebiegła w myślach listę członków swojej licznej rodziny. "Rodzice Rose są razem z moimi w Hogsmeade, a moja biedna kuzynka u swojej najgorszej opiekunki na świecie - Miss Dragon. Ciotka Leokadia... sama nie wiem gdzie jest. Wujek Rett i ciotunia Griet są w Nowym Jorku. To nasi sąsiedzi, ale mnie nie przyjmą. Nienawidzą mnie. Zresztą to chyba moja wina... A może by tak..."
- Mój kuzyn Ren mógłby mnie przyjąć.
- Kuzyn, tak? Gdzie mieszka? - Zapytała podejrzliwie pani Wendesday.
- Eee... W Pekinie.
- W Pekinie?! To dość daleko, nie sądzisz? Nie mogę cię tam samej wysłać.
- Możemy do niego zadzwonić. - Nie dawała za wygraną Molly. - Przyleciałby po mnie.
Pani Wendesday zamyśliła się. Może to wszystko byłoby z jej strony nieodpowiedzialne. Ale z drugiej strony... Wizja pozbycia się małej czarnuli wydawała jej się jej w tej chwili niezwykle kusząca.
- Dobrze. - Powiedziała w końcu i podała jej telefon. - Dzwoń.
                                                                               ***
Molly siedziała cicho za stołem u jej dwudziestokilkuletniego kuzyna - Rena. Był jej dalszą rodziną, ze strony matki. I był mugolem! Cóż za pech! Nic nie potrafił zrozumieć. Wyleciał po nią niemal natychmiast po jej telefonie. Był najbogatszą osobą w rodzinie, mieszkał w wielkim, białym apartamencie i był "zgorzkniałym, dużym dzieciakiem" - jak nazywała go Molly. Teraz jednak nie odzywała się do niego w ogóle, popijając z porcelanowego kubka najdroższą na świecie herbatę przywiezioną aż z Londynu. Ren spacerował przed nią tam i z powrotem i marszczył brwi. Parę razy wyglądał tak, jakby miał ochotę dać Molly niezłą reprymendę za jej zachowanie na koloniach. Ale hardy wyraz czarnych oczu dziewczyny i zacięte czerwone usta, sprawiały, że nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu odezwał się:
- Jak mogłaś to zrobić? Rodzice wyjechali e... na daleki zjazd tych dziwaków - czarodziejów, a ty sprawiasz im taki zawód. I dlaczego zadzwoniłaś akurat po mnie?!
Molly wzruszyła ramionami z niecierpliwością.
- Nie wiem, to był tylko taki pomysł. - Ucięła ostro i powróciła do picia miętowej herbaty.
Ren powoli zaczął tracić cierpliwość. "Ta młoda czarnula" zaczynała go mocno denerwować.
- Pomysł?! 
Molly kiwnęła głową tak gwałtownie, że jej czarne włosy rozsypały się w nieładzie wokół drobnej twarzyczki.
- Nie sądziłaś, że mogę się nie zgodzić, nie mieć czasu po ciebie polecieć? - Nie dawał za wygraną Ren.
- A jednak przyleciałeś.
- Tak, bo... Słuchaj mnie, moja panno. Nie chcę mieć nic z tobą wspólnego! Teraz marsz do pokoju!
Molly roześmiała się ironicznie.
- Gadasz, jakbyś był co najmniej moim ojcem.
- Może! A teraz wynocha do góry!
Molly znów roześmiała się nieprzyjemnie.
- Yes, sir. 
To mówiąc zasalutowała ręką i dygnęła, wciąż mając na twarzy ironiczny uśmiech. Wzięła do lewej ręki kubek (bo mimo wszystko nie chciała pozbyć się tak pysznej herbaty) i tanecznym krokiem zbliżyła się ku drzwiom. Jednak przechodząc przez próg, potrąciła stojącą przy ścianie porcelanową wazę. Waza upadła na ziemię i rozbiła się na milion kolorowych kawałków.
- To była waza z XIX wieku! - Wrzask Rena sprawił, że zatrzęsły się szyby w oknach. 
- Ups... - Wyszeptała Molly i wzięła nogi za pas. Biegła po schodach, słysząc za sobą kroki Rena. Sadził długie susy i przeklinał pod nosem. Molly zaś biegła jak sarna, nie zważając na nic i śmiała się głośno. Wpadła do pokoju i zasunęła skobelek. Oparła się o drzwi i odetchnęła z ulgą. Ren zaczął walić pięściami w skórzane obicie wejścia, z małym skutkiem. 
- Otwieraj, bo...!
Wściekły usłyszał, że Molly się śmieje. Na początku cicho chichota, potem coraz głośniej i głośniej...
- Ostrzegam cię!
Odpowiedział mu nowy wybuch śmiechu. Ren postanowił zmienić taktykę.
- Nie bój się, ja żartowałem. Otwórz Molly, zacznijmy to spotkanie od początku.
Śmiech ustał. Molly uchyliła drzwi, zobaczywszy jednak furię w oczach Rena, zatrzasnęła je z powrotem. 
- Och Molly, nie znasz się na żartach?
- Widać, nie. - Odpowiedziała krótko i rzuciła się na kanapę obitą białą skórą. 

