W poprzednich rozdziałach:
Mo odsiaduje karę u Snape'a wraz z małym Michaelem. Obydwoje dostają za zadanie napisanie referatu o eliksirze skurczającym. Molly w ramach zadania pisze krótki, ironiczny tekst, za co zostaje skarcona przez nauczyciela. Snape jednak zalicza jej referat, nie chcąc dłużej zaprzątać sobie dziewczyną głowy. Mo jest negatywnie nastawiona do kolejnego szlabanu. Pociesza się jednak, że może nie będzie tak źle. Jednak szykuje się coś złego...
Molly od samego rana myślała o szlabanie. Ostatnio Snape zaliczył jej "referat", ale teraz z pewnością się na niej zemści. Czuła, że stanie się coś złego i w jej szalonej głowie pojawiło się niemiłe uczucie niepokoju.
- Pożyczysz mi atrament? Mój się skończył. - Na ostatniej lekcji Molly usłyszała za sobą głos Mary Jones.
- Jasne, bierz ile ci potrzeba. - Mruknęła i wpatrzyła się w okno. Wyobrażała sobie, co takiego wymyśli Snape, żeby ukarać ją i Michaela.
- Weasley! O czym właśnie mówiłam? - Zapytała ni stąd, ni zowąd profesor Trelawney.
Mo wzruszyła ramionami i powiedziała na chybił - trafił:
- O wróżbach w kuli, pani profesor.
Nauczycielka wydawała się zdziwiona, tak samo jak cała klasa.
Ale Mo nawet się nie uśmiechnęła. Zaczęła coraz bardziej żałować, że na lekcji u Snape'a dała się ponieść emocjom, a teraz musi odrabiać u niego szlaban...
***
Po lekcjach Molly, powłócząc nogami, udała się pod gabinet Snape'a. Z oddali zobaczyła Michaela, który był dokładnie w tym samym psim nastroju, co ona.
- Cześć Molly Weasley! - Zawołał, machając do niej ręką.
Kiwnęła głową w jego stronę i oparła się o zimną ścianę.
- Jak tam? Żyjesz jakoś? - Zapytała ponuro, na co Michael niechętnie skinął głową.
- To niedorzeczne, to absolutnie niedorzeczne... - Mruknęła Mo pod nosem.
- Co? - Zapytał zdziwiony Michael.
- To, że musimy tutaj przyłazić. Nie mam ochoty tracić kolejnych kilku godzin, po to, żeby zadowolić Snape'a.
To mówiąc poprawiła rękaw swojej bejsbolówki. Tego dnia zarówno na dworze, jak i w zamku było piekielnie zimno. Co chwila można było zobaczyć kogoś przebiegającego przez korytarz i szczękającego z zimna zębami.
- Możemy mieć nadzieję, że dzisiaj też jakoś przeżyjemy. - Roześmiała się Mo, bo nie mogła dłużej znieść ponurej atmosfery. W tym samym momencie aż podskoczyła, bo drzwi do gabinetu otworzyły się z trzaskiem i pojawiła się w nich postać Snape'a. Mo od razu przywołała na twarz wyraz zupełnej obojętności, ale zarówno ona, jak i Michael nie mogli powstrzymać dreszczy zimna przebiegających im przez plecy.
- Zapraszam. - Powiedział swoim zwykłym, kpiącym tonem profesor.
Michael wszedł powoli do środka, a za nim szybkim, prawie żołnierskim krokiem weszła Molly.
- Zamknij za sobą drzwi, Weasley. - Mruknął Snape, na co Mo posłusznie je zatrzasnęła.
Rozejrzała się po lochach, jak poprzednim razem. Tym razem książka "Uczniowie ukarani" znajdowała się na samym wierzchu. Mo była pewna, że Snape położył ją w ten sposób specjalnie, żeby rozbudzić w dziewczynie ciekawość. "Kiedyś ją zwinę." - Pomyślała, szelmowsko się uśmiechając, Mo.
