poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział XIV

Rose właśnie szła na transmutację. Odłączyła się od Molly, która musiała wrócić po coś do dormitorium. Miały spotkać się pod salą. Rose nie wiedziała nawet, gdzie ma się odbyć pierwsza lekcja. Pomogła jej jakaś starsza Gryfonka. Dziwiła się, jak w takim wielkim zamku starsi uczniowie się nie gubią. Przypomniała sobie o wydarzeniach zeszłej nocy. Teraz, kiedy słońce pięknie świeciło na zewnątrz, prawie o tym zapomniała " Nie ma się czym przejmować."- Powiedziała sobie w duchu i od razu jej ulżyło. Miała nadzieję spotkać Albusa albo Franka; nie chciała sama iść na lekcję. Strasznie chciało jej się spać. Wcale się temu nie dziwiła. Nie oczekiwała, że po nieprzespanej nocy, wstanie wyspana i wesoła, ale nie myślała, że będzie aż tak źle. Zobaczyła niewielki tłumek, który stał przed tablicą z (jak domyśliła się Rose) ogłoszeniami. Przecisnęła się do przodu i spojrzała na tablicę.
                                                                           
                      Dnia 10 września o godzinie 17:00 odbędą się zapisy do szkolnej drużyny quidittch'a. Zainteresowanych uczniów, którzy potrafią grać w quidittch'a zapraszam na błonia szkoły.
                                                                                                                           Profesor Rolanda Hooch

"Czemu nie."- Pomyślała. - "Ciekawe, co na to Molly". Obie często grały z ich starszymi kuzynami w quidittch'a. Rose zawsze na pozycji szukającego, a Molly obrońcy. Popatrzyła na zegarek. "Lepiej się pospieszę."- Pomyślała i ruszyła w kierunku sali, w której miała za chwilę zacząć się lekcja transmutacji. "Molly już pewnie na mnie czeka". Pomimo tego, że bardzo się spieszyła, nie przestała zwracać uwagi na otaczający ją zamek.  "Jak tutaj pięknie." - Pomyślała, patrząc za okno na błonia i dalej, na Zakazany Las. "Musimy tam kiedyś koniecznie pójść". Po chwili zdała sobie sprawę, że naprawdę musi już iść. Zrobiła kilka kroków naprzód i poczuła silne uderzenie w plecy. Torba zsunęła się z jej ramienia na podłogę. Książki rozsypały się dookoła niej.
- Uważaj jak chodzisz! - Krzyknęła, nawet nie odwracając się za siebie, żeby zobaczyć kto ją popchnął. Była zbyt zdenerwowana. Odgarnęła kosmyk swoich długich, brązowych włosów i spojrzała przed siebie. Zobaczyła klęczącego przed nią Scorpiusa Malfoy'a. Zrobiło jej się potwornie gorąco. Serce zabiło jej szybciej.
- Znaczy się... sorki, że tak ostro ale... - Zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć; wbiła wzrok w ziemię. Nie była nieśmiała. "Co się ze mna dzieje?"- Zapytała w myślach samą siebie.
- Nie... to ja cię przepraszam, to... - Wskazał ruchem głowy stos rozrzuconych książek. - To moja wina. Pomogę ci.
Chłopak wyglądał na trochę zmieszanego. Kiedy podniosła głowę i popatrzyła na niego, on szybko zrobił to samo i szelmowsko się uśmiechnął. Odwzajemniła ten uśmiech.
- Dzięki za pomoc. - Powiedziała Rose z uśmiechem. Ton jej głosu nareszcie brzmiał normalnie.
- Nie ma za co. Wiesz...
- Scorpius, ile można czekać? - Rozległo się za nimi wołanie. Odwrócili się gwałtownie i zobaczyli idącego w ich stronę Williama Snape'a.
-  Akurat teraz. - Mruknął Scorpius.
- Już idę! - Krzyknął w jego stronę. - Jeszcze raz cię przepraszam i... do zobaczenia. Mam nadzieję, że niedługo. - Odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku kolegi. Popatrzył jeszcze w jej stronę i odszedł zostawiając osłupiałą Rose na korytarzu.
- Do zobaczenia. - Szepnęła bezgłośnie.
"Jak on się ładnie uśmiecha"- Pomyślała. Popatrzyła na zegarek. "Muszę się pospieszyć". Szybko pobiegła w kierunku sali. "Teraz to już na pewno nie zdążę". Jednak okazało się, że wpadła do klasy w samą porę. Ostatni uczniowie właśnie wchodzili na lekcję. Rose rozejrzała się po sali. "Gdzie jest Molly?". Kuzynka pomachała do niej z trzeciego rzędu. Rose usiadła obok niej.
- To ty miałaś na mnie czekać, a nie ja na ciebie. - Powiedziała z uśmiechem Molly. - Czemu cię tak długo nie było?
- Potem ci opowiem. - Szępnęła Rose i lekko się zarumieniła. Właśnie w tej chwili do klasy weszła profesor McGonagall i wszelkie rozmowy natychmiast ucichły.
 