***

Przez pół dnia (a będąc dokładnym - przez 6 i poł godziny) Ren próbował dostać się do pokoju Mo i spokojnie z nią porozmawiać. Wzburzenie i gniew już mu przeszły. Teraz martwił się o małą, która od przyjazdu nie zjadła nic - wypiła tylko miętową herbatę. Co jakiś czas podchodził do drzwi i nasłuchiwał. Jeden raz zdarzyło się, że gdy podszedł, Molly grała na fortepianie, który stał w "jej" pokoju. Grała jakąś bardzo, bardzo smutną melodię. Renowi zrobiło się głupio. Drugi raz, Molly śpiewała. Tak, śpiewała! Bardzo cicho, ale jednak. Nie miała tak ślicznego głosu jak Rose, której występy powalały tłumy na kolana, ale jej też nic nie można było zarzucić. W końcu Ren poddał się i zszedł na dół. Usiadł przy dużym, mahoniowym stole i pierwszy raz poczuł się naprawdę samotny. O, ile by dał za to żeby ta mała smarkula zeszła w końcu na dół! Była nieznośna - to fakt, ale jednocześnie miała w sobie tyle życia... Ren patrzył teraz na swoje drogie wyposażenie: meble, drogie tkaniny, kryształowy serwis... Teraz jakoś to wszystko straciło blask.