- Przestań się głupio uśmiechać, Weasley! - Wrzasnął Snape, na co Mo z trudem opanowała bezczelny śmiech. - Wytłumaczę wam, co macie dzisiaj zrobić...
Molly zadrżała. Sama nie wiedziała, czy to z zimna, czy może z niepokoju?...
- Udacie się do Zakazanego Lasu po składniki potrzebne mi do przygotowania niektórych eliksirów. Musicie przed wyjściem oddać mi różdżki.Tutaj macie listę. - Prawie siłą wepchnął zwiniętą karteczkę do dłoni oniemiałej Mo. - Nie pasuje ci coś Weasley? - Zapytał po chwili milczenia.
Mo nie drgnęła. Zakazany Las?! No świetnie, tylko tego jej jeszcze brakowało. Wszyscy wiedzieli, że roi się tam od wielkich pająków, centaurów, olbrzymów i innych fantastycznych istot. Zakazany Las był uosobieniem czających się na każdym kroku niebezpieczeństw... A Snape wysyła tam nie tylko ją - Molly Weasley, ale także niepozornego, chorobliwie wręcz nieśmiałego chłopaczka.
- Weasley, zadałem ci pytanie. - Upomniał dziewczynę profesor.
- Hm? - Zapytała Mo, wyrwana z zamyślenia. - Nie, nie mam nic przeciwko, panie profesorze. - Powiedziała ociekającym uprzejmością głosem. - Ale tak się zastanawiam, czy aby szkolny regulamin nie zabronił czasem uczniom wypraw do Zakazanego Lasu.
Snape patrzył na nią przez chwilę tak, jakby chciał ją poszatkować na kawałki albo pożreć żywcem. Otrząsnął się jednak i powiedział kpiącym tonem:
- Nauczyciel w szczególnych wypadkach może wydać uczniom zgodę na taka wyprawę, Weasley.
- A cóż to za szczególny wypadek, panie profesorze? Lenistwo i chęć wyręczenia się w pracy dwójką małych, bezbronnych uczniaków?
Michael obserwował całą tę scenę kątem oka. Nie bardzo orientował się, o co chodzi Molly Weasley... Skoro Snape kazał im iść do Zakazanego Lasu, to nie lepiej byłoby od razu tam pójść i jak najszybciej wykonać jego polecenie?... Chłopiec był jednak przekonany, że śliczna Molly Weasley ZAWSZE ma rację, więc przezwyciężył nieśmiałość i powiedział cichutko:
- Zgadzam się z Molly Weasley.
- Słucham?! - Wrzasnął profesor, a Michael zadrżał. Pokonał jednak napływ strachu i powtórzył:
- Zgadzam się z Molly Weasley, panie profesorze.
Mo odetchnęła i złapała się tych słów, jak tonący deski.
- Widzi pan? Michael się ze mną zgadza.
- To jeszcze o niczym nie świadczy, Weasley. - Warknął Snape.
- Ale przecież jest takie przysłowie: "prawda przemawia ustami dzieci". Chyba pan nie zaprzeczy? - Upierała się Mo, jak zwykle czerpiąc wewnętrzną radość z kłócenia się ze Snapem.
- Owszem. Ale prawda przemawia ustami tylko tych OGARNIĘTYCH dzieci, Weasley. - Snape zazgrzytał zębami, obserwując uśmiech na twarzy Mo.
- Czyżby pan uważał, że Michael jest, jak to pan powiedział? Nie - oga - rnię - ty? - Mo precyzyjnie przesylabizowała ostatnie słowo, patrząc Snape'owi w twarz.
- Tak, tak właśnie uważam, Weasley! A ty jesteś krnąbrna, uparta i tchórzliwa, zupełnie jak twój ojciec!
- TCHÓRZLIWA? - Wycedziła Mo i szybko obeszła biurko. Znalazła się tuż przed Snapem.
- Nie ma pan prawa tak o mnie mówić! Ani nie ma pan prawa obrażać mojego ojca!