***
                                                                                                                    
Po transmutacji Rose, Molly, Albus i Frank razem z innymi Gryfonami poszli w kierunku lochów, gdzie za chwilę miała się odbyć lekcja eliksirów.
- Mam nadzieję, że już dobrze się czujesz, Molly? - Zapytał z troską w głosie Albus. On, tak samo jak i Rose, bardzo martwił się o nią, po tym jak zemdlała.
- Jest OK. - Powiedziała z uśmiechem.
- Słyszałem też o twojej wycieczce do gabinetu Dumbedore'a. - Zwrócił się do idącej obok niego Rose. - Jak było?
- Jak jesteś ciekawy, to może sam się tam wybierz. - Zrobiła poważną minę ale zaraz się uśmiechnęła. - A właśnie... mamy wam z Molly coś ważnego do powiedzenia.
Molly pokiwała twierdząco głową. Rose zaczęła opowiadać o ich nocnym spotkaniu z tajemniczą postacią. W trakcie opowieści Frank ze zdziwienia aż otworzył usta. Po twarzy Albusa było widać, że historia Rose i Molly zrobiła na nim duże wrażenie. Kiedy Rose skończyła, odezwał się z nieudawanym oburzeniem:
- Dlaczego nas nie obudziłyście? - Zapytał z wyrzutem. Dziewczyny wzruszyły ramionami.
- Tak jakoś wyszło. - Powiedziała Molly. - Myślałyśmy, że pomyślicie, że się boimy iść same.
Rose twierdząco pokiwała głową.
- A widziałyście chociaż kto to był? - Zapytał z nadzieją w głosie Albus.
- Niestety nie, bo Flich nas złapał. - Powiedziała Rose i popatrzyła na Molly. Kuzynki, na wspomnienie "miłej" pogawędki z Flich'em, nie mogły powstrzymać się od śmiechu.
- Co was tak bawi? - Zapytał Albus. - Bo chyba nie to, że ktoś lub coś grasuje w nocy po Hogwarcie.
- Gdybyś widział minę Flich'a, kiedy znalazł nas Slughorn, to też byś się śmiał. - Powiedziała Rose z uśmiechem.
Albus i Frank wzruszyli ramionami i poszli sami w kierunku lochów. Kuzynki usiadły na pobliskiej ławeczce. Molly znalazła obok siebie dzisiejszy numer "Proroka Codziennego", otworzyła na pierwszej stronie i zaczęła czytać.
Rose rozglądała się ciekawsko dookoła. Obok niej przechodzili różni uczniowie; rozchichotane dziewczyny z zainteresowaniem rozmawiały o mającym się odbyć Balu Bożonarodzeniowym. Większość narzekała na to, że na pewno nie znajdą sobie partnera. Rose pomyślała, że fajnie by było, gdyby zaprosił ją Scorpius. Z zamyślenia wyrwała ją dopiero Molly, która szturchnięciem zwróciła na siebie uwagę dziewczyny.
- Rose, przeczytaj to. - Powiedziała i pokazała kuzynce na pierwszą stronę. Wcale nie sprawiała wrażenia wesołej.
Rose już po nagłówku zorientowała się, czego dotyczyć będzie ten artykuł. Szybko przeczytała i aż otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
- Molly, popatrz na to ostatnie zdanie: "Czy tajemnicza napaść wampirów i śmierć jednej z uczennic Hogwartu mają ze sobą coś wspólnego?" Myślisz, że te wydarzenia łączą się ze sobą? - Zapytała ciekawa Rose.
- Sama nie wiem. Przecież to niemożliwe, żeby do Hogwartu wdarł się wampir...
W tym momencie obu dziewczynom przypomniała się pierwsza noc w zamku i tajemnicza postać włócząca się po korytarzu. Przypomniały sobie, w jaki sposób zginęła Krukonka Elizabeth, co znaleziono na jej szyi jako przyczynę śmierci... Wszystko zdawało się pasować.
Nie miały już dużo czasu na rozmowę bo właśnie doszły do lochów. Rose rozglądnęła się za pewnym jasnowłosym Ślizgonem; niestety nigdzie go nie dostrzegła. Zobaczyła za to profesora Snape'a idącego na lekcję. Snape minął ich bez słowa. Uśmiechnął się tylko na widok dwóch Ślizgonów: Scorpiusa i Williama, którzy pojawili się nie wiadomo skąd. Rose nie mogła powstrzymać uśmiechu. Molly popatrzyła na kuzynkę z pytającą miną. Profesor otworzył drzwi prowadzące do sali, które wydały okropny dźwięk nienaoliwionych drzwi. Ruchem ręki zaprosił Gryfonów i Ślizgonów do mrocznej sali. Machnął różdżką z rozmachem i szepnął prawie bezgłośnie:
- Lumos.
Natychmiast na zwisających z sufitu żyrandolach rozbłysło światło, które rozjaśniło otaczający ich mrok. Rose popatrzyła na Molly, która stała tuż obok. Uśmiechnęły się do siebie.
- Ale nora. - Usłyszały znajomy już szept. Odwróciły się niemal w tym samym momencie i zobaczyły szelmowsko uśmiechnięte, (zresztą jak zawsze), twarze dwóch Ślizgonów: Scorpiusa i Williama. Szeptający głos niewątpliwie należał do tego drugiego. Wzrok Rose zatrzymał się na moment na twarzy blondyna. Ten uśmiechnął się do niej i popatrzył jej w oczy. Rose szybko się odwróciła i zobaczyła Snape'a, który szedł w ich stronę. Szturchnęła Molly, która właśnie przyglądała się jakiejś Ślizgonce. Profesor zatrzymał się, wykrzywił wargi w złośliwym, ironicznym uśmiechu i powiedział:
- Panny Weasley? - Nie czekając na odpowiedź mruknął:
- I czemu mnie to nie dziwi.
- A dlaczego mnie nie dziwi, że on nas już nie lubi? - Zapytała szeptem Rose kuzynkę.
Kuzynka powstrzymała śmiech i obie popatrzyły na Snape'a, który cichym, ale dobitnym głosem omawiał lekcję. Rose w zamyśleniu rozglądnęła się po sali. Mimo otaczającego ją półmroku, dostrzegła na regale pełnym książek, jedną, która szczególnie zwróciła jej uwagę. Wytężyła wzrok i zobaczyła tytuł wypisany srebrnymi kiedyś literami:
 
