Po z jednej strony dziwnej, a z drugiej śmiesznej lekcji eliksirów ,Mara nie widziała Blaise'a do końca lekcji. Po lekcjach zjadła tylko szybko coś na obiad i pobiegła do dormitorium po pierwszoroczniaków, których miała oprowadzić po szkole. Jednak nie tylko ona dostała takie zadanie. Umówiła się wraz z Laurą Scott i Albusem Potterem, że razem oprowadzą pierwszoroczniaków z ich domów.Od niedawna to własnie z Laurą i Albusem spędzała więcej czasu. Jej kontakty z Finnem i Elizabeth ochłodziły się, kiedy zostali prefektami. Zachowywali się jakby czuli się lepsi. W każdym razie najszybciej jak się dało pozbierała pierwszoroczniaków i pobiegła z nimi przed salę gdzie czekali juz Laura i Albus.
- Wreszcie. - Powiedział Albus wznosząc ręce ku niebu.- Już myślałem, że się nie doczekamy.- Uskrżał się.
- Sorki, Sprout zatrzymała mnie za rozlanie ropy z czyrakobólw po całej szklarni. - Odpowiedziała Mara podgryzając jeszcze jabłko.
- Ty to zawsze coś wykręcisz. - Zaśmiała się Laura, po chwili spoglądając na swoich pierwszoroczniaków. - Nie, Jasper, w duchy nie można rzucać książkami! - Wrzasnęła i pobiegła ku jednemu z pierwszoroczniaków. Mara zachichotała wdzięczna losowi, że jej pierwszoroczniacy są tacy grzeczni. Po chwili Laura wróciła do nich z rudym jak marchewka chłopcem trzymającym ją za rękę.
- Dobra to co? Najpierw pójdziemy do lochów? - Zaproponował Albus.
- Niech będzie. - Jęknęła Mara. Jakoś dziś lochy nie kojarzyły jej się za dobrze.
Do lochów doszli w spokoju nie licząc kilku przystanków na ,,siusiu". Przechodzili, tłumacząc wszystko po drodze dopytującym się pierwszoroczniakom, a w przerwach, gdy młodzi o nic nie pytali, spierali się, który dom jest najlepszy. Przy głównej klasie eliksirów Sluhgorna napadł ich jednak Irytek.
- Młodziaki śmieciaki, młodziaki śmieciaki! - Krzyczał, rzucając w młodszych uczniów kredą.
- Irytek wynoś się!- Krzyknął do namolnego poltergeista Albus, na co ten tylko wystawił język i wrócił do bombardowania młodzików kredami.
- Na to trzeba sposobem. - Powiedziała Mara do Albusa, po czym podeszła do wrednego duszka. - Irytku ,czy mam zawołać Krwawego Barona? Ostatnio widziałam go tu niedaleko. - Powiedziała ,a po chwili deszcz kredy się zatrzymał, a Irytek jeszcze raz pokazał im język i poleciał do pustej klasy. Reszta wycieczki zapoznawczej poszła dobrze, do czasu, gdy trójka przyjaciół nie przyprowadziła pierwszaków na wieżę astronomiczną. Nagle Mara poczuła, że ktos ciągnie ją za rękaw.
- Mogę iść do łazienki?- Zapytał jakiś pierwszak. Mariette westchnęła.
- Idź. - Powiedziała i patrzyła, jak pierwszak znika w korytarzu.
- Ej, Laura, Albus musimy poczekać na jednego z moich. - Poinformowała przyjaciół Mara. Oboje westchnęli ze zrezygnowaniem.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę uprzykszyć Filchowi życie. Jak coś, będę w bocznym korytarzu odpalać łajnobombę. - Powiedziała Mara i oddaliła się ku bocznej uliczce. Była to wąska ciemna uliczka, prowadząca do łazienki chłopców. Z uwagi na sympatię do profesor Aurory Sinistry, Mara starała się odpalić bombę jak najdalej od jej gabinetu, by nie musiała znosić zapachu ,,zemsty puchonki". Gdy Mara już miała odpalić bombę, zobaczyła białą kartkę leżącą na podłodze. Podniosła ją powoli. Spojrzała na kartkę. Widniał na niej tylko jeden wyraz nabazgrany niestarannym i krzywym pismem.
Wampir...
Na początku Mara trochę przestraszyła się w związku z dzisiejszym artykułem w proroku, ale wtedy uświadomiła sobie, że nie potrzebnie jest informować o tym Laury czy Albusa, bo przecież to na pewno jakiś uczeń chciał zrobić sobie żarty, albo tak jak ona sama - przyprawić Filcha o zawał. Nie mówiąc nic, odprowadziła swoich puchonów do dormitorium. Po wycieczce, Mariette nie miała na nic siły. Opadła zmęczona na łóżko. Wiedziała że jeszcze przed nią astronomia, ale była tak padnięta, że zastanawiała się nad opcją symulowania choroby, ale szybko odrzuciła tę opcję z uwagi na nową pomocnicę pani Pomfrey w skrzydle szpitalnym. Postanowiła się zdrzemnąć i nie mysleć o wszystkich dzisiejszych ,,zawirowaniach świata". Nie wiedziała, że to dopiero początek.
***
Po kilku godzinach, Mariette obudziła się. Okazało się, że nie dość, że zaspała na kolację, to jeszcze już prawie spóźniła się na astronomię. Szybko wzięła z kufra książki i pióro, i pobiegła w kierunku wieży astronomicznej. Gdy już prawie była w klasie, zauważyła przy łazience dziewczyn wypływającą spod drzwi wodę. Chcąc zakręcić wodę, weszła do łazienki. Jednak tego co tam zobaczyła nie spodziewała się nawet w najgorszych koszmarach. W kałuży wody z dwoma rankami na szyi z pustym wzrokiem leżała Elizabeth. Była martwa. Mariette zaczęła krzyczeć na cały głos, a po chwili w łazience pojawiła się profesor Sinistra wraz z całą klasą.
(Autorka: Ella Nightmare)
Takiego zakończenia się nie spodziewałam, już bardziej liczyłam na jakiś "wybuchowy" żart jakiegoś pierwszoroczniaka,a tu co? Morderstwo! Zakończenie z dreszczykiem jak najbardziej mi się podobało, chociaż śmierć jednej z uczennic jest przykra, hahahaahaha, żartowałam, nigdy jej nie lubiłam ^^ A tak już poważniej, rozdział naprawdę na wysokim poziomie. Obraz nowych uczniów idealnie opracowany, właśnie tak sobie można ich wyobrazić. Ciekawi mnie jak Mariette zareaguje na śmierć Elizabeth ( nie licząc pierwszego wrażenia) Tak czy inaczej, czekam na następne części ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo :) Bardzo się cieszę, że zawsze mogę liczyć na Twoją obiektywną opinię :) Pozdrawiam cieplutko. :)
OdpowiedzUsuńEvenstar K.K.T.
Świetne :D
OdpowiedzUsuńTo zakończenie jest super :D
Po za tym 11latki to nie takie małe dzieci :D