Rozdział VI
Dzisiaj przy stole Ravenclawu było wyjątkowo głośno. Nic dziwnego, skoro tyle nowych uczniów dołączyło wczoraj do grona Krukonów. Większość rozmawiała głośno i radośnie, ale nie wszyscy. Wśród tych wyjątków była Laura Scott.
Laura była brunetką o porcelanowej cerze i intensywnie błękitnych oczach. Nie można było przyczepić się do jej urody, wzrostu czy figury - pod tymi względami była wręcz idealna. Jednak nigdy nie miała bliższych przyjaciół, nie licząc książek. Po prostu była nieśmiała. Mimo, że pod swoją maską spokoju kryła wulkan energii, mnóstwo ciepła i odwagi, nie potrafiła się pierwsza do nikogo odezwać. Miała kilka koleżanek, ale tego, co je łączyło, nie można było nazwać przyjaźnią.
Na stole właśnie pojawiło się śniadanie, dlatego dziewczyna schowała książkę do torby. Profesor Flitwick właśnie podszedł, by rozdać plany zajęć. Laura miała w tym roku oprócz przedmiotów z pierwszej klasy kontynuować Starożytne Runy i Numerologię. Z mugoloznastwa zrezygnowała po dwóch semestrach, ponieważ nie podobało się jej podejście do mugoli z punktu widzenia pozostałych. Była mugolaczką i wiedziała dość. Zamiast tego zapisała się na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, chociaż kumpele z jej dormitorium mówiły, że to czyste szaleństwo.
- Proszę, Lauro - powiedział nauczyciel zbliżając się do niej. - w tym roku znów organizuję Klub Zaklęć, tyle że wymieszany z pojedynkami. Zaznaczyłem ci już.
Jakimś cudem Laura nie miała problemu z kontaktem z nauczycielami, którzy zwykle zwracali sie do niej po imieniu. Uśmiechnęła się do profesora i podziękowała. Flitwick ruszył dalej.
Dziewczyna zerknęła na plan. W tej samej chwili usiadła obok niej Bettina. Tak naprawdę miała na imię Elizabeth, ale to zdrobnienie przylgnęło do niej na tyle, że nawet nauczyciele tak się do niej zwracali.
- Hej. Ale w tym roku nam nawalili, nie? - blondynka miała w zwyczaju gadać, ile wlezie.
- Cześć. Nie, nie jest tak źle.
- Pokaż no mi ten swój plan. Najdroższy Merlinie, aż tyle?! A ja narzekam na swoje zajęcia... po co ci dodatkowa godzina Zaklęć i Transmutacji? I jeszcze jakiś Klub? Wiesz, że masz już o cztery godziny więcej niż ja?
- Bettina, ty wzięłaś tylko minimum.
- Za to ty maksimum. Jak zwykle. Tak w ogóle, słyszałaś już newsa? Podobno w tym roku zorganizują nam Bal Bożonarodzeniowy! Ostatnio był, kiedy odbywał się Turniej Trójmagiczny. Teraz podobno nie ma to związku, ale kto wie...
- Pomyśl chwilę logicznie. Skoro Dumbledore nie wspomniał nic o Turnieju na uczcie, to go nie będzie.
- Ach, racja! Zresztą, jak wiesz ja dość wolno kojarzę. Ale jednak kojarzę i skoro podobno ma być bal, to musimy mieć partnerów!
Laura mimowolnie spojrzała w kierunku czupryny czarnych włosów, na szczęście łapiąc się na tym, zanim Betty to spostrzegła. Brunetka od razu odwróciła wzrok i starała skupić się na tym, co mówi do niej koleżanka, ale nic z tego. Ganiała się w myślach za kolejne ukradkowe spojrzenia. Powiedziała sobie, że nie będzie zwracała na niego uwagi, ale zupełnie jej to nie wychodziło. Jak na złość.
- Zobacz, tyle przygotowań... sukienki, partnerzy, pewnie jeszcze ktoś będzie musiał zająć się dekoracjami. Och, zobacz, dziewczyny do nas machają! Idziesz?
- Nie, nałożyłam już sobie owsianki. Leć, spotkamy się na lekcji, tak?
- Jasne. Buźka! - odbiegła, całując w pośpiechu powietrze. Teraz, kiedy Laura mogła się skupić, pomyślała, że ten Bal może być problemem. "Najwyżej wrócę do domu na święta" pomyślała i zabrała się do śniadania. Nie wiedziała jeszcze, że do grudnia jej życie wywróci się do góry nogami.
***
Laura wyszła z pierwszej lekcji zadowolona. Po dwugodzinnej sesji transmutacji z McGonagall okazało się, że po wakacjach transmutować parasolkę w liść potrafią tylko dwie osoby - ona i jeden Ślizgon. Była z siebie zadowolona i miała nadzieję, że uda jej się utrzymać pozycję wzorowej uczennicy, może nawet najlepszej na roku. Nie myślała o tym, bo nie porównywała się z innymi.