- To czemu nie chcesz iść do Zakazanego Lasu? Czyżby to świadczyło o twojej odwadze? Nie sądzę, Weasley. - Zakpił Snape, z uciechą obserwując, jak Mo stara się zapanować nad sobą. Nie musiał czekać długo na jej reakcję. Podniosła wysoko głowę i wyprostowała trzymaną w ręku karteczkę z listą składników. Rzuciła swoją różdżkę na biurko (to samo zrobił Michael), wyszła powoli z lochów, gwizdnęła przeciągle w stronę zdumionego chłopca i z trzaskiem zatrzasnęła drzwi.
***
- Molly Weasley! Zwolnij! - Krzyczał za pędzącą w stronę Lasu Molly. Dziewczyna była naładowana złymi emocjami, dlatego starała się szybko zapanować nad sobą.
- Rusz się, Michael. Mamy do znalezienia pięć składników. A to z pewnością nie będzie takie proste. W poniedziałek jest drugie zadanie turniejowe, dzisiaj chciałam iść z Rose do Hogsmeade, a na jutro mam napisać referat na transmutację. Brakuje mi czasu na wszystko. Więc się pospiesz!
Michael ledwo co nadążał za potokiem słów, które wypowiadała do niego Mo. Był jednak przyzwyczajony, że ta "śliczna Mo" - jak ją nazywał, ma w zwyczaju mówienie wielu słów na raz, bardzo szybko i bardzo głośno. Ponadto tak ładnie się śmiała. Ale dzisiaj ta zabawna Molly Weasley chyba nie jest w nastroju do żartów...
- A co jest w Zakazanym Lesie, Molly Weasley? - Zapytał po chwili zastanowienia.
- Wszystko. - Mo wypuściła ze świstem powietrze i przyspieszyła kroku.
***
- Nogi mnie bolą, Molly Weasley! Przystańmy na chwilę pod tym drzewem, proszę.
- Michael, nie bądź mazgajem. Jesteśmy tu dopiero od dwóch godzin. - Mo rozglądała się wokół siebie szukając wokół siebie malutkiego krzaczka mięty. W ręku trzymała listę i po kolei wykreślała to, co z Michaelem już znaleźli. Jej spis wyglądał mniej więcej tak:
6 liści mięty
- Ale...
- Michael! Proszę cię, przestań! - Zawołała Mo, czując takie samo zmęczenie, jak chłopiec.
- Możemy wrócić do zamku, powiedzieć profesorowi, że nie daliśmy rady... Zobacz, jak się już ciemno zrobiło... - Przekonywał chłopiec, drżąc z zimna. Mo spojrzała na niego spod ciemnych rzęs.
- Możesz wrócić, jeśli chcesz. Naprawdę. Ja znajdę tę miętę i cię dogonię.
Michael chwilę się wahał. Wizja opuszczenia Zakazanego Lasu była nader kusząca... Ale z drugiej strony? Musi zostać z Molly Weasley.
- Zostanę z tobą. - Powiedział niechętnie. - Ktoś musi cię bronić, Molly Weasley.
Mo zaśmiała się cicho i poklepała Michaela po ramieniu. Poczuła się dużo raźniej.
- Proponuję skręcić w tamtą ścieżynkę. Tam jeszcze nie szukaliśmy. - Powiedziała, wskazując ręką ciemny zaułek. Michael zadrżał na ten widok, ale dzielnie przełknął ślinę i podążył za przyjaciółką.
Mo przedzierała się przez kolce wystających z ziemi dzikich roślin. Było jej okropnie zimno. Pomyślała o ciepłym kominku w swoim dormitorium i o czekającej na nią Rose... Wzruszyła jednak ramionami, odganiając te "błahe" myśli i zdecydowanym krokiem ruszyła dalej. Słyszała za sobą świszczący oddech Michaela. "Ten berbeć musi już być nieźle wykończony." - Pomyślała ze współczuciem, odgarniając wiszące gałęzie.