 ***

Minęła kolejna godzina. W końcu Ren usłyszał upragniony dźwięk - odgłos ledwie uchwytnych, cichych kroków. Molly zbiegła lekko na dół. Ren powoli wyszedł z kuchni, i gdy Molly swoim zwyczajem skoczyła w dół z siódmego stopnia - wpadła prosto na niego. Wyrwała się i już miała pobiec na górę, gdy kuzyn zawołał:
-Nie! Spokojnie! Siadaj w kuchni, przemyślałem to i owo.
Molly podejrzliwa i czujna na każdy jego ruch usiadła przy stole.
- Zacznijmy od nowa. Zapomnij o moim wcześniejszym zachowaniu. Może na początek opowiedz mi o... - Poprosił Ren i urwał.
- O czym? - Zdziwiła się. Do tej pory uważała, że Ren ZAWSZE WSZYSTKO WIE NAJLEPIEJ.
- O magii. - Ostatnie słowa wypowiedział cicho, jakby bojąc się, że ktoś go usłyszy.
I Molly zaczęła. Miała talent gawędziarski i umiała zaciekawić Rena. Jej opowieść była barwna i ciekawa, a jednocześnie lekka i miła w odbiorze. Opowiedziała mu o przygodach zeszłego roku, zwierzyła się z miłości do Stena... Zataiła tylko wizję, o której bała się nawet wspominać.
Ren słuchał w napięciu. Milczał cały czas, jeśliby nie liczyć uwag: "Serio?", "Ale jak to możliwe?", "Nieprawdopodobne!" itd. Odtąd popołudnia i ranki przy śniadaniu spędzali razem. Molly odpisywała też na listy Stena, Rose, Mariette i Laury, które wiedziały już gdzie ich przyjaciółka jest.
List Rose przyszedł na końcu. Molly przebywała już u Rena dwa tygodnie. Oto on:
Kochana moja i jakże biedna Molly!
Współczuję Ci z całego serca. Wytrzymujesz jakoś z kuzynciem Renem? Nie zagubiłaś się jeszcze wśród jego skarbów? Wybacz, że mój list przypomina bardziej telegram niż zwykły list do Ciebie, ale kochana martwię się, czy czasem Ren go nie przechwyci. Wiesz, jaki o jest przewrażliwiony. Odpisz szybko, czy żyjesz. :)
P.S. Ren, jeżeli przechwyciłeś ten list i będziesz się mścił na mojej Mo, to POŻAŁUJESZ! Tak, tonem informacji.
Rose.
Molly rozbawił bardzo ten list. Napisała kilkustronicową odpowiedź. Oto jej fragment:
"... nie martw się o mnie. On nie jest taki zły. Polubiłam go nawet. Podkreślam: nawet! :) Może nie bardzo się jeszcze rozumiemy, ale co można oczekiwać po jakimś bogatym mugolaku! Całusy przesyłam.
P.S. Twoja sówka zderzyła się z szybą w moim pokoju, tak się spieszyła z Twoim listem. Mam nadzieję, że nic jej nie jest, chociaż wydaje się nieco ogłupiona. :)
Mo."
Sten pisał bardzo wylewne listy. Nie były zbyt poprawne ortograficznie, ale Molly szybko mu to wybaczyła.
"Najdrorzsza Mo!
Bardzo za Tobom tęsknie. I nie mogę się jurz doczekać spodkania z Tobom. Pamientasz jeszcze ostatnie zdażenia? Ja tak. Pamientam równierz Ciebie, kohana, ubranom w czarnom suknie na balu. Śnisz mi się po nocah. Całósy,
Sten."

***

Gdy przyjechali rodzice Molly, zdziwili się bardzo jej i Rena zachowaniem. Obydwoje sprawiali wrażenie, jakby nie chcieli się ze sobą rozstawać.
- Obiecaj, że w przyszłe wakacje znów coś nabroisz i odwiedzisz mnie. - Powiedział na odchodnym Ren.
-  Jasne, kuzynku. Na pewno. - Uśmiechnęła się, ale jej oczy pozostały nieruchome i smutne,

***

Rodzice wypytywali ją po drodze o Rena, o kolonie. Była jednak trochę zmęczona i w połowie podróży magicznym samochodem, zasnęła. Obudziła się, gdy dojeżdżali już do Hogwartu. Po wzruszającym pożegnaniu z rodzicami, Molly wzięła do rąk walizki i stanęła przed bramą Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Rozpoczął się kolejny rok nauki! 
(Autorka: Kaśka)
P.S. Kochana Ellu! Wysłałaś mi rozdział, który pojawi się oczywiście za dwa dni. Chciałam najpierw dodać jeden wprowadzający klimat nowego roku szkolnego. :) Pozdrawiam cieplutko. :*

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale wszystko z czasem się wyjaśniło. Bardzo fajnie przedstwiłaś Rena. Na początku wredny kuzyn, a później okazuje się, że to po prostu samotny chłopak. Bardzo podobał mi się list Rose, a gdy czytałam list od Stena i patrzyłam na te wszystkie literówki, to prawie z krzesła spadłam ze smiechu, nie, żebym ja była jakaś mistrzyni ortografii.
    Przy okazji zapraszam na nowego bloga o bliźniakach Weasleyach:
    http://weasleyowie-w-krzywym-zwierciadle.blogspot.com/
    I na premierowy rozdział drugiej części na:
    http://klaus-mikaelson-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Polubiłam kuzyna Rena :) mam nadzieje że jeszcze kiedyś się pojawi.
    Ten list od Stena - hahhahaha :D - "jurz " i "tobom "

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. :D
    Za taką ortografię chyba bym zagryzła Stena. ;-;
    Kuzyn Ren jest całkiem spoko.

    OdpowiedzUsuń

U nas zasady są proste:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
NIE HEJTUJ!
NIE SPAMUJ!
KOM = KOM
OBS = OBS
Miłego czytania! Buziaki. ;*