- Nienawidzę transmutacji - westchnęła Lisa. Laura kolegowała się tylko z czterema koleżankami z dormitorium - Elizabeth "Bettiną", Elizabeth "Lisą", Mary i June.
- A ja ją kocham - szepnęła bezgłośnie brunetka.
- Co teraz mamy? - spytała Mary, nie słysząc wypowiedzi Laury.
- Ja mam Numerologię, całe szczęście - powiedziała dziewczyna.
- Ja też, Scott - June uśmiechnęła się do niej. Miala dziwny nawyk mówienia do innych po nazwisku.
- Wróżbiarstwo - Betty ziewnęła. - wreszcie się wyśpię.
- A my, kochana, mamy we trzy mugoloznastwo - June zabarwiła kilka prostokącików na swoim planie, nie wiedząc czemu, na różowo. Laura zerknęła na jej kartkę, ale nie dostrzegała związku między zaznaczonymi zajęciami. Jednak nic nie mówiła, nie chciała być wścibska.
- June, co ty za przeproszeniem robisz? - na szczęście wyręczyła ją Mary.
- Nie wiesz, o co chodzi? Wtedy mamy lekcje z Gryfonami. Zajarzyłaś? - Lisa wywróciła oczami.
- Aaa, już jarzę, jarzę - blondynka mrugnęła do niej i zachichotała. Natomiast piegowata June zdzieliła je obie podręcznikiem od mugoloznastwa w głowy. Na to wszystkie zaśmiały się głośniej. Laura bezwiednie się uśmiechnęła, biorąc przykład z koleżanki i zaznaczając swoją osikową różdżką poszczególne lekcje kolorami.
Teraz, kiedy mogła się głebiej namyśleć, bo zapanowała cisza, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie umie się na tyle dogadać z koleżankami, żeby poznać się z nimi bliżej. Po prostu nie rozumiała się z nimi aż na tyle, by się zaprzyjaźnić, a znały się już cztery lata. Laura nawet nie podejrzewała, jak bardzo będzie potrzebny jej ktoś, komu będzie mogła się zwierzyć.
Mimo, że nie mogła z nikim szczerze porozmawiać, cieszyła się, że jest już w szkole. Rodzice wręcz przymusili ją do spędzenia wakacji z mugolską kuzynką. Dopiero na peronie dziewczyna mogła się odprężyć.
- Lala, pobudka! - Bettina trąciła Laurę łokciem. Lubiła ją tak przezywać. Wszyscy tak ją nazywali.
- Sorry, zamyśliłam się. O co chodzi?
- Rozmawiamy sobie o balu, właśnie zapytałam, czy namyśliłaś się już, z kim pójdziesz?
- Wy znowu o tym? Do grudnia mamy jeszcze masę czasu, a przecież mogę iść sama - wzruszyła ramionami.
- Właśnie, moim zdaniem Betty, przesadzasz. To dopiero pierwszy dzień! - Mary stanęła w obronie koleżanki.
- No dobra, daję wam spokój. Ale przesadza to profesor Sprout mandragory - dziewczyna się nadąsała i odwróciła do Lisy i June.
- Nie ma za co - szepnęła Mary do Laury.
- Za pięć minut zaczyna się lekcja. Chodźcie.
Grupa pożegnała się i rozeszła w różnych kierunkach. Laura ruszyła w znanym sobie kierunku do klasy Numerologii, ale w połowie schodów zorientowała się, że zajęcia mogły odbywać się w innej sali niż zwykle. Zatrzymując się, wyciągnęła dopiero co schowany plan z torby i rozwinęła go. Nagle wpadła na ścianę i upadła, jak się jej wydawało na początku. Jednak ściana nie powinna wydawać dźwięków, a już tym bardziej poruszać się. Nawet, kiedy jest się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Dziewczyna podniosła się ze schodów i zobaczyła, że podarła rajstopy i zdarła mocno kolano, bo krew ciekła jej ciurkiem. Zrozumiała, że nie wpadła na ścianę, a na Ślizgona, który był na tym samym roku, co ona. Był on wysoki, miał czuprynę czarnych włosów i brązowe oczy. On trafił gorzej. Musiał upadając uderzyć się o stopień, bo na jego czole widniało długie, proste rozcięcie. Otrzepując się podeszła do niego.
- Przepraszam, przepraszam - powiedziała i pomogła usiąść chłopakowi.
- Nie musiałabyś, gdybyś uważała jak chodzisz!
Laura zaśmiała się, ale z powodu powagi sytuacji zabrzmiało to bardzo groteskowo.
- Przykro mi, ale to ty na mnie wpadłeś - rzuciła. Wyjątkowo jej język się rozplątał. Możliwe, że stało się tak pod wpływem adrenaliny lub poirytowania na Ślizgona.
- Sam umiem wstać.