- Zobacz! Tam jest mięta! No nareszcie! Chodź szybko! - Molly pociągnęła Michaela za rękę i rozwinęła swój tobołek, który nosiła na ramieniu. - Zbierz sześć listków i wrzuć mi je tutaj. - Poleciła Michaelowi, który w podskokach podbiegł do rośliny. W tym momencie jednak wrzasnął i przerażona Mo zobaczyła, że za chłopcem zgromadziło się całe stado centaurów. Jeden z nich chwycił Michaela wpół i odwrócił go do góry nogami. Chłopiec machał rozpaczliwie nogami, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku.
- Czego tu szukasz, mały czarodzieju? Przyszedłeś okraść nas z naszych dóbr, co? - Zapytał niskim głosem jeden z centaurów.
- Nie-e. - Wyjąkał Michael, a zaczajona za jednym z drzew Mo, powoli sięgnęła po sztylet, który wzięła ze sobą.
- Nie? Nieźle kłamiesz, maluchu. - Zakpił ten sam centaur. - Wiesz, co cię czeka?
- Nie, proszę! Nie chciałem wam zrobić nic złego. - Usilnie przekonywał Michael, widząc, że jego życie wisi na włosku. I gdzie to jasnej Anielki podziała się Molly Weasley?!
W tym momencie Mo wyskoczyła zza drzew i podbiegła do oniemiałego stada. Wszystkie centaury przez chwilę były zdumione widokiem dziewczyny, ubranej na kolorowo ze sztyletem w ręku. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że był to śmieszny obraz. Ale stalowy błysk w oku Mo i zacięte czerwone usta, nie wróżyły raczej nic dobrego.
- Puść go! - Wrzasnęła w stronę największego centaura, wymachując sztylecikiem, zachowując odpowiednio bezpieczną odległość.
- A co ty mi możesz zrobić, dziecinko? - Zapytał ostro centaur, bacznie obserwując zachowanie dziewczyny. Mo drgnęła słysząc jęk sinego na twarzy Michaela. Nie myśląc wiele, przyskoczyła do centaura i z całej siły wbiła mu sztylet w prawą dłoń, aż po rękojeść.
- Powiedziałam: puść go!
Centaur ryknął z bólu i wypuścił z uścisku Michaela. Chłopak upadł ciężko na ziemię.
- Uciekaj, Michael, uciekaj!
I znów biegli tą samą drogą. Tyle, że teraz ścieżka wydawała się o wiele trudniejsza i straszniejsza. Za Mo i Michaelem goniło wściekłe stado centaurów. Dzieci potykały się na wystających korzeniach, a wiszące gałęzie uderzały ich w twarze. Mo biegła, słysząc galop centaurów za sobą, a tupot nóg Michaela tuż obok siebie. W tym momencie nastąpił nieszczęśliwy wypadek. Jedna z gałęzi tak niefortunnie uderzyła w ramię Mo, że przecięła jej skórę na całej długości aż do łokcia. W barku zaś utworzyła otwartą ranę, odsłaniającą nagi mięsień. Molly jęknęła, ale nie zwolniła kroku. Sama nie wiedząc co robi, wskazała szybko Michaelowi zupełnie inną drogę. Mając niewielką przewagę nad centaurami, dzieciom udało się niepostrzeżenie zniknąć wśród drzew.
- Byle do zamku, byle do zamku... - Szeptała Mo, jakby w obłędzie.
Poczuła się bezpiecznie dopiero wtedy, gdy zatrzasnęły się za nią ciężkie bramy Hogwartu...
(Autorka: Molly)
P.S. Moi drodzy! Wiem, trochę długo to trwało, ale w końcu napisałam ten rozdział. Jestem trochę do tyłu z komentowaniem Waszych blogów, ale obiecuję: nadrobię to wszystko w weekend. Byle do piątku! :) Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
Wasza Evenstar :*