"Mroczne i niebezpieczne stworzenia..."

  Pod spodem znajdował się dopisek: "Wampiry".
"Profesor Snape ma bardzo dziwne zainteresowania."- Pomyślała. Z zamyślenia wyrwał ją czyjś śmiech. Odwróciła się do tyłu, skąd dochodził chichot. Ona jednak, podobnie zresztą jak Molly, wiedziała, kto się tak śmieje. Był to Albus, który śmiał się jak nigdy dotąd. Snape skrzyżował ręce na piersiach i tępo wpatrywał się w chłopaka. W tym momencie chyba każdy na sali zauważył jak któryś ze Ślizgonów schował różdżkę do kieszeni szaty. Snape udawał jednak, że niczego nie zauważył.
- Pan Potter. - Wydął wargi w ironicznym uśmiechu. - Czy możesz mi powiedzieć co cię tak bawi? Czyżbym powiedział coś śmiesznego?
- Ale ja... przecież, ja nic...
- Milcz. - Profesor sprawiał wrażenie opanowanego. - Gryffindor traci przez ciebie pięćdziesiąt punktów.
Kiedy to powiedział na twarzach wszystkich Gryfonów dało się zauważyć wyraz oburzenia, a na twarzy profesora uśmiech triumfu.
- Ale to przecież nie jego wina. - Powiedział Frank wstając, lecz kiedy Snape na niego popatrzył, momentalnie usiadł.
- Czy ktoś się ciebie pytał o zdanie, Longbottom? - Zapytał profesor. - Bo nie przypominam sobie.
Ślizgoni wybuchnęli gromkim śmiechem. Snape podniósł rękę, aby ich uciszyć. Frank cały pokrył się rumieńcem i spuścił smętnie głowę.
- I jeszcze jedno, Potter. - Powiedział z wyższością nauczyciel eliksirów. - Jeśli talent do mojego przedmiotu odziedziczyłeś po rodzicach... - Uśmiechnął się krzywo. - To nie mam pojęcia co tutaj robisz.
Ślizgoni znów wybuchnęli śmiechem. Tym razem Snape pozwolił im się śmiać. Było oczywiste, że uwielbiał dokuczać uczniom i upokarzać ich na oczach innych, najlepiej Ślizgonów. Albus usiadł zmieszany. Rose wiedziała jednak, że kipiał złością.                      
 
(Autorka: Kinga)
                      

2 komentarze:

  1. Scorpius- z jakiegoś powodu wyobrażenie dotyczące tej postaci było u mnie najbardziej zarysowane. Sama myśl, że wampir mógłby grasować po Hogwardzie i urządzać sobie małe polowanie, jest dosłownie przerażająca. Idąc, inną pokrętną drogą zupełnie nie trzymającą
    się wrażliwego człowieka, mogę szczerze stwierdzić, że właśnie dzięki temu wątkowi, chce się o wiele więcej. Tak więc ukłony dla autorów. Rozdział bogaty w emocje głównej bohaterki- Rose. I ogóle świetne przedstawienie Snape' a (Boże, co za arogant!) Ale najważniejsze dla mnie okazały się dialogi, które kompletnie mnie rozkochały. Czyżby rodził się nowy romans?
    Szablonowo: czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Wydaje mi się, że romans Rose i Score'a będzie super :3

    OdpowiedzUsuń

U nas zasady są proste:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
NIE HEJTUJ!
NIE SPAMUJ!
KOM = KOM
OBS = OBS
Miłego czytania! Buziaki. ;*