- I tak musimy iść do pani Pomfrey. Daj tą głowę, obandażuję ci ją, bo się wykrwawisz, zanim dojdziemy.
- Sam sobię poradzę... no dobra, daję ci wolną rękę - szybko zmienił zdanie, widząc, jak sprytnym zaklęciem Lala opatruje sobie ranę na nodze.
- Ferula! - bandaże obiegły głowę chłopaka.
- Dzięki, dalej już chyba sobie dam radę.
- Coś ci nie wierzę, że pójdziesz do skrzydła szpitalnego. Idziemy, i tak muszę poprosić panią Pomfrey o jakieś leki, bo sama się wykrwawię - czuła, jak krew mimo opatrunku spływa jej po łydce.
- Nie trze...
- A właśnie, że trzeba. Jeśli nie pójdziesz - rzekła, mierząc w niego różdżką, mimo, że nie zamierzała mu nic zrobić - i tak powiem o wypadku pani Pomfrey.
- Dobra, mądralińska, wygrałaś - ruszył z krzywym uśmiechem w dół.
- William.
- Wiem, jak masz na imię.
- Za to ja nie wiem, jak ty się nazywasz. Muszę wiedzieć, jak ma na imię moja prześladowczyni - powiedział ze słyszalną ironią w głosie.
- Laura. I zdecydowanie wolę, jak mnie nazywasz mądralińską.
- Hmm... jesteś tutaj od pierwszego roku?
- Tak, a co?
- Szczerze, to wcale cię nie kojarzę.
- I wcale się nie dziwię - odparła cierpko. William zadziwił się tą odpowiedzią i zadawał coraz więcej pytań. Dziewczyna zdziwiła się, że rozmowa z nim tak łatwo jej przychodzi. Mimo, że był odrobinę sarkastyczny i momentami zdawał się jej wyniosły, rozmawiało się z nim jej wyjątkowo przyjemnie.
Kiedy wychodzili po piętnastu minutach od pani Pomfrey, chłopak doznał olśnienia.
- Wiem! Byłaś w Klubie Pojedynków w zeszłym roku?
- Musisz kontynuuować przesłuchanie?
- Tak... nie. Ale jestem ciekawy. To co, tak czy nie?
- Tak, chodziłam tam.
- No, to znaczy że chociaż raz cię widziałem. Już coś.
W tej chwili zadzwonił dzwonek obwieszczający przerwę.
- Idę, nie chce, żeby dziewczyny wiedziały o moim wypadku. I tak mają mnie za niezdarę - tak naprawdę Laura nie wiedziała, dlaczego nie chce mówić o tym, co się wydarzyło.
- Chwilkę, gdzie się pali? Ostatnie pytanie. Chodzisz na spotkania do Slughorna?
- Jestem zapraszana, ale wymiguję się ile wlezie. Nie lubię tego starego ślimaka. - większość uczniów była zapraszana ze względu na wysoką pozycję rodziców, natomiast Laura od drugiego roku otrzymywała "ten przywilej w darze za wyjątkowy talent do eliksirów", jak to określił nauczyciel.
- Przyjdź na następne. Do zobaczenia!
Chłopak zniknął w tłumie, a Laura stała jak słup, nie wierząc, co się właśnie stało.
(Autorka: A. Lynch)
Zarąbisty rozdział! Co jeden to lepszy! Ale mam do was prośbę. Źle się dzieje na moich blogach. Od kilkudni miałam 2 odwiedzających dziennie. Może mogłybyscie jakos mi pomóc? Sorry że się tak narzucam ,ale tak jakos wyszło. Z góry dzięki!
OdpowiedzUsuńEllcia :*
super !!! czekam na dalsze rozdziały .
OdpowiedzUsuńPowiem- Napisze tak: Wzroku nie mogłam oderwać! Dziś naprawdę losy Laury mnie wciągnęły, swoją drogą wydaje się naprawdę urocza, tak czy inaczej, należą się ogromniaste brawa ^^ Chyba mogę się przyczepić tylko do jednej rzeczy. Zamiast "tą", piszemy "tę". Przewrażliwienie na tym punkcie mogę zawdzięczać tylko i wyłącznie despotycznej Pani od Polskiego, więc do niej z pretensjami . Tak czy inaczej świetnie, kawał dobrego rozdziału.
OdpowiedzUsuńŁatwych lekcji życzę, szczególnie jeśli zdajecie w tym roku egzamin gimnazjalny, wtedy takie życzenia naprawdę się przydają ;)
Dzięki, ja w tym roku właśnie piszę egzamin :( Bardzo się cieszę, że wszyscy czytacie mojego bloga. Wszystkich z Was chętnie odwiedzimy.
OdpowiedzUsuńPozdrówka. :)
Evenstar K.K.T.
Świetny! :D
OdpowiedzUsuńWreszcie wzięłam się za nadrabianie rozdziałów. ^^